"Porażka". Wskazał "winnych" po starciach z policją
Środowy protest rolników szybko zamienił się z pokojowej manifestacji w regularną awanturę na ulicach Warszawy. Protestujący sięgnęli po kostkę brukową i race, policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego. Czy tej eskalacji można było uniknąć? Zapytaliśmy o to ekspertów ds. bezpieczeństwa.
- Z pewnością nie było to potrzebne. Każda sytuacja, kiedy protestujący sięga po kamień, jest porażką. Przegrywa dialog, wygrywa przestępstwo - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską Mariusz Sokołowski rzecznik prasowy KGP w latach 2007-2015.
- Najwięcej stracą ci, którzy dzisiaj protestowali. Na nich spadnie odium tego, co dzisiaj widzieliśmy. Na udostępnianych w mediach społecznościowych materiałach widać dokładnie, kto sięgał po kostkę brukową, kto rzucał kamieniem. To te osoby przyczyniły się do obrażeń ciała funkcjonariuszy - stwierdził ekspert w rozmowie z WP.
- Jest to też porażka polityków, bo spór, który można było rozwiązać o wiele wcześniej, nie został rozwiązany. Ludzie wyszli na ulice - dodał Sokołowski. Jego zdaniem najmniej wizerunkowo ucierpi na całej sprawie policja, która, w jego opinii, nie przekroczyła uprawnień.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Rolą policji jest to, żeby pilnować przestrzegania prawa. Każde zabezpieczenie manifestacji wymaga przygotowania odpowiednich środków przymusu bezpośredniego. Chociaż te sceny nigdy nie wyglądają dobrze, to zastosowanie tych środków było konieczne – stwierdził w rozmowie z WP.
Sokołowski o prowokatorach: "zazwyczaj to protestujący"
- Agresja protestujących była bardzo duża. Dochodziło do poważnych przestępstw. Ktoś, kto sięga po kamień, musi liczyć się z tym, że kogoś ten kamień dosięgnie, zrani, a może nawet zabić. I musi liczyć się z konsekwencjami - podkreślił Sokołowski. Zaznaczył również, że "policja nigdy nie jest stroną sporu, ale musi być na miejscu takich wydarzeń".
Mariusz Sokołowski wyraził wątpliwość co do tego, że za zamieszki podczas protestu odpowiedzialni są prowokatorzy. - Zawsze na protestach, gdzie dochodzi do takich zdarzeń, jest mowa o prowokatorach. Zazwyczaj jednak okazuje się, że to uczestnicy protestu, którym puściły nerwy. Łatwo to ustalić na podstawie nagrań, zarówno tych z monitoringu, jak i zamieszczanych w mediach społecznościowych przez samych protestujących. Na nich bardzo dokładnie widać, jaką kto pełnił rolę podczas całego zdarzenia. Pozwolą potwierdzić tożsamość i rolę takich osób w proteście. Do ostatecznego potwierdzenia czy mamy do czynienia z protestującym, czy z prowokatorem dochodzi oczywiście podczas przesłuchania - stwierdził były policjant.
Podobnego zdania jest drugi z rozmówców Wirtualnej Polski gen. Adam Rapacki. - Problem jest bardzo złożony. Protestujący to spectrum najróżniejszych środowisk. Nie tylko rolnicy, ale też przedstawiciele innych grup, które chciały chyba tylko zadymić i wyrazić swoje niezadowolenie z przeróżnych spraw. Wśród protestujących były duże grupy zadymiarzy. Byłem pod KPRM i widziałem też ludzi pod wpływem alkoholu i na pewno takich, którzy nie przyszli, żeby rozmawiać - uważa były zastępca komendanta głównego policji.
Rapacki pytany o to, czy reakcja policji była adekwatna, stwierdził, że jest przekonany, że nie doszło do nadużycia ze strony mundurowych. - Nie może być sytuacji, żeby zadymiarze niszczyli miasto, obrzucali policję kostką brukową, blokowali granicę, wysypywali zboże. Policja musi reagować z całą stanowczością. Widziałem też przygotowania do tego protestu. Policja ściągnęła ogromne siły z całego kraju i zabezpieczyła to wydarzenie pokojowo. Nie widziałem natomiast agresywnych zachowań ze strony policji - podkreślił w rozmowie z Wirtualną Polską.
Generał jest zdania, że środowe zdarzenia przed Sejmem nie zamykają ścieżki dialogu o problemach polskich rolników. - To nauczka, że ci którzy chcą rozwiązać problem, powinni siąść do stołu i rozmawiać z rządem. Natomiast zadymiarze, którzy chcą przyjechać do Warszawy porozrabiać, nie ma na to zgody mieszkańców stolicy. Problemy grup zawodowych są do rozwiązania przy stołach negocjacyjnych, a nie na ulicach. Szkoda, że z protestującymi nie spotkał się dzisiaj premier, ale wyznaczył dogodny termin w sobotę, ci którzy chcą rozmawiać, na pewno znajdą pole do dialogu - stwierdził Rapacki.
Eskalacja na proteście rolników
Strajk generalny 6 marca to kontynuacja trwających od tygodni w całym kraju protestów rolników, którzy sprzeciwiają się napływowi ukraińskich towarów rolno-spożywczych oraz domagają się uproszczenia i ograniczenia wymogów Zielonego Ładu.
Początkowo protest w Warszawie przebiegał w miarę spokojnie. Do pierwszych poważniejszych incydentów doszło w przed południem przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Tam protestujący odpalili race, a przed budynkiem płonęły opony i flagi Unii Europejskiej.
Jednak prawdziwa eskalacja nastąpiła pod Sejmem. Protestujący rolnicy sięgnęli po kostkę brukową, którą rzucali w policjantów. Jak przekazała stołeczna policja, sytuacja na proteście rolników zmusiła funkcjonariuszy do użycia środków przymusu bezpośredniego. "W związku z fizyczną agresją niektórych spośród osób protestujących (...) - konieczne było wykorzystanie środków przymusu bezpośredniego" - czytamy w komunikacie.
Policja przekazała także, że w wyniku starć pod Sejmem rannych zostało kilku funkcjonariuszy. "W czasie wydarzeń mających miejsce przy ul. Wiejskiej rannych zostało kilku policjantów. Na obecną chwilę zatrzymano kilkanaście osób. Część spośród protestujących osób próbowała przedostać się przez barierki zabezpieczające teren Sejmu. Zostało to im uniemożliwione" - przekazano.