Polska sprzedaje się Amerykanom
Niemcy są nadal krajem okupowanym, a o przynależności państwowej Śląska powinni zadecydować wysiedleni stamtąd Niemcy – tłumaczy „Przekrojowi” Udo Voigt, szef Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD).
29.01.2009 | aktual.: 29.01.2009 08:57
Jakiej narodowości był Kopernik?
– To dość prowokacyjne pytanie. Był oczywiście Niemcem.
Więc co to znaczy być Niemcem?
– To przede wszystkim przyznawanie się do niemieckiej historii, tradycji i tego wszystkiego, co nas odróżnia od innych narodów.
Polskość i niemieckość w jednym miejscu się nie wykluczają?
– Oczywiście, że nie. Mamy za sobą stulecia koegzystencji i w tej historii zdarzały się też pozytywne etapy. Uważam za godne pożałowania, że imperialistyczne Stany Zjednoczone położyły swoją łapę na Polsce i uniemożliwiają w ten sposób integrację krajów Europy z Rosją. Polska sprzedaje się Amerykanom.
* Czyli o premierze Donaldzie Tusku nie ma pan chyba dobrego zdania.*
– Wszyscy politycy w Polsce są proamerykańscy. Budowa tarczy w Polsce to błąd, bo wywoła ona negatywne reakcje Rosji. I wcale mnie to nie zdziwi.
Ale rząd Tuska przyniósł nowe otwarcie w relacjach z Niemcami.
– To inna sprawa. Nieumiejętność dyskutowania pojawia się po naszej stronie, bo u nas brakuje polityków reprezentujących niemieckie interesy. A u was polskie interesy reprezentuje każdy przywódca.
Jak to? Przecież sprzedaliśmy się Amerykanom. Właśnie – kiedy się sprzedaliśmy?
– Tuż po I wojnie światowej.
Przed I wojną mieliśmy w Polsce inny imperializm. Niemiecki.
– Przed I wojną wszyscy żyliśmy w epoce imperializmu. I niekoniecznie tylko niemieckiego, ale przede wszystkim francuskiego i brytyjskiego.
Na ziemiach polskich?
– Na tych „ziemiach polskich”, jak pan to nazwał, były po I wojnie plebiscyty, w których 97,4 procent mieszkańców zadecydowało, że chce przynależeć do Niemiec*. A jednak postąpiono wbrew „imperialistycznym oczekiwaniom” Niemiec i tereny te pozostały przy Polsce.
Co z niemieckością takich miast jak Wrocław czy Szczecin? Chciałby pan tę niemieckość przywrócić?
– Najpierw potrzebna jest dobra wola niemieckiego rządu, a ten jej dziś nie ma. Z punktu widzenia naszej partii Niemcy są nadal krajem okupowanym. Nasi politycy są kolaborantami i załatwiają interesy sojuszników, zwycięzców z czasów wojny. * Wolne Niemcy oznaczałyby w takim razie Niemcy ze Szczecinem i z Wrocławiem?*
– Po pierwsze, żądamy niezależnego, narodowego, suwerennego niemieckiego rządu. Chcielibyśmy też nowego europejskiego porządku, który bazowałby na postanowieniach przyszłej konferencji pokojowej, która zakończyłaby ostatecznie II wojnę światową. Porządki w Europie nie mogą być ustalane z zewnątrz, na przykład z Ameryki. Ani przez „niemiecki” rząd kolaborantów. Kto jest w Niemczech kolaborantem? Wszyscy poza NPD? – Wszyscy ci, którzy zasiadają w niemieckim rządzie, ale nie bronią interesów naszego kraju. To wszystkie partie, które przyłożyły rękę do zjednoczenia pod dyktando Zachodu. To porozumienie nie jest niczym innym jak tylko przywróceniem powojennego zniewolenia Niemiec.
Czy w tym kontekście popierałby pan polskie próby odzyskania Lwowa i Wilna?
– Oczywiście. To nie tylko problem polsko-niemiecki, ale i polsko-ukraiński, polsko-rosyjski czy węgiersko-rumuński. Uważamy, że powojenny porządek musi zostać zmieniony.
Ale zdaje pan sobie sprawę z tego, że to prawdziwa puszka Pandory
? – Trzeba zrobić wszystko, by uniknąć wojny. Jednocześnie jednak nie cementować tego, co niepoprawne. Nie mówię, żeby się kłócić o każdy metr kwadratowy ziem polskich czy niemieckich. Z naszej interpretacji prawa wynika, że Republika Federalna Niemiec – którą określamy mianem dziecka okupantów z czasów II wojny światowej – nie powinna rezygnować z terenów, które przed wojną do niej należały.
Jak w praktyce miałoby to wyglądać, na przykład na Pomorzu Za-chodnim?
– Pod rządami Polski są tereny, które wcześniej należały do Niemiec. I Niemcy kiedyś się o nie upomną. Według prawa międzynarodowego nie można legalizować faktu zagrabienia czyichś ziem. Prawo stoi po stronie wysiedleńców, a nie tych, którzy przybyli na te tereny po 1944 roku. To właśnie wysiedleńcy oraz ich dzieci posiadające odpowiednie dokumenty powinni decydować o podziale granic. Naszym zdaniem w całej Europie powinny być przeprowadzone takie obserwowane przez ONZ głosowania z udziałem wypędzonych. W ten sposób pokojowo wyznaczylibyśmy nowe granice. Ale w dzisiejszej Europie najbardziej palącą kwestią jest to, by wyrwać Polskę z amerykańskiego, imperialistycznego uścisku. Jesteście w układzie z Wielką Brytanią i USA. Jest diabelski plan, by Polską na wieki oddzielić Rosję od Europy. * Bez tego amerykańskiego imperializmu nie byłoby wolnych Niemiec.*
– Nie byłoby podzielonych Niemiec. Nie byłoby dziś Niemiec zachodnich z 10 milionami Turków.
