Polska szkoła w Niemczech? Nie, dziękuję...
Dzieci niemieckiej Polonii w większości uczą się języka polskiego tylko w domu. Mimo że w przyszłości dwujęzyczność mogłaby być ich wielkim atutem, rodzice zazwyczaj nie decydują się na dodatkową edukację po polsku. Fakt ten nie jest podyktowany kwestią dostępności tego typu zajęć, a raczej pragmatyzmem dorosłych - oni do Polski nigdy nie wrócą, wiec po co ich dzieciom język polski?
Tymczasem na terenie Niemiec istnieją szkoły przy ambasadach i konsulatach, także z możliwością kształcenia na odległość. Liczne stowarzyszenia przy parafiach czy domach kultury oferują zajęcia i lekcje języka polskiego. Nie trzeba nawet ruszać się z domu. Niedawno uruchomiono platformę e-learningową zawierającą ofertę kółek zainteresowań dla dzieci i młodzieży. Kto chce, na pewno znajdzie coś dla swojej pociechy.
Dla chcącego nic trudnego
Sęk w tym, że wśród Polonii w Niemczech zainteresowanie jest delikatnie mówiąc umiarkowane. Głównie dlatego, że przyszłości swojej i swoich dzieci nie widzą w Polsce. I tutaj zaczyna się błędne koło, gdyż zainteresowanie przekłada się na dostępność. Nawet w tej kwestii znaczenie ma podstawowe prawo ekonomii: jest popyt - jest podaż. Jedną z konsekwencji obecnego stanu rzeczy jest najnowsze zarządzenie Ministra Edukacji Narodowej. Na jego mocy Zespół Szkół przy Ambasadzie RP w Berlinie z dniem 1 września przekształcony został w Szkolny Punkt Konsultacyjny. Tym samym przestała istnieć instytucja o prawie 40-letniej historii.
Zmiana nazwy nie jest tylko zmianą kosmetyczną. To sposób na zaoszczędzenie na placówkach, które nie są zbyt oblegane. - W tej chwili uczy się u nas ok. 170 dzieci, dodatkowa dwudziestka poprzez system kształcenia na odległość. Spokojnie moglibyśmy przyjąć dodatkowych 60 uczniów, ale nie mamy więcej chętnych - komentuje sprawę dr Janusz Kawałko, obecny kierownik Punktu Konsultacyjnego. Uczniowie, tak jak w Polsce, chodzą do sześcioklasowej klasowej szkoły podstawowej, 3-letniego gimnazjum i do liceum, choć bez możliwości zdawania na miejscu polskiej matury. - Uczymy dzieci języka polskiego, historii, geografii, matematyki, są zajęcia z wiedzy o społeczeństwie - wylicza pedagog. Jednak liczba uczniów wydaje się być niewielka w porównaniu z liczbą mieszkających tu Polaków.
Dodatkowa edukacja to wysiłek
Niemiecka Polonia nie jest jednorodna. Część osób została tu po wojnie, kolejne, przyznając się do niemieckich korzeni, osiedlały się tu w późniejszych dziesięcioleciach. Szczególnie dużo osób przybyło do Niemiec w niestabilnych politycznie latach 80. Oprócz ludzi przyjeżdżających tu na zarobek, żyjący tu Polacy to często pokolenie które już urodziło się lub dorastało w Niemczech.
Więc choć dostęp do edukacji w języku polskim jest w tej chwili zadowalający, niewielu rodziców decyduje się na taką formę nauczania. Tym bardziej, że coraz więcej niemieckich szkół oferuje naukę języka polskiego jako języka obcego. Pamiętać też trzeba, że dodatkowe zajęcia popołudniami to poświęcenie zarówno ze strony dzieci, jak i rodziców. Niestety nie wszystkich stać na podjęcie takiego wysiłku, jeśli nie wierzą w jego głęboki sens.
Dwujęzyczność to atut
Lekcje w Szkolnym Punkcie Konsultacyjnym zaczynają się w każdą środę i czwartek późnym popołudniem, kończą wieczorem. Wówczas to pod budynkiem Robert-Jungk-Oberschule w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf mimo późnej pory słychać dziecięce śmiechy. Grupki dorosłych rozmawiają ze sobą czekając na zakończenie zajęć swoich pociech.
Większość klas kończy lekcje o godz. 20.15. Wśród rodziców jest pani Hanna, która czeka na swojego syna Henryka. - Syn uczy się tutaj od pierwszej klasy, teraz jest już w szóstej - mówi z dumą w głosie. - Wiem, że trudno teraz czasem zachęcić dziecko do dodatkowych zajęć, dlatego bardzo się cieszę, że młody sam chce tutaj przychodzić. Mam świadomość, że to dla niego dodatkowa praca po lekcjach w niemieckiej szkole, ale szczerze wierzę w to, że to się w przyszłości opłaci. Henryk urodził się tutaj, mieszkamy tu już od lat, ale nie wykluczamy w przyszłości powrotu do Polski - tłumaczy.
