Pośród przemocy fortuna uśmiecha się do szklarzy
Uprzątając gruz i szkło w swojej
restauracji w Bagdadzie po wybuchu zdetonowanej nieopodal bomby
samochodowej, Ahmed Kadhum od początku wiedział, do kogo musi
zadzwonić - do sprzedawcy szyb.
Chaos i zniszczenia w Iraku powodowane od dwóch lat przez bomby samochodowe, przynoszą nieszczęście tysiącom ludzi, ale dają zarobek szklarzom, blacharzom samochodowym, sprzedawcom lodu - oraz fabrykantom bomb.
Teraz wszyscy korzystają z usług sprzedawców szkła okiennego - mówi Abu Omar, prowadzący niewielki, ale prężnie rozwijający się zakład szklarski w południowej części Bagdadu. - Staliśmy się znani i popularni.
Ponieważ popyt szybko rośnie, Omar już myśli o otwarciu dodatkowych punktów usługowych. W Bagdadzie nie ma dnia bez zamachu bombowego lub ostrzału z moździerzy, powodujących ofiary i zniszczenia. Tylko dzisiaj, trzy skoordynowane zamachy bombowe na stołecznym dworcu autobusowym i w jego pobliżu zabiły co najmniej 43 osoby i raniły ponad 80.
Abu Omar przyznaje, że przed wybuchem rebelii dobrze zarabiał tylko na budowach, ale budowano niewiele i większe zamówienia zdarzały się rzadko. Teraz obroty wzrosły przeszło trzykrotnie.
Podrożało także szkło okienne. Do niedawna metr kwadratowy szyby do witryny sklepowej kosztował równowartość 10 dolarów, a teraz 13- 14 dolarów albo i więcej.
Interes tak dobrze kwitnie, iż niektórzy kupcy krążą po mieście w furgonetkach załadowanych szkłem okiennym, gotowi przystąpić do naprawiania witryn i innych okien natychmiast po eksplozji.
Wielu mieszkańców Bagdadu, przyzwyczajonych do regularnej wymiany szyb, także tych oklejonych taśmą dla zmniejszenia szkód, odnosi się do szklarzy ze stoickim spokojem, choć ceny usługi stale rosną.
Są potrzebni - przyznaje bagdadzka gospodyni domowa Um Mohammed. - Nawet jeśli sprzedają szkło po tak wysokiej cenie, że dla niektórych jest za drogie.
Inni są mniej wyrozumiali.
Wszystko co mam, wydaję na szklarzy, dłużej tego nie wytrzymam - powiedział pewien bagdadczyk, którego dom stoi przy drodze na lotnisko. Zdarza się, że tutaj bomby samochodowe wybuchają kilka razy dziennie.
Inną grupą rzemieślników gotową potwierdzić prawdziwość przysłowia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, są blacharze i mechanicy samochodowi.
Każdy eksplodujący samochód-bomba uszkadza przeciętnie co najmniej pół tuzina pojazdów. Po tym, trzeba w nich nie tylko wymienić szyby, ale także wyklepać karoserię.
Ahmed Salih, którego samochód ucierpiał, gdy kilkadziesiąt metrów przed nim wybuchła przydrożna mina-pułapka, powiedział, że naprawa u blacharza kosztowała go równowartość prawie 350 dolarów, czyli niemal całą miesięczną pensję.
42-letni Abu Mohammed, który prowadzi warsztat samochodowy w starej części Bagdadu przy ulicy, gdzie w podobnych warsztatach od rana do wieczora pracują dziesiątki ludzi, opowiada, jak szczęście uśmiechnęło się do niego pośród powszechnego nieszczęścia.
Przed wojną naprawialiśmy od czasu do czasu pojazdy uszkodzone w wypadkach drogowych. Teraz, dzięki bombom, w moim garażu przy warsztacie nie ma wolnego miejsca - mówi Mohammed, z trudem powstrzymując uśmiech.
Są też inni cisi beneficjanci irackiego chaosu. Latem, kiedy temperatura w cieniu przekracza 45 stopni Celsjusza, świetnie zarabiają sprzedawcy lodu i generatorów prądu. Powód? Ciągłe przerwy w dopływie energii elektrycznej paraliżują pracę lodówek i klimatyzatorów.
Nie narzekają również producenci trumien: w lipcu do kostnicy stołecznej przywieziono około 1100 ciał, sześć razy więcej niż w tym samym okresie przed wojną.
Beneficjantami chaosu, o których rzadko się pisze, są fabrykanci ładunków wybuchowych. Kilka miesięcy temu żołnierze amerykańscy odkryli w jednym z domów stolicy małą, ale kompletnie wyposażoną wytwórnię bomb.
Amerykanie ustalili, że jej właściciel najprawdopodobniej nie był związany bezpośrednio z żadnym ugrupowaniem terrorystycznym, lecz działał na własną rękę, aby zaspokoić zapotrzebowanie na bomby na czarnym rynku. Za bombę brał równowartość około 25 dolarów.