Polska stanie się zakładnikiem wielkich koncernów farmaceutycznych?
- Trudno mi zrozumieć zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia odnośnie ograniczenia eksportu równoległego leków oraz to, czemu takie działanie miałoby długofalowo służyć. Z wykształcenia jestem ekonomistą i zawsze powtarzano mi, że konkurencja na rynku jest dobra i pożądana. Tymczasem jej brak będzie nas coraz więcej kosztował. Gdyby do tego doszło, to wyłącznie przemysł farmaceutyczny decydowałby: co, komu, gdzie i za ile sprzedać. Wówczas staniemy się zakładnikami wielkich koncernów - mówi w rozmowie z WP rzecznik Stowarzyszenia Eksporterów Równoległych StER, Maciej Bieńkiewicz.
Wirtualna Polska w artykule "Leki ratujące życie wciąż wywożone z Polski. NIK kontroluje Ministerstwo Zdrowia" alarmowała, że w hurtowniach oraz aptekach wciąż brakuje leków, które ratują życie Polaków. Ze sprawą zwróciliśmy się do nowego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, który zapewnił nas, że rząd podejmie działania, które ograniczą eksport leków, a do końca 2016 r. wyeliminują eksport równoległy leków refundowanych. Te zapowiedzi wzbudziły niepokój Stowarzyszenia Eksporterów Równoległych StER, które uważa, iż takie działania mogą doprowadzić do sytuacji, w której Polska stanie się zakładnikiem wielkich koncernów farmaceutycznych.
WP: Często można usłyszeć stwierdzenie, że eksport równoległy jest odpowiedzialny za niedobór leków w polskich aptekach. Pan nie zgadza się z tą tezą.
Maciej Bieńkiewicz: Zdecydowanie się nie zgadzam. Wpływ na ograniczoną dostępność leków ma wiele czynników, w tym przede wszystkim reglamentowanie podaży przez przemysł farmaceutyczny. Jest to mechanizm, którym chce się on bronić przed konkurencją rynkową, którą stanowią głównie eksporterzy równolegli. Dodatkowo, w sytuacji gdy braki przekładają się na administracyjne ograniczenia w eksporcie, utrzymanie chronicznego niedoboru leków jest producentom na rękę.
WP: W jaki sposób międzynarodowy przemysł farmaceutyczny korzysta na niedoborach leków w Polsce i dlaczego to wy znaleźliście się w ogniu krytyki?
- Dlatego, że dystrybutorzy równolegli są bezpośrednią konkurencją producentów leków. Proszę odpowiedzieć sobie na pytanie: co to znaczy, że opakowanie leku zostanie z Polski wyeksportowane równolegle do kraju, gdzie jest on kilkukrotnie droższy? Oznacza to straty dla producentów, którzy sprzedając go w Polsce, zarobili na nim kilkukrotnie mniej niż mogliby, wprowadzając lek na zagraniczny rynek samemu.
WP: Jakie są pana zdaniem inne czynniki, które wpływają na brak leków w aptekach?
- Problemem jest również sposób dystrybucji leków. W 2014 roku CBOS porównał efektywność dystrybucji bezpośredniej od producenta z tradycyjnymi modelami zaopatrzenia aptek w hurtowniach. Wyniki były jednoznaczne. W przypadku tego drugiego modelu apteki mogły liczyć na dostawy do dwóch razy na dobę. W pierwszym zdarzały się przypadki, że na zaopatrzenie od producenta czekano nawet dwa, trzy tygodnie. Dużym problemem jest również reglamentowanie podaży poprzez ograniczenie liczby hurtowni, które mogą lek dystrybuować
WP: Ciężko jest jednak nie zauważyć, że eksport równoległy jest również odpowiedzialny za brak leków w polskich aptekach.
- Oczywiście, że istnieje związek niedoboru leków z eksportem równoległym. Tu nie ma żadnych wątpliwości. Chodzi jednak o to, że jest to tylko jeden z czynników. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że producenci robią wiele, by w odniesieniu do leków, które są często reeksportowane, wprowadzić ich na polski rynek tak mało, jak się tylko da. Najchętniej tylko tyle, by zaspokoić potrzeby pacjentów wyłącznie w kraju. Natomiast kompletnie ignorują fakt, że mamy dystrybucję równoległą, która jest pełnoprawną formą obrotu dobrami na terenie UE. Nie trudno jest więc przewidzieć, że zaopatrywanie jednego z najtańszych pod tym względem krajów w Europie, powinno mieć większą skalę, niż tylko realne zapotrzebowanie wewnętrzne.
WP: Czyli zwiększenie produkcji leków byłoby odpowiedzią na braki w polskich hurtowniach i aptekach?
- Tu nie chodzi do końca o produkowanie większej ilości leków. Zapotrzebowanie na leki na terenie Europy jest względnie stałe. Problemem jest to ile danego leku realnie trafia do konkretnego kraju. Chodzi też o kanał, za pośrednictwem którego, lek trafia na rynek. Może on tam dotrzeć bezpośrednio od producenta lub w drodze importu równoległego. Od tego zależą natomiast przychody międzynarodowych firm farmaceutycznych, które dążą do sytuacji, gdzie wszystkie rynki zaopatrywane są tylko przez ich kanały dystrybucji. Mówiąc krótko, chodzi im o wyeliminowanie wszelkiej konkurencji.
WP: Jednak eksport równoległy utrudnił również rząd. W lipcu weszła w życie tzw. "nowelizacja antywywozowa", której głównym celem było wprowadzenie ograniczenia wywozu produktów za granicę kraju, w sytuacji zaistnienia zagrożenia braku ich dostępności dla polskich pacjentów.
- Ta ustawa w dużym stopniu jest niedoskonała, gdyż nie bierze pod uwagę wszystkich elementów, które mają wpływ na dostępność leków na polskim rynku. Kwestia faktycznej poprawy sytuacji pacjenta zeszła zresztą na dalszy plan. Większość rozwiązań skupiła się na tym, by ograniczyć eksport równoległy, natomiast całkowicie pomija np. politykę dystrybucyjną producentów, którzy nie zawsze wywiązują się ze swoich obowiązków zaopatrzenia rynków. Niedobory leków to niezwykle silne narzędzie oddziaływania na legislatora. W ten sposób walczy się o wyeliminowanie z rynku konkurenta. Przecież z punktu widzenia gospodarki, w interesie państwa jest to, by eksport równoległy był jak najwyższy. Z zastrzeżeniem, że mówimy o eksporcie leków, które stanowią nadwyżki na rynku. Na eksporcie zarabia wiele podmiotów, które płacą później podatki w Polsce. Proszę zwrócić uwagę, że leki eksportowane są przed refundacją, czyli ten proces nie uszczupla puli środków przeznaczonych na refundację leków dla pacjentów w kraju. My
chcielibyśmy jak najwyższego eksportu, ale w sytuacji, gdy z tego powodu nie cierpi polski pacjent. Przecież logika podpowiada, że Polska powinna w coraz większym stopniu myśleć o zwiększeniu roli dystrybucji równoległej w zaopatrzeniu europejskiego rynku w leki. To prosta droga do obniżenia cen leków w Europie, a więc większych oszczędności dla pacjenta i całego systemu ochrony zdrowia.
WP: Ministerstwo Zdrowia broni ustawy podając konkretne liczby. Od jej wprowadzenia nastąpił ponad 40 proc. spadek (z 257 pozycji do 147 pozycji) leków zagrożonych brakiem dostępności na terytorium RP. Te fakty dają do myślenia...
- Do myślenia daje również to, jak ten niezwykle obszerny wykaz powstawał. Przecież nie mamy informacji w oparciu o jakie kryteria go tworzono. Brakuje źródła aktualnych informacji, jaka jest faktyczna skala niedoborów, a więc jakie ograniczenia w eksporcie są realnie konieczne. Pozwoliłoby to samym eksporterom ocenić, czy i jaką liczbę opakowań danego leku można w bezpieczny sposób sprzedać za granicę. Zintegrowany System Monitorowania Obrotu Produktami Leczniczymi ma dopiero powstać i będzie to pierwszy krok w dobrym kierunku. W ten sposób będzie można zbudować wiedzę o dostępności leku i ewentualnych przyczynach i skali jego niedoboru.
WP: Czy wasze argumenty i wątpliwości zostały przekazane stronie rządowej?
- Oczywiście. Jako partner społeczny, Stowarzyszenie Eksporterów Równoległych uczestniczyło też w pracach sejmowej Komisji Zdrowia. Zgłaszaliśmy nasze uwagi stronie rządowej, natomiast nie zostały one wzięte pod uwagę. W interesie hurtowni zajmujących się eksportem równoległym jest przecież to, by braków na rynku nie było, gdyż w takiej sytuacji eksporterzy zawsze będą celem ataków i krytyki.
WP: Dlaczego wasze uwagi nie zostały uwzględnione?
- To pytanie trzeba zadać stronie rządowej. Jeżeli odpowiemy sobie, kto na wprowadzonych ograniczeniach w eksporcie skorzysta, to może nam dać pewien obraz sytuacji.
WP: W podobnym kierunku zamierza iść także nowy rząd. Konstanty Radziwiłł w odpowiedzi na nasze pytania zapewnił, że podejmie działania, które ograniczą eksport leków względem stanu aktualnego, a do końca 2016 r. wyeliminują eksport równoległy leków refundowanych.
- Trudno mi zrozumieć te zapowiedzi i to, czemu takie działanie miałoby długofalowo służyć. Z wykształcenia jestem ekonomistą i zawsze powtarzano mi, że konkurencja na rynku jest dobra i pożądana. Tymczasem jej brak będzie nas coraz więcej kosztował. Gdyby do tego doszło, to wyłącznie przemysł farmaceutyczny decydowałby: co, komu, gdzie i za ile sprzedać. Wówczas staniemy się zakładnikami wielkich koncernów. Restrykcyjne ograniczenia w eksporcie będą miały również przełożenie na powielenie podobnych rozwiązań w innych krajach. To sprawi, że wolnorynkowa konkurencja zostanie mocno ograniczona. W naszym szeroko pojętym interesie jest ochrona legalnego eksportu równoległego. Przecież bez niego nie ma importu równoległego. Nasza gospodarka coraz szybciej się rozwija i możemy dotrzeć do punktu, w którym zaczniemy o wiele bardziej doceniać tańsze leki z importu równoległego. Tymczasem może się okazać, że sami sobie go ograniczyliśmy.
WP: Co zatem zrobić, by skutecznie walczyć z niedoborem leków w polskich aptekach? Być może dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie systemu podwójnych cen na leki - w zależności, czy byłyby sprzedawane w kraju, czy też przeznaczone na eksport?
- Rozwiązania można planować, gdy wiemy dokładnie jaką mamy skalę niedoborów i jakie są faktyczne przyczyny tego problemu, w poszczególnych przypadkach. Tak długo, jak tej wiedzy nie mamy, nie da się dobrze odpowiedzieć na to pytanie.