Porozumienie Unii z Wielką Brytanią. Co to oznacza dla Polski?
• Porozumienie UE-Wielka Brytania uderzy w prawa polskich emigrantów
• Polskiemu rządowi udało się wynegocjować łagodniejsze warunki
• Negocjacje z Londynem mogą wpłynąć na "Unię dwóch prędkości"
Według brytyjskiego tabloidu "Mail on Sunday", ponad trzydziestogodzinne negocjacje dotyczące postulowanych przez Wielką Brytanię reform Unii Europejskiej trwały tak długo, ze względu na nieprzejednaną pozycję polskiej premier, która do końca walczyła o polskie interesy. Czy walka się opłaciła? Jakie znaczenie ma porozumienie dla Polski?
Podpisana w Brukseli umowa dotyczyła czterech głównych obszarów zmian w zasadach UE: relacji między państwami strefy euro i tymi poza strefą (chodzi o zabezpieczenia interesów krajów spoza strefy euro co do decyzji podejmowanych przez eurozonę), możliwości wyłączenia Wielkiej Brytanii ze ściślejszej integracji, dania parlamentom narodowym prawa weta wobec unijnych regulacji oraz ograniczania świadczeń dla migrantów z państw Unii.
Polskie obiekcje dotyczyły przede wszystkim tej ostatniej kwestii. Na szczycie Rady ustalono, że niektóre państwa członkowskie będą miały możliwość zaciągnięcia tzw. hamulca bezpieczeństwa, tj. stopniowego ograniczenia wypłaty zasiłków dla pracowników z innych państw UE przez 7 lat. Polsce i innym państwom naszego regionu udało się ostatecznie doprowadzić do skrócenia okresu obowiązywania hamulca, bo David Cameron chciał, by hamulec mógł obowiązywać przez 13 lat. Oznacza to jednak, że Wielka Brytania, będzie mogła de facto dyskryminować zagranicznych pracowników - przede wszystkim Polaków - w ich dostępie do świadczeń socjalnych. Ograniczeniu ulegną też zasiłki wypłacane przez Wielką Brytanię na dzieci imigrantów pozostających w kraju pochodzenia. Ich wysokość będzie mogła być uzależniona (indeksowana) od poziomu życia w kraju, gdzie przebywają.
Prawo do tych ograniczeń przysługuje zresztą nie tylko Londynowi. "Hamulec" będą mogły stosować państwa, które - tak jak Wielka Brytania - po rozszerzeniu Unii nie wprowadziły okresów przejściowych w otwarciu rynku pracy dla nowych państw UE. Tymczasem z prawa do indeksacji zasiłków na dzieci mogą skorzystać wszystkie państwa członkowskie. Niektóre z nich (mówi się m.in. o Niemczech i Holandii) prawdopodobnie z tych możliwości skorzystają. Oznacza to, że stracą na tym nie tylko polscy emigranci w Wielkiej Brytanii, ale też i w innych krajach. To, że prawo do ograniczeń świadczeń będzie dotyczyć całej Unii było jasne dla większości zainteresowanych negocjacjami. Jednak polska delegacja zdała się być tym faktem zaskoczona, o czym świadczyła wypowiedź rzecznika rządu Rafała Bochenka.
- Tematem dyskusji na Radzie Europejskiej miały być prawa socjalne Polaków tylko w Wielkiej Brytanii, a okazało się, że mówimy o całej UE - powiedział Bochenek podczas drugiego dnia negocjacji.
Mimo że zmiany uchwalone przez unijnych przywódców uderzą w Polaków i pozwolą na dyskryminację za granicą, nie oznacza to, że rząd poniósł w negocjacjach porażkę. Ostateczne zapisy porozumienia są łagodniejsze w stosunku do brytyjskich ambicji. Chodzi zarówno o okres obowiązywania hamulca, jak i jego zasięg: ograniczenia mają dotyczyć tylko przyszłych migrantów i być stopniowo znoszone przez pierwsze cztery lata ich pobytu. Zapisy te są tym lepsze, jeśli zestawi się je z alternatywą: brakiem porozumienia i prawdopodobnym wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. To byłby cios zarówno dla polskich emigrantów w Zjednoczonym Królestwie (po wyjściu z UE brytyjskie władze mogłyby obciąć świadczenia dla wszystkich migrantów) ale i dla całej Polski. Wielka Brytania jest jednym z głównych partnerów Warszawy w Unii Europejskiej, a do tego Brexit znacznie osłabiłby całą Unię. To z kolei miałoby duży i negatywny wpływ na bezpieczeństwo Polski oraz na jej gospodarkę.
Większość ekspertów i obserwatorów jest zdania, że porozumienie osiągnięte w miniony weekend nie wprowadzi rewolucyjnych zmian w funkcjonowaniu Unii.
- To porozumienie nie zmieni fundamentów zasad działania UE, ani nie zmieni znacząco relacji między Unią i Wielką Brytanią - powiedziała WP Agata Gostyńska, analityk londyńskiego Centrum na rzecz Reform Europejskich. Co więcej, część brukselskich postanowień już funkcjonuje w prawie unijnym. Zapisy umowy są ich jedynie potwierdzeniem - głównie po to, by uspokoić brytyjską opinię publiczną.
Ważniejsze od samych szczegółów jest być może jednak to, jaki jest wydźwięk polityczny porozumienia. A jest on dwojaki. Z jednej strony, zwiększa on szanse na pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej - choć ryzyko Brexitu wciąż jest duże, szczególnie po tym, jak za wyjściem opowiedział się najpopularniejszy brytyjski polityk, mer Londynu Boris Johnson. Z drugiej strony, pozycja - de facto pozycja szantażu - w jakiej Wielka Brytania postawiła Unię w czasie, w którym ta zmaga się z bezprecedensowym nagromadzeniem egzystencjalnych kryzysów - może mieć trwały wpływ na przyszłość UE i kształt przyszłej integracji.
Brytyjski sprzeciw wobec dalszej integracji w ramach wspólnoty zwiększa prawdopodobieństwo tzw. "Europy dwóch prędkości", to znaczy podziału na skupione w strefie euro państwa "twardego jądra" UE, które będzie podejmować kroki na rzecz coraz ściślejszej integracji, oraz peryferie nie biorące udziału w tym procesie. Będzie to miało znaczenie także dla Polski, która jako państwo spoza eurozony i sojusznik Londynu znajdzie się poza centrum. Z jednej strony oznaczać to będzie, że - zgodnie z wyborczymi obietnicami partii rządzącej - Polska nie będzie pływać w głównym europejskim nurcie i zachowa większą suwerenność wobec Brukseli. Jednak z drugiej strony, pozostanie na peryferiach Unii sprawi, że Polska straci wpływ na najważniejsze decyzje w Unii Europejskiej i na kierunek, w którym będzie podążać Europa. I o ile dla państwa takiego jak Wielka Brytania, to wygodna i pożądana pozycja, dla Polski - znacznie mniej bogatej i w mniej bezpiecznym położeniu - wcale być tak nie musi.