Powrót hegemona. Jak Donald Trump przesunął wahadło o 180 stopni [OPINIA]
Z punktu widzenia Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, silna i stanowcza Ameryka, od czasu do czasu dowodząca swej hegemonii, jest lepsza, niż Ameryka jedynie prężąca muskuły - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski, były ambasador w USA i w Izraelu.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Operacja "Midnight Hammer" zakończyła się pełnym sukcesem - jak twierdzi amerykańska administracja. Zniszczone zostały irańskie instalacje nuklearne w trzech najważniejszych ośrodkach. Donald Trump może wreszcie pochwalić się namacalnym "skalpem", politycznym i militarnym, którego tak bardzo brakowało mu w drugiej kadencji.
Po miesiącach bezskutecznych negocjacji z Kremlem i prób zakończenia wojny na Ukrainie. Po długim okresie chaosu w polityce handlowej. Po niezrozumiałej szarpaninie z Kanadą i groźbach aneksji Grenlandii.
Donald Trump nie byłby Donaldem Trumpem, gdyby nie ogłosił swojego triumfu ze stosowną emfazą, podkreślając, że tylko "Ameryka mogła przeprowadzić taką operację" i dziękując pilotom, "latającym w swoich cudownych maszynach". Można się spodziewać, że jeszcze przez długi czas prezydent będzie podkreślał swoje zasługi w likwidacji irańskiego programu jądrowego, uchronieniu Izraela przed zagładą, może nawet w zaprowadzeniu pokoju na całym Bliskim Wschodzie. A niechętni mu komentatorzy będą sobie z tych przechwałek drwić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oto prawdziwy cel Izraela. "Deklaracje często skrywają coś więcej"
"Pokój poprzez siłę". Nie tylko pusty slogan
Zostawiając jednak na boku wrodzoną ekstrawagancję obecnego lokatora Białego Domu i groteskową niekiedy fanfaronadę, musimy mu oddać jedno: Ameryka w końcu pokazała, że przyświecająca republikanom Reaganowska zasada "Peace through strength" ("Pokój poprzez siłę") nie jest li tylko pustym sloganem. Że Ameryka wciąż jest w stanie uderzyć w przeciwnika nader boleśnie i przy pomocy militarnych (a nie tylko gospodarczych) narzędzi, do których nawet najbogatsze i najbardziej mocarne państwa świata nie mają dostępu i długo jeszcze mieć nie będą.
Do niedawna narzekaliśmy na naiwność Trumpa i dyplomatyczną "miałkość" działań jego administracji w relacjach z Rosją, podkreślając, że sojusznicy USA powoli tracą wiarę w spolegliwość swojego najważniejszego partnera. Czy Ameryka będzie gotowa przyjść nam z odsieczą? Czy wywiąże się ze swoich zobowiązań? Takie pytania zaczęli sobie zadawać Polacy, Litwini, Tajwańczycy. A także Izraelczycy.
Tym razem wahadło przesunęło się o 180 stopni. Naloty na irańskie cele były nie tylko operacją stricte wojskową, lecz także wyraźnym sygnałem: "Pogłoski o naszej śmierci jako światowego hegemona są przedwczesne. Nie próbujcie nas drażnić, bo źle to się dla was skończy".
To dlatego m.in. w swoim wczorajszym wystąpieniu Trump ostrzegł reżim ajatollahów, iż jakakolwiek próba odwetu ze strony Teheranu spotka się z jeszcze potężniejszym kontr-odwetem USA.
Trump stał się "prezydentem wojny"?
Trump sam określał się do tej pory jako "prezydent pokoju". Czy stał się właśnie "prezydentem wojny"? Pod koniec swojego oświadczenia zostawił Irańczykom furtkę: "Albo zapanuje pokój, albo Iran spotka tragedia, dużo większa niż to, czego byliśmy świadkami w ostatnich dniach".
To samo mógłby wszak powiedzieć Ronald Reagan 40 lat temu, zwracając się do Sowietów. Prowadził z nimi wojnę w Afganistanie (rękami mudżahedinów), rozmieszczał głowice nuklearne w Europie Zachodniej, wspierał "Solidarność". Jednocześnie wolał ostatecznie dogadać się z Michaiłem Gorbaczowem, oferując mu pokój, ale na własnych zasadach.
Możemy zżymać się na legalność sobotniego ataku z punktu widzenia prawa międzynarodowego.
Możemy mieć wątpliwości, czy rzeczywiście Iran był o krok od skonstruowania kilku ładunków jądrowych.
Możemy się zastanawiać, w jakim stopniu na decyzje Trumpa ma dzisiaj wpływ premier Benjamin Netanjahu.
Nie zmienia to jednak faktu, że z punktu widzenia Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, silna i stanowcza Ameryka, od czasu do czasu dowodząca swej hegemonii, jest lepsza, niż Ameryka jedynie prężąca muskuły.
Marek Magierowski dla Wirtualnej Polski
Marek Magierowski, dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".