''Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC'' - polityczna autobiografia Jarosława Kaczyńskiego
Lider PiS zafundował nam opowieść o swojej politycznej drodze. I po raz kolejny przekonał, że jest człowiekiem całkowicie ulepionym z polityki.
29.06.2016 21:13
Lider PiS zafundował nam opowieść o swojej długiej drodze do władzy. I po raz kolejny przekonał, że jest człowiekiem całkowicie ulepionym z polityki.
Ta książka jest skazana na sukces. Jeden z najbardziej wyrazistych polityków doby III RP zaserwował nam autobiografię polityczną. ''Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC'' Jarosława Kaczyńskiego niewątpliwie stanie się jedną z najważniejszych książek politycznych ostatnich lat. Blisko 400-stronicowy tom wspomnień daje możliwość wglądu w świat politycznych perypetii i zapatrywań człowieka, który dziś jest szefem rządzącej partii, ale swoją drogę do władzy – jeszcze nieświadomie - zaczynał jako opozycyjny student.
Strzałki do publicznego szaletu
Opowieść Kaczyńskiego zaczyna się w trakcie strajków marcowych - okresie dogorywającej gomułkowszczyzny. ''Polityka zaczęła się dla mnie i Leszka w marcu 1968 roku'' – tak brzmi pierwsze zdanie książki. ''Marzec stał się naszym pierwszym czynnym sprzeciwem wobec władzy; wcześniej były ledwie incydenty'' – pisze. I przypomina jeden z nich, nieco humorystyczny: ''W 1965 roku przestawialiśmy strzałki wskazujące drogę do punktu wyborczego tak, by kierowały ludzi do publicznego szaletu''.
Wspomnienia Kaczyńskiego dotyczące marca '68, który był dla niego – i jego nieżyjącego brata – momentem inicjacji politycznej, koncentrują się głównie wokół zamieszek. ''Przywiezieni aktywiści – pisze polityk - brutalnie wyciągali z tłumu bardziej żarliwych studentów, szczególnie dziewczyny i wrzucali do swoich wozów. […] Atak ORMO i Golędzinowa (tak wtedy nazywano ZOMO) nastąpił, gdy wydawało się, że wszystko ma się już ku końcowi. […] Naprzeciw nas szła tyraliera mężczyzn po cywilnemu. [...] W pewnym momencie, wyraźnie na komendę, wyciągnęli spod pazuchy pałki. Zaczęło się bicie''.
Ale w tej narracji pojawia się moment, który – jak się wydaje – był ważną, być może pierwszą, lekcją polityki, jaką odebrał w swej długiej karierze Kaczyński: ''Jakiś człowiek powiedział: 'robotnicy by was poparli, gdybyście chcieli obniżenia ceny kiełbasy'. A my krzyczeliśmy o Dziadach i 'gestapo!', 'gestapo!' w stronę milicji i ORMO''. Czy to była właśnie ta chwila, w której przyszły szef PiS zrozumiał, że dla polityka najważniejszym punktem odniesienia nie są intelektualiści, artyści i inni twórcy, ale właśnie ci, którym brakuje na kiełbasę? Jeśli tak, to z pewnością sumiennie odrabiał tę lekcję w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu jego formacji politycznej jest zainteresowanie się ofiarami popeerelowskiej transformacji.
Na skraju rezygnacji
Sporo miejsca Kaczyński poświęca wydarzeniom lat 80. W jego opisie 13 grudnia 1981 r. pobrzmiewa nawet nuta pewnej autoironii. ''Nieświadomy niczego spałem długo'' – wspomina. ''Rano słyszałem, jak mama rozmawia z tatą. Była zirytowana, bo nie działał telefon. Podejrzewała ojca o to, że nie zapłacił rachunku. U nas w domu rano nigdy nikt nie słuchał radia ani nie włączał telewizora, więc nic nie wiedzieliśmy. I tak kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, co zaszło w kraju, po śniadaniu poszedłem na mszę'' – pisze. Ta historia już wcześniej zdążyła stać się tematem antypisowskich memów, ale trzeba raczej zaliczyć Kaczyńskiemu na plus to, że pisze o swoim udziale w tych wydarzeniach bez emfazy i heroizacji własnej osoby.
Bardziej emocjonalny ton wypowiedzi w książce pojawia się, gdy dochodzimy do fragmentów poświęconych Okrągłemu Stołowi. Kaczyński - jak niemal wszędzie - podkreśla polityczną jednomyślność ze swoim bratem: ''Dla Leszka i dla mnie 'okrągły stół' był czymś, co przypominało grę Józefa Piłsudskiego w czasie pierwszej wojny światowej. Nie odrzucił on deklaracji dwóch cesarzy, choć nie była satysfakcjonująca, przeciwnie - uznał ją za krok, który służył polskiej sprawie, wnosił ją na arenę międzynarodową''. Jednocześnie zastrzega – i to jest bardzo ciekawy moment – że w owym czasie nie docenił historycznej wagi rozmów okrągłostołowych: ''Uważałem — przyznaję dziś — błędnie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie może traktować 'okrągłego stołu' jako aktu założycielskiego nowego ustroju''.
Podkreśla również, że ''przebieg rokowań był [...] mocno niepokojący''. Pisze, że ''najważniejsza część delegacji solidarnościowej [...] miała do drugiej strony dziwnie bliski stosunek''. Zauważa, że ''ludzie z pokolenia ZMP'' znają się ze swoimi rówieśnikami, a ''Adam Michnik doskonale dogaduje się z Aleksandrem Kwaśniewskim''. Mówi, że ''najwyraźniej powstała między nimi więź, choć przedtem […] jej nie było''. Ostatecznie – relacjonuje – pozostaje zniechęcony do tego epizodu, który – w sensie politycznym i symbolicznym – ufundował III RP. Podkreśla, że on i brat nie przyszli na uroczystość zakończenia obrad Okrągłego Stołu. ''Nie chciałem też wziąć udziału w wyborach'' – zaznacza. Był to też dla niego moment ostrego kryzysu życiowego i planował wtedy na stałe wycofać się z życia politycznego.
Wałęsa: największy grzech polityczny
Są też we wspomnieniach Kaczyńskiego wątki zabawne, humorystyczne. Jak choćby ten, w którym opowiada, jak na początku lat 80. Antoni Macierewicz próbował wydostać się z wieżowca na warszawskim Marymoncie, który obstawiła bezpieka:
''Antoni siedział na zamkniętym sedesie i wygłaszał bardzo bojowe tyrady. Jedną z nich zakończył słowami:
— Niech mnie rozstrzelają!
— Dobrze, rozstrzelają cię, ale na razie siedzisz na sedesie — odparła Hanka.
Roześmialiśmy się. Zabiegałem wtedy, by ewakuować go przy pomocy pogotowia ratunkowego. To się nie udało, ale powiódł się pomysł wyprowadzenia z bloku w kobiecym przebraniu''.
Osobny punkt w zapiskach Kaczyńskiego to charakterystyki różnych postaci, z którymi zetknął się w ciągu swojej długiej kariery politycznej. Znajduje słowa uznania również dla osób, z którymi z czasem rozeszły mu się polityczne ścieżki. Na przykład o Kuroniu pisze, że ''był najwybitniejszą postacią opozycyjnej lewicy''. Podkreśla to, że był – jego zdaniem – wymagającym dyskutantem, którego bardzo lubił słuchać.
Jarosław Kaczyński, ''Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC'', Wydawnictwo Zysk i S-ka
Niemal na każdej stronicy książki pojawia się postać Lecha Wałęsy. I nic w tym dziwnego, ponieważ obydwaj politycy intensywnie ze sobą współpracowali: zarówno w okresie opozycyjnym, przed 1989 r., jak i później, już po upadku komunizmu, aż do konfliktu w pierwszej połowie lat 90. Kaczyński zdecydował się w książce na próbę całościowej politycznej oceny Wałęsy. I jest ona negatywna, a nawet - co ciekawe - nosi cechy ekspiacji. "Dziś wiem, że Wałęsa był moim największym grzechem politycznym" - pisze wprost polityk. I dodaje: ''[N]igdy nie miałem wrażenia, że kiedykolwiek zapanuje między nami pełna zgoda. Do tego dochodził jego sposób bycia, mówiąc oględnie, mało sympatyczny. I sprawa dodatkowa: zaburzony sposób komunikacji. Nadawaliśmy na innych falach, na innych poziomach". Stać jednak Kaczyńskiego na wskazanie pozytywnych cech byłego prezydenta,m choć - ostatecznie - jego Wałęsa z jego narracji to postać niejako sprzeczna wewnętrznie, "swego rodzaju fenomen, samorodny talent polityczny, jednocześnie człowiek
pozbawiony elementarnej wiedzy, zupełnie nieprzygotowany intelektualnie do wypełniania zadań, które przed nim stanęły". Pewną ciekawostką jest to, że - według Kaczyńskiego - pewnego dnia Wałęsa oskarżył go o homoseksualizm.
Najbardziej chyba jednak zaskakujące jest to, że w książce w ogóle nie pojawia się sprawa podejrzeń Wałęsy o agenturalność. Powód jest dość oczywisty: narracja kończy się na początku lat 2000, gdy powstaje - na bazie ludzi z dawnego Porozumienia Centrum - partia Prawo i Sprawiedliwość. Kwestia "Bolka" zabłysła ponurym światłem w 2008 r., gdy dwójka młodych historyków - dr Sławomir Cenckiewicz i dr Piotr Gontarczyk - wydała książkę "SB a Lech Wałęsa". Również z racji cezury czasowej w ''Porozumieniu przeciw monowładzy" nie przeczytamy nic o sprawie tragedii smoleńskiej.
Lektura tej książki przekonuje, że Jarosław Kaczyński to człowiek ''ulepiony z polityki'', który podporządkował jej całe swoje życie. Ale może to jest właśnie cała prawda o Kaczyńskim?
###(rj)