HistoriaPotworność za potworność. Gwałty na Niemkach podczas II wojny światowej

Potworność za potworność. Gwałty na Niemkach podczas II wojny światowej

Wyniki badań opublikowane w tym roku w książce niemieckiej historyczki Miriam Gebhardt wskazują, że żołnierze USA zgwałcili około 190 tys. kobiet. Może to i stosunkowo niewiele przy "rekordowej" liczbie 2 mln zhańbionych przez Sowietów, ale sama ta informacja pokazuje, że zbudowany przez amerykańską wojenną propagandę wizerunek sympatycznego Jankesa, nie zawsze pokrywał się z rzeczywistością. Skalę gwałtów udało się poznać dzięki raportom sporządzonym przez duchownych. Określają one również wiek ofiar. Najstarsza miała 69, a najmłodsza 7 lat. Tego wszystkiego nie obejrzymy, ani "Szeregowcu Ryanie", ani w "Kompanii braci" - pisze Robert Jurszo w artykule dla WP.

Potworność za potworność. Gwałty na Niemkach podczas II wojny światowej
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons/No 5 Army Film & Photographic UnitOakes, H (Sgt)

Wtorek 1 maja 1945 roku w Berlinie cuchnął alkoholem. W święto Pracy tysiące radzieckich żołnierzy opijało zdobycie stolicy nazistowskich Niemiec. Na ulicach nie było mieszkańców. W napięciu, pochowani gdzie się dało - w mieszkaniach, na strychach, w piwnicach - wyczekiwali dalszego rozwoju wypadków. "Dziś rozpoczęliśmy dzień w strachu - pisała anonimowa kronikarka tamtych dni - od godziny ósmej siedzieliśmy w pogotowiu, oczekiwaliśmy czegoś najgorszego".

Młody oficer kopnięciem otworzył drzwi schowka na węgiel. Za czarną hałdą kuliła się szesnastoletnia dziewczyna. Wiedziała po co przyszedł. Szarpała się i krzyczała, kiedy darł na niej sukienkę. Uderzył ją w twarz, ale to nie złamało jej oporu. Wreszcie wyciągnął pistolet i wsadził lufę w jej usta. Znieruchomiała i w końcu pozwoliła, by wziął ją na zimnej piwnicznej podłodze. Modliła się tylko, by nie pociągnął za spust, kiedy już skończy.

Złamana obietnica

- Rok 1918 nigdy się nie powtórzy - wykrzyczał podczas jednego ze swoich hipnotyzujących przemówień Adolf Hitler. - To moje nieodwołalne postanowienie! Jeszcze nie wiedział, jak bardzo się myli, gdy wypowiadał te słowa. W 1945 roku realia wojenne rozbiły w gruz jego zamiary i rozdeptały je na pył. Wojska przeciwnika wdzierały się na teren Niemiec od wschodu i zachodu. Podczas gdy III Rzesza coraz szybciej się wykrwawiała, umysł Fuhrera uciekał od rzeczywistości. Pod koniec, zanim ze sobą skończył, przesuwał na mapie sztabowej nieistniejące armie. Ale to nie jemu przyszło zapłacić największą cenę za przegraną. Swoimi ciałami - a w wielu przypadkach życiem - uiściły ją niemieckie kobiety. Zarówno te, które jeszcze niedawno z fanatycznym oddaniem skandowały jego imię i słały mu pełne uwielbienia listy jak i te, które przeklinały dzień, w którym stanął na czele Niemiec. Walec alianckiej furii, który toczył się przez niemiecką ziemię, miażdżył równo je wszystkie, nie czyniąc rozróżnienia na winne i niewinne.

"Nasi ludzie są zdrowi"

Szaleństwo gwałtów na Niemkach zaczęło się w Prusach Wschodnich. Sowieci gwałcili w różnych konfiguracjach: na oczach ojców i mężów, pojedynczo, zbiorowo, wielokrotnie. - Dwudziestu trzech żołnierzy, jeden po drugim - wspominała jedna z ofiar. - Musiano mnie potem zszywać w szpitalu.

Sowiecki żołnierz zapamiętał scenę, w której po jednej stronie wiejskiej drogi leżały pokotem Niemki, a po drugiej, z opuszczonymi spodniami, w rzędzie stali żołnierze. Obserwujący tę scenę oficerowie dbali o to, by każdy żołnierz dokonał gwałtu a każda kobieta została wzięta siłą. Te, które traciły przytomność albo krwawiły w wyniku uszkodzenia narządów rodnych, odciągano na bok. Wiek gwałconych nie robił Sowietom różnicy. Najmłodsze ofiary miały po kilka lat a najstarsze mogłyby być babciami swoich oprawców.

