Posłanka: policja wyzwała mnie od ćwierćinteligentów
- Nie powiedziałam, żeby mnie pocałowali w d…, natomiast oni wyzwali mnie od
ćwierćinteligentów - posłanka PiS Anna Sikora zaprzecza doniesieniom prasowym jakoby zasłaniając się legitymacją poselską odmówiła przyjęcia mandatu. Policjanci - jej zdaniem - mieli grozić skuciem kajdankami, ona powiedziała: "Panowie macie pecha, jestem posłanką." Taka jest wersja wydarzeń posłanki, którą przedstawiła Wirtualnej Polsce.
Z tego, co mówi Anna Sikora, nic co pojawiło się we wczorajszej prasie, nie jest prawdą. W czwartek "Super Express" napisał, że posłanka powiedziała do interweniujących policjantów "pocałujcie mnie w d...", dodatkowo miała zagrozić im wyrzuceniem z pracy. Czy faktycznie to powiedziała? Sikora reaguje śmiechem. - Ja generalnie nie używam takich słów, w zasadzie w ogóle nie przeklinam, zwłaszcza w stosunku do osób, których nie znam, nie wiem skąd oni to wzięli.
A czy chciała ich zwalniać z pracy? - To jest śmieszne, przecież ja nie mam na to żadnego wpływu! - odpowiada. Jednak jak dodaje, to zdarzenie zainspirowało ją na tyle, by zainteresować się naborem w policji, czy nie za bardzo obniżono poziom egzaminów.
Chcieli ją skuć i odwieźć
Tydzień temu, w piątek Sikora jechała ulicą Mickiewicza, kiedy zadzwonił jej telefon. Zatrzymała się na pobliskim skwerku, tuż przed stojącym tam radiowozem. Prawdą jest to, że nie wyłączyła silnika, więc jak podsuwa posłanka, może nadgorliwi uznaliby to za kontynuację jazdy? Przez telefon rozmawiała kilka minut zanim policjanci podeszli. - Zdziwiło mnie, że dopiero po pewnym czasie się mną zainteresowali - mówi Sikora. Nawet nie wiedziała, jaki jest powód zatrzymania, podejrzewała, że może źle zaparkowała, choć zrobiła to za przykładem radiowozu. Nie poznała jednak prawdziwego powodu. Pytała o to, ale oni nie podjęli tematu.
- Poproszono mnie o dokumenty w sposób nie znoszący sprzeciwu i bardzo prowokacyjny - opowiada Anna Sikora. - Pan krzyczał "proszę wyłączyć silnik, położyć kluczyki na desce rozdzielczej, ręka na kierownicy i dokumenty” - mówi. Na co posłanka mówi „dobrze proszę pana, ale proszę mi powiedzieć kim pan jest”. - Przecież oczywiste jest to, że policjant musi się przedstawić, a na żądanie pokazać legitymację - tłumaczy Sikora.
Funkcjonariusz powiedział, że już się przedstawił i „trzeba było słuchać”. Ona na to, że nie usłyszała i prosi o powtórzenie. Podszedł kolejny policjant i powiedział, że on słyszał, jak kolega się przedstawia, i żeby wykonała polecenia kolegi. Na co Sikora powtórzyła, że ona nie słyszała. Wciąż nie podawali swoich nazwisk. W pewnym momencie, jakby nie brzmiało to absurdalnie, chciała nawet zadzwonić na policję. - Ciśnienie rosło, policjant zagroził, że jeśli nie będzie wykonywała poleceń, to ją skują i zostanie odwieziona. Gdzie? - Nie powiedzieli - wspomina posłanka.
Groźba skucia ją wzburzyła. "Panowie macie pecha, jestem posłanką, więc dzisiaj nikogo tutaj nie skujecie" - powiedziała i ponowiła prośbę o podanie nazwisk. W końcu funkcjonariusze ujawnili swoje nazwiska i Sikora pokazała dokumenty.
Taka władza, tacy posłowie?
Wprawdzie Anna Sikora przyznaje, że ton jej wypowiedzi nie była tak spokojny jak obecnie. - Muszę szczerze przyznać, że byłam zdenerwowana, nie byłam potulna. - Wydało mi się to nieprawdopodobne, żeby policjanci wykrzykiwali i grozili skuciem - powiedziała. Posłanka dodaje, że generalnie nie wymachuje swoją poselską legitymacją i grzecznie płaci mandaty, zazwyczaj za złe parkowanie, bo „już minęły czasy młodości i szaleństwa na drodze”.
Napisała skargę do Komendanta Głównego Policji. Napisała nie dlatego, że jest posłanką, ale dlatego, że jako obywatel, kobieta, nie życzy sobie, żeby policja zachowywała się w ten sposób. - Obywatel nie jest wrogiem policji, a miałam wrażenie, że ci panowie tak to widzą - mówi. Co przesądziło o tym, że ją napisała? Jako zatwardziała palaczka wyszła z samochodu na papierosa w trakcie, gdy policjanci schowali się w radiowozie z jej dokumentami. Stojąc tak około dziesięciu minut, postanowiła, że w międzyczasie odbierze dokument z banku, co było generalnie celem jej wizyty w tym miejscu. Gdy zaczęła przemierzać uliczkę dzielącą ją od banku, funkcjonariusze wyskoczyli z radiowozu i wykrzyczeli, że napiszą notatkę do marszałka, na co posłanka odpowiedziała, że ona napisze skargą do Komendanta. W odpowiedzi policjanci wywrzeszczeli: "No właśnie, jaka władza, tacy posłowie ćwierćinteligenci".
- Tylko nie zwrócili uwagi na przynależność partyjną - ironizuje Sikora. Jednak słowa funkcjonariuszy ją zdenerwowały i podniesionym głosem zwróciła im uwagę, że nie wolno się tak zachowywać. "Pani inteligencja nie jest w stanie nas obrazić", usłyszała w odpowiedzi. Oddali dokumenty i odjechali. Posłanka deklaruje, że nie zostawi tak tej sprawy i zgłosi się do banku, pod którym rozegrała się „scysja” z prośbą o udostępnienie nagrania z kamery monitoringu.
* Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska*