Potyczki z milicją w Kijowie trwają już kilkanaście godzin
17. godzinę trwają rano w Kijowie potyczki między demonstrantami a milicją, która broni drogi dojazdowej do dzielnicy rządowej zablokowanej przez władze w związku z trwającymi od listopada protestami zwolenników integracji europejskiej Ukrainy. W opinii ekspertów, te różnice mogą doprowadzić do rozpadu państwa. "Sytuacja na Ukrainie jest wybuchowa"- twierdzi cytowana przez dziennik socjolog Irina Biekieszkina.
Około 100 milicjantów i około 100 protestujących ucierpiało w zamieszkach.
Milicja, w którą rzucano kostką brukową, pałkami i koktajlami Mołotowa, odpowiadała wystrzałami z broni na gumowe kule i granatami hukowymi oraz polewała atakujących wodą przy temperaturze wynoszącej minus 10 stopni Celsjusza.
Licząca ok. 100 osób grupa młodych ludzi atakuje kamieniami i koktajlami Mołotowa ukryty pod tarczami milicyjny kordon, co obserwuje ok. 2 tysięcy ludzi, znajdujących się na ulicy i na pobliskim wzgórzu.
Milicja odpowiada na wypady szturmujących strzałami z broni na gumowe pociski, granatami hukowymi, gazem łzawiącym oraz wodą z armatki wodnej. Temperatura w Kijowie wynosi minus 10 stopni Celsjusza. Obie strony pozostają na pozycjach, które zajmowały wcześniej i żadna z nich nie ustępuje pod naporem przeciwników.
Tłum przypuścił szturm na kordon milicji przed dzielnicą rządową w niedzielę po południu, w trakcie manifestacji opozycji na Majdanie Niepodległości w Kijowie. Demonstranci podpalili wówczas jeden z blokujących ulicę autobusów milicyjnych i atakowali funkcjonariuszy. W następnych godzinach doszło do kolejnych podpaleń autobusów i innych pojazdów.
Obecni na Majdanie politycy opozycyjni uznali, że jest to prowokacja, która ma rozwiązać władzom ręce dla siłowego rozpędzenia protestów. Do wszczęcia zamieszek przyznała się radykalna organizacja "Prawy sektor", której członkowie ochraniają miasteczko namiotowe na Majdanie Niepodległości.
Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz zapowiedział w niedzielę wieczorem utworzenie komisji, której zadaniem będzie zażegnanie kryzysu politycznego w kraju, a także wyraził gotowość do negocjacji z opozycją - poinformowali liderzy ukraińskich partii opozycyjnych.
- Prezydent zaangażował się w powołanie w poniedziałek komisji składającej się z przedstawicieli kancelarii prezydenckiej, rządu i opozycji, w celu znalezienia wyjścia z obecnego kryzysu - oświadczył szef ugrupowania Udar, Witalij Kliczko.
Sygnały o wyjeździe wojsk wewnętrznych i oddziałów specjalnych Berkut do Kijowa nadchodzą z zachodniej części Ukrainy: Lwowa, Iwano - Frankowska, Tarnopola i Równego, z położonej na południu kraju Odessy, a także z Doniecka na wschodzie. W niektórych miastach działacze próbują zablokować ruch autobusów i ciężarówek z funkcjonariuszami. Rzecznik wojsk wewnętrznych twierdzi, że konieczna może być zamiana rannych żołnierzy na nowych.
"Ten kraj będzie mniej demokratyczny niż Rosja czy Białoruś"
Obecna sytuacja na Ukrainie może doprowadzić do rozpadu państwa. Do takich wniosków doszli komentatorzy rosyjskiego dziennika "Niezawisimaja Gazieta". W ich opinii, cała odpowiedzialność za "czarny scenariusz" spadnie na prezydenta Wiktora Janukowycza.
"Niezawisimaja Gazieta" przypomina, że z inicjatywy prezydenta przyjęto na Ukrainie ustawy ograniczające wolności obywatelskie. "Nowe prawo doprowadzi do tego, że ten kraj będzie mniej demokratyczny niż Rosja czy Białoruś" - twierdzi rosyjski dziennik.
Takie rozwiązania ustawowe akceptują mieszkańcy wschodnich regionów, ale protestują przeciwko nim Ukraińcy z centralnej części kraju i Zachodu - dodaje gazeta. W opinii ekspertów, te różnice mogą doprowadzić do rozpadu państwa. "Sytuacja na Ukrainie jest wybuchowa"- twierdzi cytowana przez dziennik socjolog Irina Biekieszkina. Według niej, Ukraina mocno wyróżnia się na tle innych państw regionu. "Na Białorusi funkcjonuje spokojna dyktatura, w której nie ma już prawie opozycji. W Rosji reżim jest tak silny, że nie musi obawiać się o wynik kolejnych wyborów. Natomiast nad Ukrainą zawisła groźba krwawego dyktatu" - ostrzega Biekieszkina.
Sikorski komentuje sytuację na Ukrainie
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski spodziewa się, że UE jednoznacznie potępi ukraińskie ustawy, które zaostrzają kary dla przeciwników władz i ograniczają działalność organizacji pozarządowych.
Według Sikorskiego niepokojące są najnowsze wydarzenia w Kijowie, gdzie w niedzielę doszło do starć demonstrantów z policją.
- Spodziewam się jednoznacznego potępienia sposobu, jak i treści przyjętych w czwartek ustaw, które ograniczają swobody obywatelskie na Ukrainie i odsuwają Ukrainę od ścieżki ku integracji z UE - powiedział Sikorski dziennikarzom w Brukseli przed rozpoczęciem spotkania ministrów spraw zagranicznych państw Unii.
Dodał, że wspomniane ustawy są "wbrew literze i duchowi umowy stowarzyszeniowej, parafowanej w czasie polskiej prezydencji w UE".