Nie uważa pan, że to właśnie napływ Turków i innych imigrantów umożliwił odbudowę pana kraju?
– Absurd. Żaden Niemiec nie wzywał ich na pomoc. To biznes ich tu wezwał. Była potrzebna tania siła robocza, aby obniżyć płace niemieckich pracowników.
Jednak napływ imigrantów do starzejących się społeczeństw jest niezbędny, bo tylko to może uratować system emerytalny państwa.
– Zgadza się. Ale te pieniądze, które kolaboranci z naszego rządu rozdają imigrantom, zainwestowalibyśmy w rodziny. Bo nie jest tak, że Niemcy nie chcą mieć dzieci. Ich na dzieci nie stać, bo życie jest za drogie.
Imigranci powinni wrócić do siebie?
– Powinniśmy z nimi zrobić to samo, co Polacy zrobili z Niemcami w latach 1944–1947.
Nie Polacy. Byliśmy wtedy podbitym krajem.
– To skomplikowana kwestia. W Niemczech jest 10 milionów obcokrajowców. Chcemy wprowadzić ustawę, która nakazywałaby wyjazd z kraju tym, którzy po trzech miesiącach pobytu nie potrafią udokumentować podjęcia pracy.
A co z tymi, którzy mieszkają w Niemczech od lat?
– Przez ten czas dokładali się do systemu socjalnego, więc powinniśmy oddać im te pieniądze. Byłoby to od 30 tysięcy do 100 tysięcy euro na rękę. Po ich otrzymaniu powinni się zdecydować, czy chcą zostać, czy też wyjechać i zacząć życie od nowa u siebie. Kto w tej sytuacji chciałby zostać w Niemczech, wiedząc, że jest wykluczony z systemu socjalnego? To jest rozwiązanie jak najbardziej humanitarne.
Podobała się panu NRD? Możemy mówić o Erichu Honeckerze, idolu politycznym Udo Voigta?
– Honecker był komunistą, a komuniści nie są dla nas żadnym wzorem. W wielu aspektach NRD była lepszą częścią Niemiec, przede wszystkim z racji silnego poczucia własnej narodowości.
Hitler?
– Jego największy przeciwnik Sebastian Haffner, który w radiu BBC robił przeciwko niemu propagandę, powiedział, że gdyby Hitler zmarł w 1938 roku albo gdyby go zamordowano, byłby dziś największym mężem stanu w historii Niemiec. Nie popieramy jednak tego, co Niemcy robiły z okupowanymi krajami w czasie II wojny światowej. * No to kto?*
– Bismarck. Dziś Niemcy są w sytuacji podobnej do tej pod jego rządami. W XIX wieku były podzielone na wiele małych państw, ale i tak udało mu się je zjednoczyć.
Ceni pan któregoś z obecnych liderów politycznych?
– Cenię mojego poprzednika na stanowisku szefa partii Adolfa von Thaddena. Podziwiam prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadinedżada. Podobają mi się Chiny z ich narodowowyzwoleńczą postawą.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że NPD będzie mogła kiedyś reali-zować w Niemczech irański lub chiński model państwa?
– 30 sierpnia mamy ważne wybory w trzech landach: w Kraju Saary, Saksonii i w Turyngii. Jeśli uda nam się wejść do rządów tych landów, świrnięte niemieckie media, które nazywamy „mafią”, ogłoszą, że wybory parlamentarne 27 września zakończą się naszym wejściem do Bundestagu. Mamy zamiar to zrobić bez wielkiej kampanii.
rozmawiał Łukasz Wójcik, współpraca Karolina Przewrocka
Udo Voigt ma 56 lat. Urodził się w Viersen, przy granicy z Francją. Do NPD wstąpił 40 lat temu. W 2005 roku porównał alianckie naloty na Drezno do Holocaustu. Dwa lata temu zażądał od Polski zwrotu Pomorza, Prus oraz Śląska.
Udo Voigt od 12 lat jest szefem Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD), największego niemieckiego ugrupowania neonazistowskiego, które w nadchodzących wrześniowych wyborach do Bundestagu po raz pierwszy ma szansę zdobyć kilka mandatów. NPD ma około 10 tysięcy członków w całych Niemczech. Największą popularnością cieszy się we wschodnich landach. Ma swoich przedstawicieli w parlamentach krajowych Saksonii i Meklemburgii Pomorze Przednie. W 2003 roku rząd federalny oskarżył NPD o propagowanie nazistowskich treści i podjął próbę jej delegalizacji. Trybunał Konstytucyjny odrzucił wniosek, bo uznał, że działalność partii mogła być inspirowana przez agentów inwigilujących neonazistowskie środowisko. Sam Voigt nawet w swojej partii uważany jest za radykała. Ale zamiast wypychać takich ludzi ze sfery publicznej, może warto się z nimi pospierać?