Polskie służby nagrały współpracowników Trumpa?
Polskie służby wywiadowcze były jednym ze źródeł dowodów mogących potwierdzać współpracę sztabu wyborczego Donalda Trumpa z Rosjanami podczas kampanii wyborczej. Zapisy rozmów między współpracownikami ówczesnego kandydata i przedstawicielami Moskwy zostały przekazane amerykańskim partnerom.
18.04.2017 | aktual.: 19.04.2017 07:41
Informacje o prawdopodobnym udziale polskich służb w odkrywanych powiązaniach ludzi Trumpa z Rosjanami pojawiały się już wcześniej , jednak potwierdził to brytyjski dziennik "Guardian" powołując się na źródła w brytyjskim wywiadzie. To właśnie brytyjska służba GCHQ jako pierwsza miała wpaść na trop podejrzanych kontaktów. Brytyjczycy odkryli to niejako przypadkowo, rutynowo podsłuchując rozmowy rosyjskich dyplomatów i podejrzanych szpiegów.
W ten sam sposób interakcje między środowiskiem Trumpa i przedstawicielami Kremla pozyskały też polskie służby.
"Mamy dobre położenie i zdolności - inf uzyskaliśmy nie dlatego, że działano wobec ludzi z otoczenia Trumpa, tylko ich kontaktów. To ważne" - napisał na Twitterze Michał Rybak były funkcjonariusz Agencji Wywiadu.
To ważne ze względu na zarzuty Trumpa o nielegalnym podsłuchiwaniu jego i jego otoczenia przez amerykańskie i zagraniczne służby. Jak się okazało, służby zajmujące się kolekcją danych teleinformatycznych rzeczywiście przechwycały treści ich rozmów, ale robiły to legalnie, a celem ich działań - przynajmniej pierwotnie - nie byli działacze kampanii Trumpa, lecz Rosjanie. Oprócz Brytyjczyków i Polaków, swój wkład w dochodzenie w sprawie "Russiagate" miały także wywiady Estonii, Niemiec i Australii.
Śledztwo dotyczące domniemanej współpracy ludzi Trumpa z przedstawicielami Kremla ciągle się toczy, jednak w ciągu ostatnich tygodni zostało zepchnięte na boczny tor w uwadze amerykańskich mediów ze względu działania administracji Trumpa, które idą wbrew rosyjskim interesom i oddalają perspektywy wielokrotnie zapowiadanego przez prezydenta zbliżenia z Moskwą.
Mimo to, sprawa jest "rozwojowa" i już zmusiła Trumpa do pozbycia się kilku swoich doradców. Jeszcze w trakcie trwania kampanii, ze względu na doniesienia o podejrzane związki z Rosją odejść musieli szef sztabu wyborczego Paul Manafort oraz doradca ds. zagranicznych Carter Page, zaś już po objęciu rządów do rezygnacji zmuszony został doradca ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Michael Flynn, który kłamał w sprawie swoich kontaktów z rosyjskim ambasadorem. Flynn później zaoferował swoje zeznania w sprawie w charakterze świadka koronnego.
Ale na tym kłopotliwe doniesienia się nie kończą. Jak doniósł w ubiegłym tygodniu "Washington Post", Carter Page był objęty monitoringiem FBI ze względu na dobrze uzasadnione podejrzenie działania na rzecz Rosji. Nie wiadomo jednak, czy podjęte przez Biuro działania zdołały udowodnić te podejrzenia.