- Gdyby tak się stało, mój syn mógłby bez przeszkód kontynuować naukę w szkole w kraju czy iść tam na studia. Te dodatkowe lekcje dwa razy w tygodniu przydają się i teraz. Program z matematyki jest bardzo zbliżony, więc nie muszę się martwić o ewentualne korepetycje, bo syn ma powtórkę tutaj. Myślę, że jego dwujęzyczność może w przyszłości być jego wielkim atutem, choćby jako pracownika. Cieszę się też, że poznaje historię Polski, ma żywy kontakt z językiem, może rozmawiać po polsku z rówieśnikami. Myślę, że wielu rodziców wierzy, że samo rozmawianie w domu po polsku rozwiąże sprawę, jednak moim zdaniem, to często za mało. Do tej pory byłam bardzo zadowolona z tej szkoły, mam nadzieję, że tak będzie nadal - podsumowuje pani Hanna. Również popołudniami, raz w tygodniu, odbywają się lekcje organizowane przez berlińskie Polskie Towarzystwo Szkolne "Oświata". Zajęcia odbywają się w dni powszednie w 10 punktach w różnych dzielnicach miasta. Każdego dnia lekcje ma inna grupa wiekowa.
- W poniedziałki na Kreuzbergu spotyka się młodzież z gimnazjum, we wtorki na Tempelhofie są maluchy z klas 0-2 i piątoklasiści, w środy na Spandau klasy 2, 3 i 4, w czwartki w siedzibie Towarzystwa prowadzimy kursy przygotowujące do certyfikatu z języka polskiego. To tylko część naszego cotygodniowego grafiku. Trochę to skomplikowane, ale dajemy sobie radę - śmieje się Dorota Koszutska, jedna z nauczycielek.
Można powiedzieć, że Towarzystwo ma wielowiekową historię, bo jego początki sięgają końca XIX wieku. W 1939 roku zostało ono oficjalnie zdelegalizowane, a jego wskrzeszenie udało się dopiero pod koniec lat 80. na fali emigracji politycznej, która miała wówczas miejsce na dużą skalę. - To była oddolna inicjatywa rodziców i osób, którym bliska była myśl o możliwości kształcenia dzieci także w języku ojczystym - opowiada o początkach nauczycielka.
- Uczą się u nas dzieci w różnym wieku, od pięciolatków po gimnazjalistów. Staramy się, by klasy nie były zbyt liczne, bo dzieci często w różnym stopniu mają opanowany język polski. Dotyczy to zarówno dzieci ze związków, gdzie oboje rodziców jest Polakami, jak i tych tzw. mieszanych - twierdzi.
Nie mówcie po polsku w domu
Trzeba pamiętać, że podstawowe kompetencje językowe dzieci wynoszą z domów. Okazuje się jednak, że często nawet sami rodzice nie rozmawiają z dziećmi po polsku bo chcą, by jak najlepiej zaaklimatyzowały się w niemieckiej szkole. Często do takich praktyk rodziców namawiają też sami niemieccy pedagogowie.
- Osobiście znam przypadki, gdy nauczycielki przekonywały rodziców, by dziecko najpierw nauczyło się dobrze w mowie i w piśmie władać językiem niemieckim. Dwujęzyczność miała spowalniać jego postępy w nauce i tworzyć mu niepotrzebny mętlik w głowie - potwierdza pedagog. Wielu nieświadomych rodziców ulega tym sugestiom, tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Doświadczenie pokazuje, że dzieci wychowywane w dwóch, a nawet w trzech językach, mają szersze horyzonty poznawcze.
- Czasami maluchy mogą mieć na początku problem usystematyzowaniem pewnych informacji, ale mija to wraz z naturalnym wzrostem możliwości intelektualnych dziecka - twierdzi nauczycielka.
- Staramy się jednak w żaden sposób nie oceniać rodziców za ich wybory wychowawcze i cieszymy się z każdego powierzonego nam dziecka. Pracujemy np. obecnie nad otworzeniem w Berlinie punktów dla polonijnych dzieci niemówiących po polsku i punktu dla zupełnych maluszków, dzieci 2-4 letnich. Naszą pracę traktujemy bowiem jak misję. Chcemy by nasze dzieci swobodnie mówiły, czytały i pisały po polsku. Naszym celem jest podtrzymanie ich więzi z krajem pochodzenia, nauka o zwyczajach i polskich tradycjach. Organizujemy konkurs ortograficzny, recytatorski i czytelniczy, mamy własną grupę teatralną, jeździmy z dziećmi na wycieczki, byliśmy już m. in. w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu czy Gnieźnie. Wszystko po to, by nasze dzieci nie zapominały skąd pochodzą ich rodzice, dziadkowie. By nie zatraciły swojej narodowej tożsamości - przekonuje pani Dorota.
Angela Merkel stwierdziła ostatnio, że wizja wielokulturowego społeczeństwa "multi-kulti" zupełnie się w Niemczech nie sprawdziła. Jednak wydaje się chyba, że jej słowa nie dotyczą Polaków, którzy jako nacja w większości doskonale zasymilowali się z niemieckim społeczeństwem. Ewentualne zapytać można, czy nie wtopili się w nie aż za bardzo?
Z Berlina dla polonia.wp.pl
Emilia Kałka