Porozumienie w sprawie Grecji, czyli porażka dla Europy
Po kilkunastu godzinach negocjacji udało się wypracować porozumienie między Grecją, a państwami strefy euro, wobec czego oddaliło się widmo wyjścia Aten z tej grupy. Jednak sposób, w jaki do tego doszło dla wielu oznacza porażkę europejskiej integracji. Grecki kryzys dowiódł bowiem, że silniejsi są w stanie dyktować warunki słabszym, a wola społeczeństwa i suwerenność ma dla głównych graczy niewielkie znaczenie.
13.07.2015 | aktual.: 14.07.2015 10:28
"Upokorzenie", "szantaż", "kapitulacja", "brutalne traktowanie" - te słowa były jednymi z najczęściej używanych przez światowe media przez ostatnie trzy dni. Nie pojawiały się one jednak w odniesieniu do wojny czy konfliktu wrogich państw, lecz negocjacji między liderami Unii Europejskiej a rządem Grecji w sprawie warunków udzielenia Atenom pomocy finansowej. I choć po kilkunastu godzinach rozmów do porozumienia ostatecznie doszło (choć zatwierdzić je muszą jeszcze parlamenty narodowe państw strefy euro), to sposób, w jaki je wypracowano wzbudził oburzenie wielu komentatorów i ekspertów.
Wszystko przez postawę Niemiec - państwa, wobec którego Grecy zadłużyli się w największym stopniu, i które przewodziło grupie najbardziej nieprzejednanych zwolenników zaciskania pasa. Kiedy bowiem - mimo greckiego "nie" w referendum - premier Grecji Aleksis Cipras zgodził się na warunki stawiane przez państwa strefy euro w zamian za pomoc finansową, Niemcy postawili wtedy dodatkowe żądania, w tym utworzenia funduszu prywatyzacyjnego w wysokości 50 miliardów euro pod zarządem banku kontrolowanego przez... niemiecki rząd. Ostatecznie postanowiono, że do prywatyzacji dojdzie, ale fundusz pozostanie w greckich rękach, choć pod unijnym nadzorem. Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble upierał się przy tym, by alternatywą dla niespełnienia tych życzeń był "tymczasowy Grexit" - czyli, w domyśle, ruina greckiej gospodarki.
- Upokorzenie europejskiego partnera po tym, jak ten skapitulował w prawie każdym punkcie jest nie do pomyślenia. Mówię Niemcom: basta - powiedział włoski premier Matteo Renzi.
- Podczas prowadzonych w niedziele rozmow odczuwalna byla gotowosc Niemiec i niektorych panstw do ‘wypchniecia Grecji’ ze strefy euro. Przygotowany przez niemieckie ministerstwo finansow dokument przedstawiający tzw. tymczasowy ‘grexit’, choć formalnie nie byl dyskutowany podczas szczytu, mial za zadanie dodatkowo oslabic pozycję negocjacyjną Grekow - mówi w rozmowie z WP Agata Gostyńska, ekspertka brytyjskiego think-tanku Centre for European Reform.
Zdaniem Gostyńskiej, niektóre z żądanych przez wierzycieli reform mocno ingerują w suwerenność Aten. Chodzi m.in. o fundusz prywatyzacyjny, warunek ‘odpolitycznienia’ greckiej administracji, czy konsultowania z przedstawicielami "Trojki" (Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego) wszelkich projektów ustaw, które mają trafić do greckiego parlamentu w związku z realizacją zobowiązań wobec wierzycieli.
- Premierowi Grecji będzie bardzo trudno przekonać do nich parlament w Atenach oraz społeczeństwo greckie, które ma prawo czuć się oszukane. Nie dalej jak tydzień temu Grecy odrzucili stawiane przez wierzycieli warunki, a premier Cipras właśnie im przywiózł z Brukseli jeszcze bardziej rygorystyczny pakiet reform - mówi Gostyńska.
Podobne opinie były powszechne, zarówno w internecie, jak i wśród innych ekspertów. Na Twitterze komunikaty z frazą "to jest zamach stanu" były liczone w setkach tysięcy w całej Europie. Zgodził się z nimi ekonomista i laureat nagrody Nobla Paul Krugman, według którego niemieckie żądania były powodowane "czystą chęcią zemsty", a sposób prowadzenia negocjacji "kompletną destrukcją suwerenności" Grecji. "To, czego nauczyliśmy się w czasie tych ostatnich kilku tygodni to fakt, że bycie członkiem strefy euro oznacza, że wierzyciele mogą zniszczyć twoją gospodarkę, jeśli nie będziesz się ich słuchał" - napisał publicysta "New York Timesa", ostrzegając, że weekendowe negocjacje mogły stanowić "zabójczy cios europejskiego projektu".
W tym samym tonie wypowiedział się publicysta "Financial Times" Wolfgang Munchau, który uznał że wynegocjowane porozumienie oznacza nie tylko "upokarzającą porażkę rządu w Atenach" i "próbę zmiany reżimu w Grecji", ale też koniec "strefy euro takiej, jaką znamy". W podobnych słowach Niemcy i innych unijnych liderów skrytykowały zarówno konserwatywne, jak i lewicowe dzienniki w Europie.
Z taką krytyką zgadza się także Marek Cichocki, dyrektor Centrum Europejskiego Natolin. Zwraca przy tym uwagę na to, że największą odpowiedzialność ponosi przede wszystkim niemiecka kanclerz.
- Angela Merkel odegrała w tym kryzysie kluczową, negatywną rolę. To ona najbardziej upierała się przy rozwiązaniach, które nie działają. To przez jej decyzję Grecji odebrano w praktyce głos w tej sprawie - powiedział ekspert we wcześniejszej rozmowie z Wirtualną Polską. Zdaniem Cichockiego, sposób, w jaki wiodące państwa strefy euro potraktowały Grecję nie tylko jeszcze bardziej zniechęci do wspólnej waluty państwa będące poza nią, lecz stanowi dowód na to, że cały europejski projekt został sprowadzony na manowce. Zaś przykład Grecji może pociągnąć za sobą konsekwencje, które mogą wstrząsnąć całą Unią. Będzie bowiem wodą na młyn dla dla brytyjskich eurosceptyków, którzy dążą do wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej.
- To będzie argument pokazujący, że strefa euro jest próbą niesprawiedliwego narzucania rozwiązań państwom bez uwzględniania ich własnych potrzeb - i wbrew zasadom demokratycznej suwerenności - twierdzi Cichocki.
**Zobacz również: Tusk ogłasza podpisanie porozumienia z Grecją
**