Populiści będą rządzić Litwą?
Faworytem niedzielnych wyborów parlamentarnych
na Litwie jest Partia Pracy, którą przed rokiem założył
najbogatszy deputowany, powiązany z Gazpromem Rosjanin Viktor
Uspaskich. Przedwyborcze sondaże wskazują, że partia ta uzyska 30-
38% głosów.
10.10.2004 | aktual.: 10.10.2004 16:49
45-letni Viktor Uspaskich urodził się w obwodzie archangielskim na północy Rosji. Przed dwudziestu laty po raz pierwszy przyjechał na Litwę. Kierował tu budową gazociągu. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości przyjął obywatelstwo litewskie i osiadł w Kiejdanach.
Na Litwie Viktor Uspaskich założył kilka dobrze prosperujących firm. Najsłynniejszy jest jego zakład przetwórstwa warzyw, znajdujący się w Kiejdanach. Uspaskich jest często nazywany "Ogórkiem", gdyż jego twarz przed kilku laty ozdabiała etykiety słoików produkowanych przez niego ogórków konserwowych.
W Kiejdanach Uspaskich założył też drugą rodzinę z Litwinką Jolantą Blażyte. Ma czworo dzieci. Córka i syn z pierwszego małżeństwa uczą się w Waszyngtonie. Dwie córki z drugiego małżeństwa mieszkają w Kiejdanach.
Viktor Uspaskich rozpoczął karierę polityczną przed czterema laty, zostając posłem z listy partii socjalliberalnej Nowy Związek, szefem której jest przewodniczący Sejmu Arturas Paulauskas. Uspaskich był przewodniczącym sejmowej komisji ekonomicznej. Zrezygnował jednak z tego stanowiska i przed rokiem założył swoją Partię Pracy.
Partia Pracy, określana jako populistyczna, grupuje ludzi nie mających doświadczenia w polityce. Na wyborczych listach jej kandydatów najwięcej jest ludzi zamożnych. Tylko w pierwszej trzydziestce jest dziewięciu milionerów. Jednym z głównych argumentów w kampanii wyborczej Partii Pracy było hasło, że ludzie tej partii potrafili sami się wzbogacić i teraz pomogą osiągnąć dobrobyt ogółowi społeczeństwa.
Imponuje to wyborcom, podobnie jak sama osoba Uspaskicha. Postrzega się go jako człowieka sukcesu, jako dobrego biznesmena, któremu się udała też kariera polityczna. Jest otwarty i bezpośredni. Rzadko mówi po rosyjsku. Woli rozmawiać po litewsku, chociaż z wyraźnym rosyjskim akcentem.
Jego elektorat to ludzie, którzy zawiedli się na dotychczasowych rządach, zarówno ci biedni, jak też ci bardziej zamożni. "Będziemy głosowali na Uspaskicha, bo już tylko jemu wierzymy" - mówią zarówno Litwini i Rosjanie, jak i Polacy.
Prognozy, przewidujące sukces Partii Pracy, wzbudzają niepokój wśród innych partii litewskich, a także wśród politologów i części społeczeństwa. Latem pojawiła się nawet społeczna inicjatywa przeprowadzenia referendum w sprawie zmiany konstytucji, tak by premierem mogłaby być tylko osoba narodowości litewskiej. Zabrakło jednak jednego głosu posła, by sprawą zajął się parlament.
Sejm zmienił natomiast przed obecnymi wyborami ordynację, wprowadzając drugą turę głosowania w tych okręgach jednomandatowych, w których w turze pierwszej nikt nie uzyska bezwzględnej większości. Z dotychczasowego doświadczenia wynika, że drugą turę wygrywają zwykle przedstawiciele mniejszych partii. W ten sposób partie tradycyjne zabezpieczyły się przed zdominowaniem Sejmu przez ludzi Uspaskicha.
Wszystko jednak wskazuje, że Partia Pracy uzyska około 30% głosów, co zapewni jej zwycięstwo, ale nie możliwość samodzielnego sformowania rządu.
Według obserwatorów, najbardziej prawdopodobnymi partnerami Partii Pracy w przyszłym Sejmie są obecnie rządzący socjaldemokraci i socjalliberałowie. W obecnych wyborach startują oni w koalicji. Prognozuje się, że koalicja ta uzyska 19- procentowe poparcie.
Możliwości utworzenia wspólnego rządu z Partią Pracy nie wykluczają również liderzy socjaldemokratów i socjalliberałów - premier Algirdas Brazauskas i przewodniczący Sejmu Arturas Paulauskas.
Aleksandra Akińczo