To może oznaczać koniec Rosji, jaką znamy? Wnioski po "szopce" Putina
W Moskwie zorganizowano propagandowy koncert poparcia dla wojny w Ukrainie. - Trudno pojąć, dlaczego Rosjanie się temu wszystkiemu nie sprzeciwiają. A ich zmęczenie widać, chociażby po tym, że darmowy gulasz z kaszą był ciekawszy niż przemówienie Putina - mówi Jan Piekło, były ambasador RP w Kijowie.
W środę w Moskwie na stadionie Łużniki odbył się koncert poparcia dla wojny przeciwko Ukrainie. Zorganizowano go w Dniu Obrońców Ojczyzny, który jest świętem obchodzonym jeszcze za czasów ZSRR. W środę przemówienie wygłosił sam Putin: dyktator pojawił się na scenie, podniesionym głosem przekonywał, że "ojczyzna, to nasza rodzina", a stojący obok niego żołnierze, bronią w Ukrainie właśnie jej.
Rosyjska propaganda podawała, że z własnej woli na stadionie zgromadziło się nawet 200 tysięcy osób. Szybko okazało się to kłamstwem. Na oficjalnej stronie czytamy, że obiekt może pomieścić 81 tysięcy publiczności.
Na scenie oprócz artystów i Putina pojawili się żołnierze i propagandyści Kremla, a w trakcie koncertu emitowane były propagandowe filmy, na których widać walczące oddziały rosyjskie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według propagandy w koncercie udział wzięli zwykli obywatele popierający "specjalną wojenną operację". W rzeczywistości większość to opłaceni statyści albo pracownicy państwowi i studenci zmuszeni do udziału w wydarzeniu.
- Tak wygląda życie w tym systemie. My też tak kiedyś funkcjonowaliśmy, gdy był obowiązek uczestniczenia w obchodach 1 maja czy 22 lipca. Widać, że wśród zgromadzonych nie było entuzjazmu, a najważniejszym elementem było rozdawanie gulaszu z kaszą. W pewnym momencie zaczęły się tworzyć kolejki, żeby przypadkiem nie zabrakło jedzenia za darmo - komentuje w rozmowie z WP Jan Piekło.
Warto zaznaczyć, że do wydarzenia doszło, gdy prezydent USA Joe Biden przebywał z dwudniową wizytą w Polsce. Wcześniej - 20 lutego - odwiedził niespodziewanie Kijów, co wywołało poruszenie na całym świecie. Czy można stwierdzić, że środowa "szopka" Putina była reakcją na dyplomatyczną ofensywę Stanów Zjednoczonych?
- To, co się tam działo nie nazwałbym odpowiedzią na wizytę Bidena. Ten koncert zaplanowany był znacznie wcześniej. Ale oczywiście przemówienie Putina trwało trzy razy dłużej niż przemówienie prezydenta USA. Całość była powtórzeniem kłamstw, że Zachód zaatakował Rosję przy pomocy Ukrainy - mówi były ambasador.
Już na początku wydarzenia zgromadzonym zapewniono odpowiednią dawkę propagandy i kłamstwa. - Każde stulecie dla Rosji zaczyna się od wojny z Zachodem. Na początku XXI wieku ponownie sprzeciwiamy się Zachodowi i przypominamy światu: nie walcz z Rosjanami - bredził dyrektor artystyczny moskiewskiego teatru Oleg Tabakow.
- Społeczeństwo rosyjskie słucha tego tak samo, jak poprzednich wystąpień włodarzy z Kremla. Te słowa nie budzą już szczególnego entuzjazmu. Warto zauważyć, że podczas przemówień w stacjach radiowych ogłoszono alarm bombowy na terytorium Rosji. Władze stwierdziły, że to była działalność hakerów - przypomina Jan Piekło.
I podsumowuje, że te wydarzenia są "alternatywną rzeczywistością, w której funkcjonuje Putin wraz z władzami Rosji." - Ale zdaje się, że niektórzy zaczynają rozumieć, że wygrana Ukrainy może być końcem Rosji, jaką znamy. Trudno jest pojąć, dlaczego Rosjanie się temu wszystkiemu nie sprzeciwiają - kończy.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski