Żona nie mogła przyjechać. Na pogrzebie Rafała odczytano list
We wtorek odbył się pogrzeb tragicznie zmarłego w wypadku na Trasie Łazienkowskiej Rafała. - Dzieci na osiedlu nazywały go wujkiem, a kościół to był jego drugi dom - wspominał podczas kazania ksiądz odprawiający ceremonię. Żony 36-latka zabrakło na pożegnaniu, jest nadal w szpitalu, ale pod koniec mszy odczytano od niej list.
36-letni Rafał to ofiara tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Mężczyzna zmarł po tym, jak rozpędzony volkswagen uderzył w forda, którym podróżował razem z żoną i dwójką dzieci.
Volkswagenem kierował Łukasz Ż. Mężczyzna był pijany, a po wypadku uciekł ze szpitala i próbował ukryć się w Niemczech. Razem z nim w rozpędzonym aucie gnali przez miasto dwaj koledzy oraz dziewczyna Łukasza. Młoda kobieta to kolejna poszkodowana - w stanie ciężkim trafiła do szpitala. Ż i jego koledzy próbowali winę za wypadek zrzucić na nią.
Przypomnijmy, niemal dwa tygodnie temu Łukasz Ż. został zatrzymany w Niemczech. Nie chce wracać do Polski i nie zgadza się na uproszczoną procedurę ekstradycji do kraju. Wobec 26-latka zastosowano areszt tymczasowy - zgodnie z ustawą o międzynarodowej pomocy prawnej w sprawach karnych (IRG).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pogrzeb Rafała odbył się ponad dwa tygodnie od tragedii w jego parafialnym kościele przy ulicy Żupniczej w Warszawie. Ceremonia była poruszająca, a na ostatnie pożegnanie mężczyzny przybyły tłumy.
Niewielki kościół wypełniony był po brzegi. Mimo że księża dostawili ławki przed budynkiem, to i tak część wiernych nie zmieściła się na terenie otaczającym świątynię i stała na ulicy, za ogrodzeniem.
38-latek był osobą bardzo wierzącą. Ksiądz odprawiający kazanie znał mężczyznę od wielu lat.
- Zawsze z rodziną uczestniczył w głównych nabożeństwach związanych z różańcem, w roratach, w nabożeństwach drogi krzyżowej - wymieniał duchowny. Jak mówił, "kościół to był jego dom".
- Rafał w kościele miał swoje niezastąpione miejsce i w ten dom bardzo się angażował. Jako pierwszy zawsze zgłaszał się do organizacji festynów, co sprawiało mu wiele radości. W tym domu wypoczywał. Jeszcze w ostatnią sobotę sierpnia z naszą społecznością wybrał się na wyjazd kajakowy - przypomniał.
- Dzieci nazywały go wujkiem na osiedlu. Sąsiedzi dawali mu pod opiekę swoje dzieci, bo wiedzieli, że będą bezpieczne - mówił ksiądz podczas kazania.
Z kazania wynikało, że Rafał z rodziną szerzyli wiarę i namawiali innych do chodzenia do kościoła w ich parafii. - Myślę, że Rafał chciałby na koniec zadać pytanie - jakie wartości są ważne w życiu? - podsumował duchowny. Gdy mówił, wielu przybyłych na to ostatnie pożegnanie płakało.
"Żeby śmierć nie poszła na marne"
Jeszcze więcej emocji wśród obecnych na pogrzebie wywołał list żony Rafała, Eweliny, odczytany na koniec mszy. Kobieta z powodu stanu zdrowia nie była w stanie pojawić się na ceremonii i pożegnać się z mężem.
"Bardzo mi przykro, że nie mogę być między wami, ale z Rafałkiem 'pogadamy w domu'. 18 lat tworzyliśmy związek" - tak rozpoczął się list napisany przez żonę.
"Rafałek był wyjątkowym człowiekiem, był i jest najcudowniejszym tatą na świecie. Jestem przekonana, że Rafałek będzie naszym aniołem stróżem" - napisała żona 36-latka.
I podkreśliła, że tragicznie zmarły mężczyzna był tatą chrzestnym trójki dzieci, a także niezwykłym przyjacielem i sąsiadem, na którego zawsze można było liczyć.
"Pamiętajcie, że my się nie żegnamy. Dołączymy kiedyś do niego, do zobaczenia! [...] Jako żona liczę, że jego tragiczne odejście przyczyni się do tego, że przepisy, które u nas obowiązują, nie będą tylko teorią. Że śmierć Rafałka da nam do myślenia i żeby nie poszła na marne" - podsumowała.
Ciało mężczyzny złożono w grobie na cmentarzu w Marysinie Wawerskim.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: