PolskaPotrzebujesz pomocy, to płać

Potrzebujesz pomocy, to płać

Prokuratura Rejonowa Łódź-Widzew bada
okoliczności nieudzielenia pomocy pacjentce, która z objawami
duszności zgłosiła się do jednej z łódzkich przychodni.

Z relacji dyspozytora z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego wynika, że pielęgniarka z ZOZ-u nie chciała podać leku pacjentce z silnym atakiem astmy. Kazała jej najpierw zapłacić, a lekarz nawet nie wyszedł do chorej. Według "Dzienika Łódzkiego - Wiadomości dnia", dopiero pogotowie wezwane do przychodni "Batory" udzieliło pomocy 30-letniej kobiecie i wtedy duszności ustąpiły.

"W związku z publikacją prokuratura prowadzić będzie czynności zmierzające do wyjaśnienia sprawy. Zbadamy okoliczności, w jakich doszło do nieudzielenia pomocy i czy w związku z tym można mówić o narażeniu życia i zdrowia pacjentki" - powiedział rtek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Jak poinformował dyrektor ds. medycznych Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi Janusz Morawski, pacjentka zgłosiła się ze swoimi lekami do przychodni, w której nie była zapisana, bowiem wystąpiły u niej zaostrzone dolegliwości przewlekłej obturacyjnej choroby płuc. Chciała, żeby zrobiono jej zastrzyk.

"Był to na pewno stan pogorszenia zdrowia, który wymagał podania tych leków. Przychodnia jednak odmówiła i skierowała ją do ZOZ-u, w którym jest zapisana" - powiedział PAP Morawski.

Zaznaczył, że pacjentka miała uczucie duszności, więc przypadek kwalifikował się, "żeby bez dyskusji podać te leki".

"Tym bardziej, że każda przychodnia w zasadach kontraktu ma podawane, że musi udzielać świadczeń w stanach nagłego pogorszenia zdrowia" - podkreślił Morawski. Jego zdaniem, był to błąd przychodni. "To dziwna i groteskowa sytuacja, kiedy pogotowie wzywane jest do przychodni lekarskiej, podaje pacjentce lek i odwozi ją do domu w stanie poprawy zdrowia" - dodał.

Dyrektor miejskiej przychodni "Batory" Ewa Oboza powiedziała, że pacjentka nie sygnalizowała w przychodni, że ma napad duszności. "Jest mi niezmiernie przykro, że taka sytuacja miała miejsce, ale pielęgniarka, która z nią rozmawiała, nie widziała u niej duszności. Gdyby pacjentka choć słowem powiedziała, że się źle czuje, to w ogóle nie byłoby problemu" - wyjaśniła.

Według dyrektor ZOZ-u, pacjentka wyszła z przychodni i nikt nie widział, że ma napad duszności. "Prawdopodobnie sama po wyjściu z przychodni wezwała z telefonu komórkowego pogotowie i stąd całe zamieszanie. Pielęgniarka i lekarz dowiedzieli się, że pacjentka ma duszności dopiero od pracownika pogotowia. Pielęgniarki pracują od wielu lat i nigdy nie zdarzyło się, żeby nie udzieliły pacjentom pomocy"- podkreśliła.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)