"Polska to Albania a nie USA - Sikorski jest za dobry"
W polskich warunkach Komorowski jest kandydatem na prezydenta uszytym na miarę. To postać wyrzeźbiona w gabinecie figur woskowych. Odbicie wyobrażeń Polaków o tym, jaki powinien być prezydent. Całkowicie pozbawiony charyzmy, dobrze okrojony kandydat, opływowy zarówno mentalnie, jak i fizycznie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Tymochowicz, ekspert ds. marketingu politycznego.
WP: Joanna Stanisławska: „Frankfurter Allgemeine Zeitung” tak pisze o wyniku prawyborów w Platformie: „PO wybrała wąsy zamiast smartphone'a”. „Nieco staroświeckie wąsy są znakiem rozpoznawczym Bronisława Komorowskiego - w Polsce kojarzą się nie tylko z legendarnym założycielem państwa Józefem Piłsudskim, lecz przede wszystkim z pokoleniem antykomunistycznej opozycji”. To trafny komentarz?
Piotr Tymochowicz: - Wąsy są wyznacznikiem dosyć przebrzmiałym w odniesieniu do Komorowskiego. Dawno zdążyliśmy się do jego wizerunku przyzwyczaić, a wraz z przyzwyczajeniem przestaje się takie detale zauważać. O marszałku Komorowskim można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że kojarzy się z Piłsudskim, bliżej mu do opozycji demokratycznej. Wąsom nie przypisywałbym jednak szczególnie istotnego znaczenia.
WP:
Jak pan ocenia przebieg prawyborów?
- Zorganizowanie prawyborów było strzałem w dziesiątkę, co do tego nikt nie ma wątpliwości. To było zagranie w amerykańskim stylu, nawiązanie do bardzo dobrej, demokratycznej tradycji. Wiele do życzenia pozostawiał natomiast sposób przeprowadzenia prawyborczej debaty. Przypominała program lokalnej telewizji Orion. Abstrahuję już od flagi francuskiej, na tle której przemawiał Komorowski, kiedy niebieskie tło niebezpiecznie zlewało się z bielą i czerwienią. Całość wypadła fatalnie. Kandydaci wystąpili tabloidowo, więcej mówili o sobie niż o wizji prezydentury, którą chcieliby sprawować. Właściwie żaden nie przedstawił konkretów w tej kwestii. Występ obojga prowadzących był rodem z lat 80. Posłanka Mucha zapomniała, że nie jest modelką, która przechadzając się po wybiegu prezentuje zgrabne nogi. Jej rolą nie była ekspozycja nóg, ale debaty, a tak odwróciła uwagę od meritum. Widać wyraźnie, że Platforma zatrudniła za mało fachowców do przeprowadzenia stosunkowo prostej rzeczy. Starcie obu kandydatów było
straszliwie nudne, choć PR wokół niego przygotowano bardzo dobry. Z PR-owego przekazu dowiedzieliśmy się, że najważniejsze są emocje. Niestety, podczas debaty, poza niesamowitym nadęciem obu kandydatów, emocji nie doświadczyliśmy żadnych. Przeszkadzało mi szczególnie, że Platforma grała wyłącznie na Bronisława Komorowskiego. To było bardzo widoczne i tego przeświadczenia nie udało się Platformie wyeliminować.
WP:
Co Platforma zyskała na prawyborach?
- Po pierwsze, bezpłatny czas reklamowy. To ważne, bo to droga sprawa. Przez miesiąc temat prawyborów nie schodził z czołówek gazet. Platforma uzyskała ten efekt całkowicie za darmo. Po drugie, co jeszcze bardziej istotne, udało się prawybory przedstawić jako absolutny wyróżnik między Platformą a pozostałymi partiami. Całe życie polityczne w Polsce toczy się obecnie w ramach jedynej istniejącej platformy politycznej, czyli właśnie Platformy Obywatelskiej. Dzięki prawyborom dowiedzieliśmy się, że jeśli coś się dzieje istotnego w polityce to dotyczy wyłącznie Platformy, a poza nią są pozbawione znaczenia peryferie.
WP:
Opozycji pozostały tylko role epizodyczne w spektaklu Platformy?
- Tak, cała opozycja została sprowadzona do roli statystów. Rolę aktora-kreatora gra Platforma.
WP:
O czym świadczy tak niska frekwencja w prawyborach?
- Dziwi mnie ostrze krytyki opozycji skierowane w stronę frekwencji. Dziennikarze też, o dziwo, podchwycili tę opinię i jednoznacznie komentują, że frekwencja poniżej 50% świadczy o czymś złym, o braku zaangażowania wśród działaczy partyjnych. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie - to bardzo zdrowy objaw. Zapominamy o bardzo dużej grupie wyborców w Platformie, którzy nie głosowali nie dlatego, że nie są aktywni, ale z tego prostego powodu, że odpowiada im zarówno Sikorski, jak i Komorowski. Obu popierają w równym stopniu. Największy procent aktywistów Platformy to byli ci, którzy akurat nie mieli zdania i, co więcej, mieli do tego prawo.
WP: A wynik Radosława Sikorskiego to porażka czy sukces? Zdaniem Janusza Palikota prawybory wzmocniły pozycję Sikorskiego na tyle, że zostanie wicepremierem. Co pan o tym sądzi?
- W tej kwestii na pewno nie należy słuchać opozycji, bo ona postępuje według reguły, im gorzej dla Polski, tym dla nas lepiej. Palikot ma rację, patrząc obiektywnie to gigantyczny sukces Sikorskiego. Zwłaszcza w tak antysemickim kraju jak Polska. To, że potrafiliśmy przełamać nasze uprzedzenia, dobrze o nas świadczy. Przy całym szacunku dla Sikorskiego, to tylko minister spraw zagranicznych, który nagle znalazł się na topie. Jego sukces polegał już na samym fakcie, że został wystawiony jako kontrkandydat dla Komorowskiego. Poza tym nie zapominajmy, że Sikorski był politykiem PiS, co mogło budzić nieufność działaczy Platformy, więc także z tego względu jego wynik to ogromny sukces. WP: Żona Radosława Sikorskiego, Anne Applebaum, tak odniosła się do wyniku prawyborów: „Polacy chcą by ich narodowy przywódca, ich plemienny wódz, był taki jak oni, żył tak jak oni i podzielał te same poglądy”. To rozgoryczenie przebija z tych słów?
- Raczej smutna prawda o nas samych. Nie nadajemy się na takiego prezydenta jak Sikorski, proamerykańskiego, nowoczesnego, znającego języki obce, obytego w świecie. Jesteśmy bardziej Albanią niż Stanami Zjednoczonymi i musimy to sobie uświadomić.
WP: Jednocześnie Anne Applebaum mówi, że choć Sikorski był jednym z najpopularniejszych polityków w kraju, to podczas prawyborów „uderzyło w nas tsunami negatywnych emocji, które wzięło się znikąd”. Dlaczego?
- Na miejscu pani Applebaum nie traktowałbym tego personalnie. Myślę, że z samym Sikorskim ta reakcja nie ma żadnego związku. Tak się dzieje zawsze, kiedy ktoś chce wyjść przed szereg, wybić się zbyt mocno. W polskim piekle nie trzeba strażników, bo my sami pełnimy ich rolę. To jest nasz nawyk mentalnościowy, najpierw wywyższamy kogoś, po to, żeby go zniszczyć, a nie po to żeby promować go dalej.
WP: Prof. Środa pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski: „mamy już prezydenta, po co kosztowne wybory?”. Czy rzeczywiście? Delegaci Platformy dokonali już wyboru? Komorowski zostanie prezydentem, więc nie ma sensu organizować wyborów?
- To nonsens. Sądzę, że prof. Środa popełnia klasyczny błąd niedocenienia przeciwnika. Zaufała ślepo sondażom, a to nie one powinny decydować o wyborze prezydenta, byłoby to na wskroś niedemokratyczne. Kampanie wyborcze są właśnie po to, by zmienić układ sondaży. Znane są takie przykłady, jak np. przypadek mera Lwowa Andrija Sadowego, kiedy sondaże dawały kandydatowi 0,3% poparcia, a w wyniku kampanii wyborczej uzyskał 43%. Błąd niedoceniania przeciwnika popełniła przed laty Unia Wolności, okazując wobec politycznych wrogów intelektualną wyższość. Skutek był taki, że partia ta zniknęła z krajobrazu politycznego.
WP: Z kolei prof. Jadwiga Staniszkis PiS-owi również doradza przeprowadzenie prawyborów. Czy to dobry pomysł?
- Absurdalny. To tak jakby zaproponować prawybory Dzierżyńskiemu albo Stalinowi. Dyktator nie po to jest dyktatorem, żeby poddawać w wątpliwość swoją pozycję.
WP: Prof. Środa tak charakteryzuje Bronisława Komorowskiego: „to miły, starszy, godnie wyglądający pan, ze specyficznym poczuciem humoru”? To trafna charakterystyka?
- W polskich warunkach Komorowski jest kandydatem na prezydenta uszytym na miarę. To postać wyrzeźbiona w gabinecie figur woskowych. Odbicie wyobrażeń Polaków o tym, jaki powinien być prezydent.
WP:
Czy to właśnie ten "plemienny przywódca", o którym mówi Anne Applebaum?
- Niezupełnie. Im trudniejsze czasy, tym bardziej charyzmatyczny przywódca jest potrzebny, a przy całym szacunku, Bronisław Komorowski charyzmy jest całkowicie pozbawiony. W tym sensie to nie jest dobry, charyzmatyczny przywódca. Ale w spokojnych czasach, kiedy nie grozi nam wojna, kiedy nie toniemy w kryzysie to kandydat odpowiedni. Nie jesteśmy Palestyną, nie potrzebujemy charyzmatyków, ale jowialnego, gładkiego dobrze okrojonego prezydenta, który będzie opływać wszelkie kryzysy i nieporozumienia. A Komorowski nie jest kanciasty, jest bardzo opływowy w swoich kształtach, zarówno mentalnościowo, jak i fizycznie, i w tym sensie bardzo dobrze się kojarzy.
WP: Dlaczego Donald Tusk postawił na Bronisława Komorowskiego? Czy dlatego, że nie będzie mu w niczym przeszkadzał?
- Tak. Nie łudźmy się, że politycy kierują się jakimiś innymi względami niż partykularne korzyści osobiste czy partyjne. Przy takim spojrzeniu, staje się logiczne, że większym zagrożeniem dla Platformy byłby Sikorski jako kontrkandydat Lecha Kaczyńskiego. Wtedy wygrana nie byłaby tak prawdopodobna, jak w przypadku startu Komorowskiego. Sondaże już teraz pokazują wyraźnie, że ma on większe szanse, dlatego to jego Platforma powinna promować i to robi.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska