Poroszenko: na Ukrainie nie będzie prywatnych armii
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko oświadczył w poniedziałek, że żaden gubernator w jego kraju nie będzie miał swoich "kieszonkowych armii", a wszystkie bataliony obrony terytorialnej powinny znaleźć się w strukturach sił zbrojnych i podlegać ich dowództwu.
Poroszenko odniósł się w ten sposób do działań Ihora Kołomojskiego, oligarchy i szefa obwodowej administracji państwowej w Dniepropietrowsku, który walcząc o wpływy w dwóch spółkach paliwowych zablokował ich siedziby w Kijowie z pomocą uzbrojonych ludzi.
- Obrona terytorialna będzie podporządkowana władzom wojskowym i żaden gubernator nie będzie posiadał własnych kieszonkowych sił zbrojnych - powiedział Poroszenko występując w Akademii Obrony w Kijowie.
Kołomojski, którego majątek szacowany jest na 3 mld dolarów, w ubiegłym roku zaangażował się w tworzenie ochotniczych batalionów, które do dziś walczą z prorosyjskimi separatystami na wschodzie kraju. Pierwszym z nich był batalion "Dnipro", którego zadaniem była walka z separatystami, przenikającymi do obwodu dniepropietrowskiego z obwodów donieckiego i ługańskiego.
Kołomojski przywiózł do Kijowa uzbrojonych ludzi, gdy parlament Ukrainy zmienił prawo dotyczące zwoływania walnych zgromadzeń spółek akcyjnych, obniżając niezbędne dla tego kworum do posiadaczy 50 proc. plus jednej akcji. Zmiany te weszły w życie ze skutkiem natychmiastowym. Wcześniej do zwołania walnego zgromadzenia potrzeba było 60 proc. akcjonariuszy.
Oznaczało to, że oligarcha straci wpływy w dwóch, kontrolowanych przez jego ludzi, firmach: Ukrtransnafcie, która jest operatorem rurociągów naftowych oraz w Ukrnafcie, zajmującej się wydobyciem ropy naftowej i gazu.
Przed rewolucją godności, którą Ihor Kołomojski popierał, biznesmen miał dość złą reputację osoby, która działa na granicy prawa, często prowadząc wrogie przejęcia, choć w przeciwieństwie do oligarchów z Zagłębia Donieckiego nie jest on oskarżany o powiązania ze światem przestępczym.