Kobiety z Ligi Niemieckich dziewcząt (Bund Deutscher Mädel) - kobiecej organizacji nazistowskiej w III Rzeszy fot. Bundesarchiv

Niemieckie kobiety niekiedy szukały pomocy u radzieckich komendantów, licząc na to, że będą oni w stanie zdyscyplinować swoich podkomendnych. Bezskutecznie. Jedna z kobiet usłyszała w odpowiedzi: - Ach tak, ale przecież to wam nie zaszkodzi, nasi ludzie są zdrowi - po czym odwrócił się na pięcie i wspólnie z innymi dowódcami śmiał się do rozpuku.

Czego nie zobaczymy w amerykańskich filmach

Nie tylko Rosjanie gwałcili Niemki. I choć stan badań historycznych w tym względzie jest jeszcze mało zaawansowany, to wiadomo, że na kobietach używali sobie również Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi. Wyniki badań opublikowane w tym roku w książce niemieckiej historyczki Miriam Gebhardt "Als die Soldaten kamen. Die Vergewaltigung deutscher Frauen am Ende des Zweiten Weltkriegs" wskazują, że żołnierze USA zgwałcili około 190 tys. kobiet. Może to i stosunkowo niewiele przy "rekordowej" liczbie 2 mln zhańbionych przez Sowietów, ale sama ta informacja pokazuje, że zbudowany przez amerykańską wojenną propagandę wizerunek sympatycznego Jankesa, nie zawsze pokrywał się z rzeczywistością.

Gebhardt opierała się na relacjach zbieranych przez bawarskich księży, którzy gromadzili je latem 1945 roku na polecenie Arcybiskupa Monachium i Fryzyngi. Nie pozostawiają one złudzeń co do zachowania części amerykańskich żołnierzy. Na przykład, 20 lipca w jednej z wsi zgwałcili osiem dziewcząt i kobiet, niektóre na oczach rodziców. Pięć dni później, pijani w sztok Amerykanie w innej wsi poużywali sobie na mężatce, pannie i szesnastolatce. W kolejnej miejscowości amerykańskie wojskowe władze okupacyjne nakazały, by na drzwiach każdego domu przybić kartkę z listą domowników uwzględniającą ich wiek. Teraz żołnierze mogli swobodnie wybierać w kobiecym "menu". Wkrótce 17 kobiet znalazło się w lokalnym szpitalu, bo były tak seksualnie skatowane, że konieczna była pomoc lekarska.

Raporty duchownych określają również wiek ofiar amerykańskich gwałtów: najstarsza miała 69, a najmłodsza 7 lat. Olga Dłużak, była robotnica przymusowa, wyzwolona z niewoli przez amerykańskich żołnierzy, wspominała, jak ona i inne Polki unikały wychodzenia wieczorami z domów, bo Amerykanie ochoczo dobierali się do Niemek i czasem zdarzały im się "pomyłki". Tego wszystkiego jednak nie obejrzymy, ani "Szeregowcu Ryanie", ani w "Kompanii braci".

"Ile razy?"

Kobiety różnie radziły sobie z traumą gwałtu. Wiele dawały wspólne rozmowy. - Ile razy? - to pytanie często zaczynało znajomość pomiędzy nieznanymi sobie Niemkami. Po n-tym gwałcie, niektóre z nich - by jakoś uporać się z bólem i upokorzeniem - próbowały żartować na temat swoich doświadczeń. "W sumie jednak zaczynamy traktować te sprawę z pewna dozą humoru, chociaż prawdę mówiąc, raczej czarnego" - zanotowała w swoim dzienniku jedna z nich.

Jednak wiele kobiet doświadczenie gwałtu okaleczyło już na zawsze. Część z nich nie była w stanie normalnie funkcjonować z tą raną. Istniejące świadectwa odnotowują liczne przypadki samobójstw, załamań nerwowych, a nawet osunięcia się w chorobę psychiczną. Niektóre nie wyobrażały sobie już normalnych relacji erotycznych i miłosnych. - Nigdy więcej nie chcę mieć do czynienia z mężczyzną - powiedziała młoda kobieta, którą zgwałciło grupowo ponad 20 sowieckich żołnierzy.

Niekiedy na samą wieść o tym, że nadchodzą sowieccy żołnierze, kobiety targały się na własne życie. Dochodziło do koszmarnych scen, w których matki mordowały własne córki, byle tylko te nie dostały się w ręce "mongolskich podludzi".

"Kiedy jestem pijany, wszystko jest łatwiejsze"

Być może skala gwałtów, jakich dopuścili się Alianci na Niemkach nie byłaby tak duża, gdyby nie alkohol. Wycofujące się jednostki niemieckie nie niszczyły zapasów ognistych trunków w przekonaniu, że osłabią one morale nacierających przeciwników. Stało się jednak zupełnie na odwrót. "Kiedy jestem pijany, wszystko jest łatwiejsze" - napisał czerwonoarmista w jednym z listów. Alkohol łamał psychiczne bariery, podsycał ogień agresji i topił wyrzuty sumienia. A wszystko to było konieczne, by zamienić III Rzeszę w darmowy dom publiczny. Jedna z kobiet odnotowała z goryczą: "Podczas następnej wojny, która będzie się toczyć wśród kobiet i dzieci (mężczyźni już wcześniej wyruszą dla ich obrony), powinno się przed wymarszem własnych wojsk wylać każdą kroplę rozgrzewających napojów do ścieku, wysadzić składy wina, opróżnić piwnice z piwem. [...] Byleby tylko pozbyć się alkoholu, zanim kobiety znajdą się w zasięgu wroga". "Tu potrzebny jest wilk, który uchroniłby mnie przed tym stadem wilków. Oficer, komendant, generał
i kto tam jeszcze". Do tego wniosku, zanotowanego w słynnym dzienniku wydanym pod tytułem "Kobieta w Berlinie. Zapiski z 1945 roku", doszło wiele Niemek. Skoro uniknięcie kontaktów seksualnych z najeźdźcami nie jest możliwe, to trzeba oddawać się takim, którzy stoją na szczycie wojennego łańcucha pokarmowego. Dzięki temu będzie można uniknąć przypadkowych gwałtów a nawet śmierci. Poza protekcją miało to jeszcze jeden plus - dostęp do żywności, której obcy żołnierze mieli pod dostatkiem. Nic dziwnego, że wiele kobiet szło na taki układ.

Ale gdy niespodziewanie przenoszono "opiekuna" w inne miejsce frontu, ochrona się kończyła. Trzeba było szukać nowego protektora, by nie paść ofiarą łasych seksu żołnierzy niższych rangą. Ta konieczność niosła ze sobą fatalne konsekwencje psychiczne. "Mam obrzydliwe uczucie - pisała anonimowa autorka dziennika - że przechodzę z rąk do rąk, czuję się poniżona i obrażona, zdegradowana do obiektu seksualnego". Czasem też wojskowi prominenci konkurowali o jedną kobietę, co stawiał ją w wyjątkowo trudnej sytuacji, bo każdy z nich oczekiwał od nich oddania i wierności. Niemki musiały lawirować między "wilkami" tak, by nie stać się ofiarą gniewu żadnego z nich. "Jestem tylko zdobyczą, muszę się zdać na myśliwych, na to co postanowią zrobić ze zdobyczą i kto ją ostatecznie dostanie. [...] Teraz nie wiem, czy mam go odepchnąć, muszę uważać, nie wolno mi zapominać, że oni są panami".

Całkiem nowa sytuacja

Niekiedy między Niemką a protektorem rodziła się więź, która wykraczała poza obopólną wymianę usług. "To całkiem nowa sytuacja" - pisała kobieta o swoim związku z radzieckim oficerem. "Nie mogę w żadnym razie powiedzieć, że major mnie gwałci. Myślę, że wystarczy jedno ostrzejsze słowo wypowiedziane przeze mnie, a więcej nie przyjdzie. A więc służę mu z własnej woli. Czyżbym czyniła to z sympatii, z potrzeby miłości? Któż to wie".

W znacznym stopniu wynikało to z potrzeb samych mężczyzn. Nie pożądali oni bowiem jedynie seksualnego wyżycia się, ale czegoś, co mogłoby stanowić namiastkę domu, kobiecej czułości. Wykończeni wojną i psychicznie okaleczeni tym, co widzieli - oraz tym, co sami robili - szukali wytchnienia w ramionach kobiet. Dla tych ostatnich taka sytuacja była wyjątkowo korzystna. Pozwalała na unikanie kontaktów seksualnych, albo chociaż ich ograniczenie. I co równie ważne - na pewną kontrolę nad mężczyzną, na którego łasce były. Anonimowa autorka pisała o swoim "romansie" z majorem: "Prawdopodobnie bardziej szuka ludzkiego, kobiecego ciepła niż samego seksu. Więc mu je daję, dobrowolnie, chętnie. Spośród bowiem całej tej sfory mężczyzn ostatnich dni on jest najbardziej do zniesienia. Poza tym mogę nad nim dominować".

"Idź z nimi!"

Gdzieś w Berlinie, kiedy grupa radzieckich żołnierzy szarpała młodą kobietę próbując wytargać ją z brudnej od węglowego pyłu piwnicy, ta spodziewała się, że ktoś stanie w jej obronie. A przynajmniej któryś z mężczyzn. Ale nikt się nie wychylił. Wszyscy patrzyli pod nogi, udając, że nic nie widzą. Kiedy Sowieci zaczęli wpadać w furię jeden z Niemców krzyknął: - Idź z nimi, na miłość boską! Wpędzisz nas tylko w kłopoty!

Powyższa sytuacja nie była wcale odosobnionym przypadkiem. W 1945 roku honor większości niemieckich mężczyzn gdzieś się ulotnił. Pewnie dlatego większość z nich nie stawała w obronie własnych córek i żon, gdy na ich oczach brali je sowieccy bojowcy. Jedna z kobiet pisała o berlińczykach w tych strasznych czasach: "Żaden mężczyzna nie traci twarzy, kiedy wydaje na łup zwycięzcy kobietę, czy to własną żonę, czy żonę sąsiada. Wprost przeciwnie, weźmie mu się za złe, jeśli rozdrażni panów swoim uporem". Mężczyźni stali się do bólu praktyczni, aż po granicę upodlenia. Być może klęska złamała ich ducha, tak że nie byli już zdolni do obrony. A może sprawy miały się dużo bardziej prozaicznie? Może chcieli po prostu się uratować, nawet za cenę czci i godności kobiet?

Ale jednak jakoś to przeżywali. Część z nich wydawała się nawet słabsza psychiczne od kobiet, które wydali na pohańbienie. Jedna z kobiet wspominała, jak uległa dwóm pijanym radzieckim oficerom, by ocalić życie swoje i męża: "Potem - pisała - musiałam pocieszać mojego męża i pomóc mu odzyskać równowagę. Płakał jak dziecko".

Akty odwagi zdarzały się, choć rzadko. Przetrwała relacja o trzynastoletnim Dieterze Sahlu. Chłopak rzucił się z pięściami na Rosjanina, który na jego oczach gwałcił matkę. Żołnierz zastrzelił go, po czym, tuż obok zwłok dziecka, skończył to, co zaczął robić z kobietą.

Niemki miały też bolesną świadomość tego, że mężczyźni, którzy dopiero wrócą z wojny, nie zrozumieją tego, czego były one świadkami i co musiały robić, by przeżyć. Często zdarzało się, że mężczyźni, którzy dowiedzieli się o tym, że ich kobiety zostały zgwałcone - porzucali je. Dlatego kobiety na ogół milczały i udawały, że nic im się nie stało. Jedna z nich pisała, że "będziemy musiały trzymać język za zębami, będziemy musiały się zachowywać tak, jakby nas, właśnie nas, przypadkiem oszczędzono. Inaczej żaden mężczyzna nie zechce nas dotknąć".

"Nasi nie byli lepsi..."

- Nasi wcale nie byli lepsi- coraz częściej mówili między sobą Niemcy komentując gwałty. Brutalnie docierało do nich, że to, co jest ich udziałem, jest zemstą za to, co oni wpierw wyrządzili innym. Nie da się zrozumieć skali, zasięgu i bestialstwa alianckich gwałtów, jeśli nie uwzględni się ogromu niemieckich zbrodni podczas II wojny światowej. Sowieci, którzy tak pastwili się na niemieckich kobietach, wcześniej widzieli koszmarne efekty działalności Wehrmachtu i grup likwidacyjnych SS: spalone wsie, martwe kobiety z rozerwanymi łonami, niemowlęta, których główki roztrzaskano o mur. Amerykanie i inni w obozach koncentracyjnych znajdywali żywe szkielety i hałdy ludzkich zwłok. Wszyscy oni byli też wykończeni wojennym znojem, walcząc ze sfanatyzowanymi jednostkami, które uporczywie nie chciały się poddać. Miriam Gebhardt sugeruje też, że na Amerykanów mogła mieć wpływ ich własna propaganda, która głosiła, że są oni atrakcyjni dla niemieckich kobiet. W takiej atmosferze łatwo, zbyt łatwo, było im wziąć otwarte
"nie" za ukryte "tak".

Zaskakujące jest również to, że ofiarami gwałtów padały kobiety w tak różnym wieku. Trafnie skomentował to Catherine Merridale w książce "Wojna Iwana": "Ofiary zbiorowych gwałtów były po prostu mięsem, ucieleśnieniem Niemiec, uniwersalnymi Frauen, tymi, które doświadczały radzieckiej i indywidualnej zemsty. Wielu żołnierzy uważało je za 'odrażające'. Słowa te można odnieść również do poczynań innych Aliantów.

Potwornością odpłacono za potworność. Czy była w tym jakaś sprawiedliwość? Na wojnie zwykle nikt nie zadaje sobie takich pytań.

Robert Jurszo dla Wirtualnej Polski

Korzystałem m.in. z książek "Berlin. Upadek 1945" Antony'ego Beevora, "Wojna Iwana" Catherine Merridale oraz dzienników: "Może to po raz ostatni" Ursuli von Kardorff i "Kobieta w Berlinie. Zapiski z 1945 roku" autorstwa anonimowej autorki.

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiagwałtniemcy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)