Pomogli zwierzętom z nielegalnej hodowli. Teraz sami są na celowniku
- Pomagamy zwierzętom, robimy to na kredyt, a jeszcze dostajemy po głowie - mówi WP rzeczniczka poznańskiego ZOO. Placówka pomogła prokuraturze i przyjęła ponad 80 zwierząt z nielegalnej hodowli. Po tym, jak weterynarze wykastrowali cztery ssaki, śledczy zainteresowali się też tym ogrodem zoologicznym.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2017, kiedy poznańskie ZOO na wniosek organów ścigania, prokuratury oraz Ministerstwa Środowiska udzieliło pomocy przy zabezpieczaniu zwierząt pochodzących z nielegalnej hodowli zwierząt egzotycznych w Pyszącej w gminie Śrem. - Wśród prawie 300 zwierząt były tygrysy, lamparty czy pumy. Zwierzęta trafiły do kilku ogrodów zoologicznych w Polsce - Warszawa, Chorzów, Bydgoszcz, a także do nas - mówi WP Małgorzata Chodyła, rzecznik prasowy poznańskiego ZOO. Przyjęli ponad 80 osobników.
Kastracja dla dobra zwierząt
Placówka nie otrzymała żadnych środków na utrzymanie zwierząt. - Wydaliśmy ponad 400 tys. zł. Wielokrotnie wzywaliśmy prokuraturę do uiszczenia kosztów lub do zabrania od nas zabezpieczonych zwierząt do innych ośrodków i zwolnienie nas z obowiązku sprawowania pieczy nad nimi, bo mamy własnych podopiecznych. Prokuratura twierdziła, że utrzymanie zwierząt jest w gestii burmistrza Śremu, a burmistrz odbijał piłeczkę, że to nie oni wpadli na taki pomysł, żeby to zabezpieczenie przeprowadzać - wyznaje rzeczniczka.
Minęły prawie dwa lata. - Zwierzęta cały czas się rozmnażają, a my nie mamy gdzie ich rozdzielić. One zostały nam powierzone, więc musimy dbać o ich dobrostan. Podjęliśmy z przyczyn medycznych decyzję o kastracji dwóch tygrysów oraz antylopy kob i kułana - informuje nas Chodyła. I dodaje, że dyrekcja ZOO wielokrotnie zwracała się z tą sprawą do prokuratury pokazując zalecenia weterynarzy. Prokuratura odmawiała możliwości przeprowadzenia kastracji. Ale sprawa nie mogła czekać. - Była to decyzja niezbędna dla ratowania ich zdrowia i życia - dodaje rzecznik.
Dochodzenie prokuratury
Teraz prokuratura prowadzi dochodzenie ws. poznańskiego ZOO. - W zeszłym roku wpłynęło do Prokuratury Rejonowej Nowe Miasto zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami w poznańskim ZOO poprzez przeprowadzenie niepotrzebnych zabiegów sterylizacji. To zwierzęta, które pochodzą z nielegalnej hodowli w Pyszącej i zostały tam oddane na przechowanie, nie są one własnością ogrodu zoologicznego - mówi WP prok. Michał Smętkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
I podkreśla, że prokuratura nie wydała zgody na kastrację. Pytany, dlaczego nie wsparła ZOO w kwestii utrzymania zwierząt, mówi, że "odpowiedzialność za zwierzęta ponosi burmistrz Śremu".
Okazuje się, że zawiadomienie ws. podejrzenia popełnienia przestępstwa złożył właściciel nielegalnej hodowli, z której pochodzą zwierzęta.
"Nalot" na ZOO
- Zwróciliśmy się do dyrekcji z żądaniem wydania dokumentacji weterynaryjnej dotyczącej tych zabezpieczonych zwierząt. Czekaliśmy ponad dwa miesiące, nie uzyskaliśmy odpowiedzi, więc wczoraj doszło do przeszukania celem zabezpieczenia dokumentacji - stwierdza prok. Smętkowski.
Jednak, jak zapewnia rzeczniczka ZOO, po wykonaniu kastracji wszelkie dokumenty zostały przekazane do prokuratury. - Oni stwierdzili, że są nieusatysfakcjonowani. Policjant, który na wniosek prokuratury pojawił się w ZOO po dokumentację nie potrafił wskazać, jakiego przepisu czy wymogu tenże dokument nie spełnia. W czwartek policja zrobiła nam "nalot" - przyjechało sześciu nieumundurowanych policjantów, jeden w kominiarce, z nakazem przeszukania biura w poszukiwaniu dodatkowych dokumentów. Żadne inne dokumenty, jak raport weterynaryjny, który wcześniej otrzymali w tej sprawie, nie istnieją - podkreśla rzeczniczka.
Dyrekcja ZOO zapowiada, że złoży stosowne skargi i zażalenia na działania organów ścigania.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl