Polska wygrała "bitwę" o historię. Ale nie dzięki PFN i dyplomacji
Zuchwała historyczna szarża Władimira Putina przeciwko Polsce nie przekonała nikogo i tylko zaszkodziła jemu samemu. Niekoniecznie dzięki działaniom polskiej dyplomacji i zabiegom Polskiej Fundacji Narodowej. Powód był prostszy: Kreml nie miał w tej sprawie racji.
24.01.2020 | aktual.: 24.01.2020 12:29
Władimir Putin nie oskarżył Polski na Światowym Forum Holokaustu o wywołanie II wojny światowej i zagłady Żydów. W normalnych czasach trudno byłoby to surrealistycznie brzmiące stwierdzenie uznać za coś wartego odnotowania czy uznania za sukces. Ale czasy nie są normalne i fakt ten jest - w pewnym sensie - sukcesem.
Oczywiście, nie wiemy, czy Putin chciał zaatakować Polskę w Jerozolimie. Wiemy natomiast, że robił to w całej serii wypowiedzi przed tym wydarzeniem. Ale w Yad Vashem tych słów powtórzyć po prostu nie mógł - w przeciwnym razie wywołałby wielki skandal. Byłby to skandal dlatego, że jego rewizjonistyczna szarża poniosła klęskę - przynajmniej jeśli chodzi o oczernianie Polski i wybielanie roli ZSRR.
Jego próby powrotu do stalinowskiej wersji historii II wojny światowej nie spotkały się z poparciem żadnego przywódcy znaczącego, komentatora, przywódcy czy medium - wręcz przeciwnie, wywołała tylko nową falę dyskusji nad niesławnym paktem Ribbentrop-Mołotow. Co więcej, właśnie z racji rewizjonistycznych ekscesów Putina, impreza upamiętniająca wyzwolenie Auschwitz w Jerozolimie odbywała się w atmosferze zgorszenia i niesmaku. Nieobecność polskiego prezydenta była w tym kontekście była zrozumiana w Izraelu i poza nim.
Przeczytaj również: Izraelski dziennik o nieobecności Andrzeja Dudy. "Władimir Putin jest ważniejszy od Polski"
Handlowanie pamięcią o zagładzie
Ton zgorszenia wokół tematu uroczystości w Yad Vashem przewija się w niemal wszystkich relacjach z wydarzenia. W jednym z komentarzy liberalny "Haaretz" zarzucił wręcz izraelskim władzom o "sprzedanie pamięci o Holokauście na rzecz interesów obcych państw".
Putin nie był zresztą jedynym przywódcą, który wykorzystał okazję, by promować sowiecką - nawet jeśli trochę złagodzoną - wersję historii. Wiceprezydent USA Mike Pence nie mógł powstrzymać się np., by nie wspomnieć w swoim przemówieniu o Iranie czy nie uderzyć w amerykańską opozycję. Władze Izraela wykorzystały wydarzenie do promocji swoich racji co do sporu o Palestynę.
Na tym tle zdecydowanie najlepiej przyjęto mowę niemieckiego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, który znów bez rezerwacji uznał winę Niemiec.
- Odpowiedzialność Niemiec nie przemija. Chcemy sprostać naszej odpowiedzialności. Po tym powinno się nas oceniać - mówił Niemiec.
To samo mogliśmy zobaczyć podczas obchodów 80. rocznicy II wojny światowej w Warszawie - o ile inni mówcy próbowali wplatać do swoich polityczne wątki i wplatać je w swoje narracje, Steinmeier nie próbował naginać historii - i dzięki temu to jego głos został najbardziej zauważony.
Przeczytaj również: Izraelscy komentatorzy przyznają rację Dudzie. Mosze Kantor pod ostrzałem
Trzeba mieć rację
To pokazuje dość oczywistą, ale zwłaszcza w Polsce często zapominaną prawidłowość: aby wygrać przed sądem światowej opinii publicznej, najlepiej jest mieć rację. Owszem, sama racja nie wystarczy, ale bez niej nie sposób wyjść z tarczą.
Polski głos w tej sprawie spotkał się ze zrozumieniem nie za sprawą zręczności i serii wywiadów prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego czy zabiegów polskiej dyplomacji (choć pewnie one pomogły). Na pewno nie stało się tak z powodu "starań" Polskiej Fundacji Narodowej. Główny powód był taki, że prawda w tym przypadku była po naszej - a nie Putina - stronie.
Przeczytaj również: Kontrowersyjny spot Polskiej Fundacji Narodowej. Hitler smsuje ze Stalinem
Co więcej, głos Polski w sprawie historii byłby bardziej słyszalny i bardziej, gdyby nasze władze wcześniej nie próbowały wybielać naszej historii za pomocą prawa. Ustawa o IPN była dla reputacji naszego kraju absolutnie dewastująca i minie jeszcze wiele lat, zanim . Dlatego gdy dziś światowe media piszą o rewizjonizmie Putina, zaraz wspominają o tym, że Polska sama nie jest niewinna w tej kwestii. Powinniśmy na długo wyciągnąć wnioski z tej bolesnej lekcji. I pamiętać, komu ją zawdzięczamy.
Kto wie, gdyby nie to, być może do gorszącej, "separatystycznej" uroczystości z okazji wyzwolenia Auschwitz by nie doszło. Warto pamiętać, że gdy inicjator imprezy, rosyjsko-żydowski oligarcha Wiaczesław Mosze Kantor organizował podobnie konkurencyjne obchody pięć lat temu w czeskim Terezinie, impreza nie przyciągnęła wielu znamienitych gości. Tym razem na Forum jednak przybyli przywódcy mocarstw, podczas gdy na oficjalne uroczystości do Oświęcimia przyjedzie - z pewnymi wyjątkami - drugi garnitur zagranicznych dygnitarzy.
Przeczytaj również: Skandal z mapami na filmie w Jerozolimie. Nic się nie zgadza
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl