Posłanka Barbara Dziuk © PAP | Marcin Obara

Posłanka PiS otarła się o śmierć. "Całe życie stawało mi przed oczami"

Wysiadały mi po kolei wszystkie organy. Człowiek przy takim bólu nie może się ruszyć. Leży w pampersie i nie może nic - mówi Barbara Dziuk. COVID-19 dopadł ją w marcu 2021 roku. Dziś opowiada o swoim dramacie i cudzie, którego - jak uważa - doznała dzięki Bogu. Parlamentarzystów, w tym z własnego klubu, negujących sens szczepień, ocenia krótko: - To cynicy, dla których polityka jest ważniejsza niż ludzkie życie.

Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Michał Wróblewski, WP: Wraca pani do tamtego czasu?

Barbara Dziuk, wieloletni samorządowiec, posłanka PiS, członkini sejmowej komisji zdrowia: Wolałabym o tym zapomnieć. Nie da się. Zwłaszcza kiedy się widzi, jak chorują przyjaciele… Tak, wracam pamięcią do tamtych dni. To były jedne z najcięższych chwil dla mnie i mojej rodziny.

Była pani…

…bliska śmierci. Trzy razy przekazano mi, że mogę umrzeć. Były momenty krytyczne. Traciłam świadomość. Wiedziałam, że to może być koniec. Całe życie stawało mi przed oczami. Człowiek wie, kiedy następuje ten moment…

Co pani wtedy czuła?

Jak by mi ktoś wyciągnął wtyczkę. Jak by ktoś mnie wyłączył.

Ból?

Bardzo silny. Wysiadały mi po kolei wszystkie organy wewnętrzne, zaczęło się od zaatakowania nerek. Człowiek przy takim bólu nie może się ruszyć. Staje się całkowicie zależny od drugiego człowieka. Leży w pampersie i nie może nic. Do tego zapadały mi się żyły, nie można było wpiąć wenflonu. Lekarze chcieli mi podpiąć wenflon do tętnicy szyjnej. Bałam się tego. Bardzo.

Oddział covidowy. Słychać szum i pikanie aparatury medycznej. Tu ludzie walczą o każdy oddech
Oddział covidowy. Słychać szum i pikanie aparatury medycznej. Tu ludzie walczą o każdy oddech© WP | Tomasz Molga

Straciła pani nadzieję?

Byłam na granicy dwóch światów. Właściwie nie dawano mi szans na przeżycie.

Ludzie panicznie boją się trafić na OiOM.

Nie przypadkiem mówi się o OiOM-ach, że to oddziały śmierci. A ja właśnie tam trafiłam. Rozmawiałam jednego dnia z pacjentem leżącym obok, a drugiego dnia już go nie było. Nie dlatego, że wyzdrowiał. Umarł… To było straszne. Zastanawiałam się, kiedy przyjdzie kolej na mnie.

Była pani dzielna.

Nie do końca. Były momenty, że chciałam się poddać. Bóle były tak silne. Musiałam brać dużo środków przeciwbólowych, uspokajających. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będę jeszcze sprawna. Nie umiałam nawet ruszyć nogą. Dopiero po czterech tygodniach mogłam samodzielnie umyć sobie włosy i zęby, zrobić cztery kroki do umywalki. To była radość…

Ale mimo wszystko walczyłam. Od dziecka jestem wojowniczką. Musiałam na nowo nauczyć się chodzić, na nowo nauczyć się żyć, przewartościować wszystko.

Nie wyobrażam sobie, co musiała przeżywać pani rodzina.

W tamtym czasie oczekiwałam drugiej wnuczki. Mam czwórkę dzieci. Mój mąż także mocno to przeżył. Nie pierwszy raz… Zdrowotnie byłam w życiu bardzo doświadczona.

Miała pani wsparcie w szpitalu?

O, tak. Chciałam złożyć wielkie ukłony lekarzom, pielęgniarkom i wolontariuszom, ratownikom…

Gdyby nie oni, można było się załamać psychicznie. Dodawali otuchy, trzymali za rękę, pomagali w higienie osobistej. Przewracali mnie na bok, kiedy traciłam saturację, a sama nie mogłam się ruszyć na łóżku… Dla mnie to było niesamowite przeżycie. Zwłaszcza że tam wszyscy byli równi. Nie było istotne, jaką funkcję pełnisz. Czy jesteś prezesem, czy posłem, czy zupełnie kimś innym. Chociaż widziałam, pod jaką presją w związku z moją funkcją są lekarze. Bo pani poseł, bo z komisji zdrowia… A ja cieszyłam się z uśmiechu i odrobiny życzliwości. Nic wtedy nie było ważne.

Trafiła pani na dobrych ludzi.

Tak! Motywowaliśmy i wspieraliśmy się z innymi chorymi. Potrzebowaliśmy tego jak tlenu. Bo jeśli chodzi o życie, każdy jest równy. Nawet moi oponenci polityczni przesyłali mi wiele wyrazów wsparcia. To było miłe.

Była pani najbardziej doświadczoną przez COVID-19 parlamentarzystką. Ale ciężko przeszedł chorobę także pani klubowy kolega, Jerzy Polaczek.

To Jurek był jedną z pierwszych osób, które do mnie zadzwoniły po tym, jak dowiedziałam się o zakażeniu. Mówił: zgłoś się do szpitala. A ja nie chciałam, bo saturacja mi na początku nie spadała. No, ale potem wszystko się zmieniło.

Problemy z oddechem się nasilały?

Czasem w ogóle nie umiałam oddychać. Miałam prawie całe płuca zajęte przez COVID. Groził mi przeszczep płuca, szukano dla mnie sztucznego. Gdy wracam do tamtych chwil, to się wzruszam. Moja córka chciała mi oddać swoje płuco, bo powiedziała, że skoro ja ją urodziłam, to ona w ten sposób może mi pomóc…

Człowiek w ogóle potrafi się oswoić z myślą, że może umrzeć?

Pogodziłam się z tym, że umrę. Mam w sobie wielką radość życia, ale wiem też, że my nie jesteśmy tu na zawsze.

Wiara pani pomogła?

Wiara uratowała mi życie. Tak jak zawsze po raz kolejny zawierzyłam Bogu swoje życie. Pan Bóg chciał, żebym przeżyła. To była tylko wola Boża. Zostałam uzdrowiona. Na moją prośbę przyszedł ksiądz, który udzielił mi namaszczenia chorych i przyjęłam komunię. Chciałam pojednać się z Bogiem, bo nie wiedziałam, co będzie… Kapłan powiedział do mnie: "Wiesz co, Basia, Pan Bóg ma wobec ciebie plan". To mnie bardzo podniosło na duchu. Naprawdę, od tamtej pory zaczęło mi się poprawiać. Zaczęłam zdrowieć.

Wyborcy panią wspierali?

W moim regionie organizowano modlitwy w mojej intencji, odbywały się msze święte. Było totalne poruszenie, proszę mi wierzyć, naprawdę docierały SMS-ami informacje wspierające. Ludzie, chcąc mi pomóc, wręcz forsowali niebo! To było niesamowite przeżycie bliskości ludzkiej, za którą jestem wdzięczna i bardzo dziękuję.

Zastanawiała się pani kiedyś, dlaczego akurat na panią trafiło? Dlaczego to akurat panią tak mocno ten wirus uderzył?

Do dzisiaj nie znam odpowiedzi. Lekarze nie byli mi w stanie tego wytłumaczyć. Ale faktem jest, że byłam wtedy bardzo przemęczona. W pandemii sporo pracowałam, jestem pracoholiczką. No i czas nagle się dla mnie zatrzymał. To było koszmarne, zrobić z tak zabieganej, aktywnej osoby jak ja osobę przykutą do łóżka.

Nie załamała się pani.

Nigdy staram się nie załamywać. Urodziłam czworo dzieci. Przy czwartym porodzie było bardzo ciężko. Przeżyłam i moje dziecko przeżyło. Dziś jest wybitnym muzykiem.

Gdy trafiła pani na oddział, nie była pani zaszczepiona.

Wtedy dopiero tak naprawdę ruszały szczepienia. Nie byłam zaszczepiona, to prawda, choć wcześniej mi to proponowano. Odmówiłam, bo były osoby bardziej potrzebujące ode mnie. Na przykład chore neurologicznie czy onkologicznie.

Odczuwa pani powikłania po chorobie?

Dziękuję, że pan o to pyta i proszę to napisać - niezwykle ważne po COVID jest ćwiczenie oddechu, ćwiczenie płuc, oddychanie przeponą. Rehabilitacja oddechowa jest niezwykle ważna! Wie pan, jak to udrażnia płuca? Dzięki temu, że robię to codziennie, ćwiczę oddychanie, nie mam już śladów choroby na płucach! Nawet lekarze mówią, że to niemożliwe, żeby osoba tak doświadczona chorobą, jak ja, miała dziś zdrowe płuca.

Ale…

Są oczywiście również skutki uboczne. Musiałam brać gigantyczne ilości sterydów. Cukier mi się bardzo rozregulował. Muszę być cały czas prowadzona przez diabetologów. Mało się mówi też o tym, jak COVID bardzo szkodliwie działa na oczy. Tu także trzeba pilnować, by oko się nie wysuszało, bo czasem brakowało nawet łez i odczuwalne jest pieczenie.

Bardzo bolało po tej chorobie, ból także towarzyszył przy chodzeniu, było wypadanie włosów… Garściami. Jak po chemii. To był taki wstrząs dla organizmu…

Co pani myśli o politykach, również pani klubu, którzy negują sens szczepień?

Wykorzystują nurt antyszczepionkowy, by zyskać na popularności. Kosztem zdrowia i życia innych. Ja tego nie rozumiem, dla mnie to jest niepoważne.

Czyli co, polityka ponad życie?

Nie mam wątpliwości, że politycy negujący pandemię, czy szczepienia chcą zbijać na tym polityczny kapitał. Najgorsi są w tym politycy Konfederacji. Ja czasami nie umiem patrzeć na to, co oni wyprawiają na posiedzeniach sejmowej komisji zdrowia czy podczas obrad Sejmu.

Do przyjęcia projektu ustawy o obowiązkowych testach pracowników, nazywanej potocznie  „lex konfident", przekonywał osobiście prezes PiS
Do przyjęcia projektu ustawy o obowiązkowych testach pracowników, nazywanej potocznie „lex konfident", przekonywał osobiście prezes PiS© East News | Jakub Kamiński

Konfederaci to jedno, ale w klubie PiS także są osoby, które negują sens szczepień.

I te osoby także wykorzystują i rozgrywają ten temat politycznie.

Posłanki Teresa Hałas czy Maria Kurowska z klubu PiS twierdzą, że szczepienia niewiele dają. Albo, że najwięcej zachorowań jest tam, gdzie najwięcej jest osób zaszczepionych.

Kto tak twierdzi, nie wie, co mówi. I mówi nieprawdę. Najwięcej zachorowań jest tam, gdzie jest najwięcej ludzi. To przecież jest logiczne. Szczepienia mają chronić przed ciężkim przebiegiem choroby, a przede wszystkim - przed śmiercią. Szczepienia spełniają swoją rolę.

Próbowała pani przekonać do tego antyszczepionkowców z klubu PiS?

Z kilkoma osobami rozmawiałam. Ale one nie chcą ze mną dyskutować, bo nie mają argumentów. Ja zawsze podchodzę do dyskusji grzecznie i merytorycznie, opieram się na faktach. A te osoby, o których pan mówi, z faktami dyskutować nie chcą. Powtarzają swoje jak mantrę. Polecam wszystkim niedowiarkom, aby popracowali jeden dzień jako wolontariusze na oddziale covidowym i niech mi pan wierzy, ciekawe zapewne by były ich spostrzeżenia.

Ma pani pretensje do tych posłów klubu PiS, którzy nie poparli ustawy o obowiązkowych testach pracowników, nazywanej przez niektórych "lex konfident"?

Nie mam, to była wola społeczeństwa, żeby takiej ustawy nie wprowadzać w życie. Ona nie mogła wejść w życie w takiej formie jak wtedy. Kary, donosy wśród pracowników - nie tędy droga, jestem od tego daleka. Przepisy prawa muszą być wykonalne, a tamte przepisy nie były.

Ale przecież pani głosowała przeciwko jej odrzuceniu! Zresztą zgodnie z wolą kierownictwa PiS.

Bo chciałam dalej pracować nad tą ustawą i wprowadzić do niej istotne poprawki. Ten projekt nie był niestety do końca dopracowany. Ale również, nad czym ubolewam, prace nad tą ustawą uniemożliwiła opozycja, która w ogóle nie chciała rozmawiać i tworzyć dobrego prawa.

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl