Polski absurd - nie oddasz krwi, jeśli jesteś cudzoziemcem
- Często słyszałam, że brakuje krwi. Miałam dwa wolne dni i postanowiłam je wykorzystać na dobry uczynek. Zgłosiłam się do centrum krwiodawstwa w Łodzi przy ul. Franciszkańskiej i ku mojemu zdziwieniu odmówiono mi. Powodem była moja narodowość - żali się 25-letnia Bułgarka, mieszkanka Łodzi.
23.04.2010 | aktual.: 23.04.2010 10:36
- Mam bułgarskie obywatelstwo. Moja mama jest Polką, ja mam kartę pobytu. Od lat mieszkam w Łodzi. Mogę tu pracować, studiować, a nie mogę oddać krwi. To śmieszne, przecież każdy jest takim samym człowiekiem. Chyba w Polsce jest rasizm - mówi Bułgarka.
To nie rasizm, ale absurdalne przepisy, których pracownicy punktów pobrań krwi muszą przestrzegać. - Nasze możliwości wynikają z prawa. Zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Zdrowia kandydat na dawcę krwi musi mówić i pisać po polsku, żeby samodzielnie mógł porozmawiać z lekarzem, a jego dane muszą znajdować się w centralnym rejestrze mieszkańców Polski - tłumaczy dr Mateusz Kuczabski, dyrektor Narodowego Centrum Krwi.
Bułgarka po polsku mówiła bezbłędnie. Ale jej nazwiska nie ma w krajowym rejestrze. Kolejny raz biurokracja okazała się ważniejsza niż dobre serce.
W Polsce notorycznie brakuje krwi. Zwłaszcza w wakacje. Lekarze i organizacje pozarządowe wielokrotnie alarmują i apelują o oddawanie krwi. Wiele fundacji i stowarzyszeń organizuje specjalne imprezy z publiczną zbiórką. Tydzień temu w całej Polsce, a także w Łodzi zabiło "motoserce". Motocykliści oddawali krew potrzebującym. W jeden dzień zebrano prawie dwa i pół tysiąca litrów. - Mimo takich akcji i stałych dawców, krwi ciągle nam brakuje. Najbardziej dramatyczna sytuacja jest zawsze w wakacje. W ciężkich miesiącach musimy kupować krew od stacji krwiodawstwa w innych województwach (z zagranicy jej się nie sprowadza). Taka wymiana jest bardzo powszechna - mówi dr Michał Zamolski z Regionalnego Centrum Krwiodawstwa w Łodzi.
Powodem całego zamieszania jest biurokracja. Żeby oddać krew, trzeba podać numer PESEL. Niestety nie mają go obcokrajowcy, nawet jeśli pochodzą z krajów Unii Europejskiej.
- Mieszkam w Polsce od półtora roku. Studiuję tu język polski. Wcześniej mieszkałem w Niemczech i kilka razy oddawałem tam krew. Nie zawsze potrzebowali akurat mojej grupy, ale nigdy nie było odmowy z powodu innego obywatelstwa. W Polsce na razie nie miałem takiej potrzeby, ale słysząc o przepisach, jakie w tym temacie obowiązują, uważam, że Polska jest bardziej prymitywna niż Afryka, z której pochodzę. To powinno się zmienić. Jeśli urzędnicy kładą nam kłody pod nogi, nawet jeśli chcemy pomóc, to dlaczego normalni ludzie mają nas szanować - mówi Gilles Martial z Kamerunu, student języka polskiego w Łodzi.
Podobnie uważa Sadeq Bsharat z Palestyny, który od pięciu lat mieszka w Łodzi. - Kończę niedługo studia i chcę tu zostać. Dziwi mnie to, że mogę tu studiować i pracować, a nie mogę oddać krwi. Przecież nasza krew nie jest inna czy gorsza.
Takich osób jest więcej. Na zbiórki krwi, organizowane przez Polski Czerwony Krzyż, często zgłaszają się cudzoziemcy. Odpowiedź zawsze jest taka sama - nie może być pan dawcą. I odchodzą z kwitkiem.
- Nieraz muszę się tłumaczyć. Niedawno był u mnie mężczyzna, który bardzo chciał oddać krew. Pochodził z Afryki. Tłumaczył mi, że pobierano mu krew w Austrii. Oddawał też w Niemczech. Dlaczego tu nie może - przecież to też jest Unia Europejska. Bardzo chciałbym mieć inną odpowiedź, ale na razie nic z tego - mówi Stanisław Maciejewski, dyrektor PCK w Łodzi.
Przedstawiciele organizacji pozarządowych załamują ręce. - Wiele przepisów dotyczących krwiodawstwa w Polsce już udało nam się zmienić. W tym przypadku też postulowaliśmy, żeby znieść wszelkie ograniczenia. Zwłaszcza narodowe. Na razie bez powodzenia - mówi Stanisław Maciejewski.
O możliwość zmiany przepisów "Dziennik Łódzki" zapytał Narodowe Centrum Krwiodawstwa. - Na chwilę obecną nie są planowane żadne znaczące zmiany w tym zakresie - mówi dr Mateusz Kaczabski, dyrektor NCK.