Polska znów na cenzurowanym w Brukseli
– Sytuacja w Polsce pogorszyła się z racji postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. Chcielibyśmy dowiedzieć się więcej o nowych zmianach w sądownictwie – powiedział Belg Reynders, następca Timmermansa w kwestii art. 7.
10.12.2019 | aktual.: 10.12.2019 18:33
Unijni ministrowie w Radzie UE przeprowadzili we wtorek wysłuchanie Węgier i zapoznali się z dość krótką informacją o stanie praworządności w Polsce w ramach postępowań z art. 7 Traktatu o UE, którymi objęte są oba kraje. – Powiedziałem, że w sprawie Polski obserwowaliśmy pogorszenie w ostatnich tygodniach i miesiącach, przede wszystkim w wymiarze sprawiedliwości. Chodzi o postępowania dyscyplinarne wobec sędziów. Przykładowo, możliwość działań dyscyplinarnych za zwracanie się sędziów do Trybunału Sprawiedliwości UE to duży problem – relacjonował Belg Didier Reynders, komisarz UE ds. sprawiedliwości, który w nowej Komisji Europejskiej ma pilotować kwestie art. 7, czym wcześniej zajmował się Frans Timmermans.
Jourova o Sądzie Najwyższym
W dzisiejszych obradach uczestniczyła też Czeszka Vera Jourova, wiceprzewodnicząca Komisji odpowiedzialna m.in. za kwestie praworządności. – Nowa Komisja nie oznacza nowego startu. Postępowania zapoczątkowane w poprzedniej kadencji, łącznie z art. 7 i procedurami przeciwnaruszeniowymi, będą kontynuowane. Poinformowałam ministrów o niedawnym i ważnym orzeczeniu Sądu Najwyższego wdrażającym werdykt TSUE. Pytaliśmy polski rząd o niepokojące komentarze władz w sprawie tego orzeczenia Sądu Najwyższego – powiedziała dziś Jourova. Chodzi o orzeczenie SN, że jego Izba Dyscyplinarna nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego (a zatem i polskiego), a obecna Krajowa Rada Sądownictwa nie jest bezstronna i niezależna.
Reynders dopytywał ministra Konrada Szymańskiego o zapowiedzi polskich władz o kolejnych zmianach w sądownictwie. – Komisja Europejska zgodnie z życzeniem Rady UE będzie nadal monitorować sytuację w Polsce – powiedział Reynders.
Węgier o "orkiestrze Sorosa"
Skandalem skończyło się – przeprowadzone dziś w Radzie UE – formalne wysłuchanie, czyli dłuższa dyskusja o sytuacji na Węgrzech. Rzecznik węgierskiego rządu Zoltan Kovacs, który był na sali obrad, relacjonował – polemizując, a nawet naigrywając się z ministrów – dyskusję na Twitterze, choć zgodnie z regułami powinna ona pozostać za zamkniętymi drzwiami. Kovacs nazywał aktywnych uczestników dyskusji "orkiestrą Sorosa" (zamieścił nawet stare zdjęcie Jourovej z George'em Sorosem, a Duńczykowi zarzucił posługiwanie się danymi od organizacji finansowanych przez Sorosa), pytania delegacji Hiszpanii o sądownictwo opatrzył hasłem "niedorzeczne", a ujęcie Belgijki z zamkniętymi oczami skomentował – "wygląda trochę znudzona postępowaniem".
W reakcji na tę twitterową relację Węgra luksemburski minister Jean Asselborn zagroził, że opuści salę. Ale ostatecznie fińska prezydencja w Radzie UE zdecydowała, że Kovacs już nie może uczestniczyć w obradach. I zażądała od Węgier pisemnych przeprosin i wyjaśnień za złamanie reguł poufności.
– To niedopuszczalne i sprzecznie z przepisami. Mieliśmy dobrą wymianę zdań z węgierskimi ministrami, ale jeden z członków delegacji Węgier prowadził podczas obrad twitterową kompanię przeciw Komisji Europejskiej oraz innym krajom członkowskim UE – powiedział Reynders. Kluczowym zarzutem Kovacsa wobec Reyndersa było stwierdzenie, że ten „jest jak Timmermans”.
Co z funduszami?
Węgierska minister sprawiedliwości Judit Varga domagała się dziś zakończenia postępowania z art. 7 wobec Węgier oraz apelowała, by UE poprzestała na regularnej dyskusji ministrów o poszanowaniu wartości unijnych we wszystkich krajach Unii. Ale to byłby system bardzo odległy od – zapowiadanego przez Ursulę von der Leyen – dorocznego przeglądu praworządności, który ma opracować Reynders w najbliższych miesiącach. Polska i Węgry to jedyne kraje, które otwarcie odrzucają rolę Komisji Europejskiej, a zwłaszcza jej ocen w tym przeglądzie, który – wedle Warszawy i Budapesztu – miałby być dyskusją prowadzoną wyłącznie przez ministrów.
Ponadto Polska i Węgry sprzeciwiają się propozycji Komisji Europejskiej z 2018 r., by w nowym budżecie UE od 2021 r. zawieszać lub nawet odbierać fundusze unijne krajom UE z systemowymi brakami w praworządności. "Istnieje poważne ryzyko, że taki mechanizm stałby się narzędziem do wywierania nieusprawiedliwionej presji politycznej na rządy wyłonione w wyniku demokratyczny wyborów" – głosi dokument przekazany przez Polskę do Brukseli przed debatami o budżecie m.in. na szczycie UE w tym tygodniu.
Fińska prezydencja w swej propozycji kompromisu budżetowego, który był dziś jednym z tematów Rady UE, podkreśla, że decyzje co do funduszy miałyby zapadać tylko przy brakach praworządności, które "w wystarczająco bezpośredni sposób" wpływają na ryzyko złego zarządzania funduszami UE i na ryzyko dla interesów finansowych Unii. To krok w kierunku polskich oczekiwań, czyli redukowania pomysłu "fundusze za praworządność" do przypadków czysto korupcyjnych. – Ten temat powinien być pozostawiony do decyzji przywódców krajów UE. Propozycja Komisji prowadziłaby do prawnej niepewności co do funduszy, co byłoby przecież sprzeczne z praworządnością – przekonywał dziś minister Konrad Szymański podczas Rady UE.
Przeczytaj także: