"Polska to nie prowincja, do której się jedzie wołami"
Po tym, jak eurodeputowany Paweł Kowal został nowym szefem PJN pojawiły się wątpliwości, czy z Brukseli można sprawnie kierować partią. Nie zgadza się z tym sam główny zainteresowany. - Nie wolno traktować Polski jak prowincji, do której się jedzie wołami. Z Brukseli jest to naprawdę odległość dwóch godzin samolotem - odpowiada Kowal.
Nowy szef ugrupowania Polska Jest Najważniejsza uważa, że jest to "wymyślony problem". - To jest kompletnie wymyślony problem. To jest tak, jak pytać premiera, czy on ma czas na kierowanie partią. Nie wolno traktować Polski jak prowincji, do której się jedzie wołami - odpowiada Paweł Kowal - Z Brukseli jest to naprawdę odległość dwóch godzin samolotem. Gdyby rozpatrywać komunikację ze Szczecina, czy Olsztyna, to byłby większy problem, bo się dłużej jedzie - dodaje Kowal.
Walka o przeżycie
Nie da się jednak zaprzeczyć, że pogodzenie obowiązków prezesa partii z obowiązkami posła do Parlamentu Europejskiego nie jest łatwym zadaniem. Choć jeszcze trudniejsza zapewne byłaby decyzja o porzuceniu mandatu europarlamentarzysty. Dla PJN wybory parlamentarne w październiku to walka o przeżycie, dla eurodeputowanych taki egzamin dopiero za trzy lata.
Pytamy więc przedstawicieli innych ugrupowań, którzy na co dzień urzędują w Brukseli, jaką przyszłość wróżą PJN-owi pod przewodnictwem Pawła Kowala. Tadeusz Cymański (PiS) uważa, że kierowanie partią z Brukseli jest bardzo trudne, ale wszystko zależy, jaki ma to być model przywództwa. - Ciężko być w dwóch miejscach na raz, ale nie uważam takich rzeczy za niemożliwe - mówi poseł.
Ale coś kosztem czegoś? - Kosztem przede wszystkim własnego czasu i ogromnego poświęcenia. Myślę, że sprawa przyszłości tej partii i pana Kowala jest otwarta. Kluczowym wyzwaniem są wybory, a czas przygotowań w dużej części przypada na okres wakacji w europarlamencie.
Powinien zrezygnować z mandatu?
Nie powinien więc rezygnować z mandatu europosła? - Myślę, że byłaby to pochopna decyzja. Jeśli będzie go mniej w kraju, oczywiście PJN będzie miał mniejsze szanse, ale są jednak przywódcy, którzy mało się pokazują, a świetnie kierują formacjami, więc spokojnie - odpowiada Cymański. - Dla mnie ważny jest program solidarnego państwa i Paweł Kowal to dostrzega. Jest to polityk zrównoważony, spokojny, bardzo kompetentny, cieszący się sporą sympatia społeczną. Chociaż to jest konkurent w wyborach, to na nowej drodze życzę mu jak najlepiej. Mam nadzieję, że zbudują swoja pozycję przede wszystkim zabierając elektorat Platformie i SLD. To w tych środowiskach można było zaobserwować niepokój i nawet pewne rozżalenie z powodu tej zmiany - zauważa poseł.
Ale czy dzięki tej zmianie na stanowisku przewodniczącego PJN, skocza słupki poparcia dla tej partii? - Nie, ale myślę, że demokracja jest młoda. Jest bardzo dużo wyborców rozczarowanych Platformą i nie chcą już na nią głosować. Natomiast cały czas tkwią jeszcze w mocnym uprzedzeniu do PiS-u i to ten elektorat może zagłosować na PJN - przypuszcza europoseł.
- Jeśli ktoś ma głosować na Platformę, to lepiej żeby nie poszedł na wybory. Jeśli jednak chce głosować na inną partię, to proponuję PiS, ale jeśli nie PiS, to partia drugiego wyboru wolę, żeby był PJN niż SLD - przyznaje Tadeusz Cymański.
"Niezmiernie ciężkie zadanie"
Z nie mniejszym szacunkiem o Pawle Kowalu mówi Sławomir Nitras, europoseł PO. - Podjął się niezmiernie ciężkiego zadania i będzie mu trudno osiągnąć sukces, ale nie mam wątpliwości, że przyświecają mu szczytne cele i ideały - ocenia polityk.
Dla Nitrasa łatwym nie jest również godzenie szefowania partią i bycie w Brukseli, ale jak podkreśla poseł, "nie róbmy z europarlamentarzystów niepełnosprawnych". - Nie jesteśmy ludźmi, którzy żyją na innej planecie. W Polsce bywamy 3-4 dni w tygodniu - mówi. Zaznacza, że szefowanie partią może odbije się na pracy we frakcji w europarlamencie, ale z drugiej strony pozycja Kowala wzrośnie właśnie ze względu na ten fakt. - Nie powinien z tego rezygnować, taka decyzja byłaby czymś niezrozumiałym - podsumowuje Nitras.
"To nie jest dobre miejsce do kierowania partią"
Joanna Senyszyn, eurodeputowana SLD, podejrzewa, że praca na rzecz PJN może odbić się znacząco na pracy w PE. - Uważam, ze europarlament nie jest dobrym miejscem do kierowania partią. Najprawdopodobniej będzie opuszczał pracę w europarlamencie i będzie tylko jeździł do Strasburga na głosowania - mówi posłanka. - Ja jestem zajęta w Brukseli 12 godzin na dobę, ale oczywiście można również prawie nic nie robić - dodaje kąśliwie.
Czy w takim razie powinien zrezygnować z mandatu europosła? - Absolutnie nie, bo w połowie października tej partii praktycznie już nie będzie, więc dlaczego miałby rezygnować? - pyta retorycznie.
Na zakończenie można powiedzieć, że w zasadzie większość pytań musi pozostać bez ostatecznej odpowiedzi, bo taką udzielą dopiero wyborcy w październiku.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska