Porozumienie Gowina z opozycją zablokuje wybory prezydenckie w maju. W tle scenariusz z Sądem Najwyższym

Według informacji Wirtualnej Polski, nawet dwunastu z osiemnastu posłów Porozumienia zagłosuje w Sejmie przeciwko wyborom korespondencyjnym. To oznacza, że forsowana przez obóz Jarosława Kaczyńskiego ustawa upadnie. Wybory prezydenckie w maju mogą się nie odbyć. Mimo to PiS wciąż wyklucza wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i przesunięcie wyborów na sierpień. O tym scenariuszu mówił w środę jeden z senatorów PiS. Bez konsultacji z władzami swojej partii.

Porozumienie Gowina z opozycją zablokuje wybory prezydenckie w maju. W tle scenariusz z Sądem Najwyższym
Źródło zdjęć: © PAP
Michał Wróblewski

Jarosław Gowin i lojalni mu posłowie z Porozumienia sprzeciwią się wyborom korespondencyjnym forsowanym przez Prawo i Sprawiedliwość i Solidarną Polskę. Przypomnijmy: Senat odrzucił we wtorek ustawę o powszechnym głosowaniu pocztowym, a w środę lub czwartek ma się odbyć głosowanie w tej sprawie w Sejmie. Głosowanie, które zdecyduje nie tylko o wyborach, ale i o przyszłości całego obozu Zjednoczonej Prawicy.

Gowinowi wystarczyłoby zaledwie pięciu z osiemnastu posłów, by zablokować plan Jarosława Kaczyńskiego, ale lider Porozumienia może liczyć na więcej "szabli" ze swojej partii – mówi nam jego współpracownik. Szefowi PiS udało się przeciągnąć na swoją stronę trzech-czterech posłów, niegdyś lojalnych wobec Gowina. Za mało, by zdobyć większość do obalenia senackiego weta ustawy o wyborach korespondencyjnych.

Jarosław Kaczyński po raz pierwszy od 2015 roku nie ma kontroli nad swoim obozem. W najważniejszej dla niego sprawie, jaką są wybory.

To stan gry w środowe południe – a sytuacja w ostatnich dniach zmieniała się niemal z godziny na godzinę.

Od kilku dni trwają kluczowe rozmowy "na szczycie" w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej – dziś z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Piotra Glińskiego, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina (odpowiedzialnego za wybory) czy marszałek Sejmu Elżbiety Witek. Większość z nich dotyczy wyborczych scenariuszy i sytuacji związanej z pandemią.

Wybory prezydenckie 2020. Jarosław Kaczyński traci kontrolę nad częścią obozu władzy

Dziś wiadomo na pewno, że wybory 10 maja się nie odbędą. Dlatego kierownictwo PiS – z wykorzystaniem Trybunału Konstytucyjnego – chciało przesunąć wybory na 23 maja. Te – w założeniu partii rządzącej – mogłyby się odbyć hybrydowo: zarówno korespondencyjnie, jak i w lokalach wyborczych.

Konstytucjonaliści nie pozostawiają na tych planach suchej nitki. Sprzeciwia się im cała opozycja. A eksperci twierdzą: to polityczna i prawna jazda po bandzie, której w historii wyborów w Polsce jeszcze nie było.

Scenariusz ten opisaliśmy w Wirtualnej Polsce we wtorek wieczorem. Stałby on w sprzeczności z rekomendacjami ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który twierdzi, że bezpieczne wybory w lokalach wyborczych mogą odbyć się najwcześniej za dwa lata.

Na Jarosławie Kaczyńskim nie robi to jednak wrażenia, a i dla dużej części PiS słowa ministra nie stanowią większej przeszkody.

Przeszkodą jest natomiast niezgoda części koalicji rządzącej na wybory w maju. Jarosław Gowin i jego ludzie – wedle naszych informacji – zablokują również nowy pomysł PiS. Marszałek Sejmu (która sama jeszcze w połowie kwietnia przesuwanie wyborów uważała za aberrację) wraz z przyjaciółką Jarosława Kaczyńskiego, szefową Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębską, nie przełamią tego oporu. Warto podkreślić, że prezes Przyłębska na Nowogrodzkiej w środę się nie pojawiła.

Wybory tradycyjne także nie wchodzą już w grę – samorządy w czasach pandemii nie będą w stanie stworzyć komisji obwodowych niezbędnych do przeprowadzenia głosowania w lokalach wyborczych.

Państwowa Komisja Wyborcza również nie może – decyzją PiS uchwaloną w jednej z ustaw antycovidowych – zorganizować wyborów. A marszałek Sejmu – na co wskazują konstytucjonaliści – nie ma prawa przesunąć ich terminu z 10 na 23 maja.

To nie polityka, tylko matematyka i precyzyjne przepisy prawne. Nagiąć ich – mimo wieloletniej praktyki i dużego doświadczenia w tej sprawie – nie jest w stanie nawet sam Jarosław Kaczyński.

Wybory prezydenckie. Stan klęski żywiołowej czy Sąd Najwyższy? Kolejne scenariusze

– Jedynym racjonalnym wyjściem może okazać się wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i zgodnie z wszelkimi regułami gry przesunięcie wyborów na sierpień – powiedział w środę przed południem senator PiS Jan Maria Jackowski. Zrobił to jako pierwszy polityk obozu rządzącego – dotąd przedstawiciele rządu PiS scenariusz wprowadzenia stanu nadzwyczajnego określali jako destrukcyjny, niebezpieczny i niezgodny z "przesłankami konstytucyjnymi".

Zdaniem naszych rozmówców, wypowiedzi tej senator Jackowski nie konsultował z władzami partii. PiS nadal sprzeciwia się wprowadzaniu stanu klęski żywiołowej.

Jak zatem wyjść z patowej sytuacji? Pomóc w tym może Sąd Najwyższy. Jak wskazuje dziennikarz prawny Marek Domagalski, SN mógłby unieważnić wybory 10 maja, które i tak nie mają szans się odbyć, ale które wciąż są zarządzone, i wyznaczyć nowy termin wyborów prezydenckich – na lipiec 2020 roku.

Prawnicy są zgodni, że nowy termin najprawdopodobniej oznaczałby pełne ponowne wybory, poczynając – jak zaznacza Domagalski – od zgłaszania kandydatów i zbierania podpisów poparcia.

I mimo problemów w związku z pandemią, ten scenariusz – "wykorzystania" Sądu Najwyższego do stwierdzenia nieważności wyborów i rozpisania ich ponownie – może trafić na podatny grunt polityczny, pogodzić zwaśnione strony partyjnego konfliktu na tle ustrojowym i wydobyć państwo z wielkiego kryzysu, w jakim obecnie się znajduje.

Realizacja tego planu dałaby oddech wszystkim i pozwoliłaby wielu wyjść z tego kryzysu z twarzą. Pozwoliłaby też sprawnie zorganizować wybory – przy poparciu wszystkich sił politycznych.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1622)