Polska rafa koralowa
Na pniu grabu jest jak na rafie koralowej. Zanurzony w wodzie kobierzec mchów i porostów lśni. Owady, pajęczaki i pierścienice mienią się kolorami niczym egzotyczne gatunki ryb. Pomiędzy nimi krążą ślimaki, dźwigając ciężkie skorupki jak żółwie morskie. Cały ten świat łatwo ginie pod piłą łańcuchową.
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Lupa, w którą uzbroiłem oko, powiększa 10 razy. Ale czuję, że to ja, pomniejszony 10 razy, skoczyłem na koniec własnego spojrzenia. I miękko ląduję między mikroskopijnymi listkami wątrobowca. Nie słyszę już, co mówi mój przewodnik Andrzej Sulej. Nawet dźwięk pilarki, która od rana bździła z głębi lasu, przestaje przeszkadzać. Jestem malutki jak dioda przy lupce. Szukam pewnego szczególnego listka.
Wątrobowce (grupa mszaków) mają często dwa rzędy parzystych listków bocznych, ale ważne jest też to, co porasta łodyżkę od dołu. Liście brzuszne muszą zachodzić na siebie. Jeżeli te wszystkie warunki zostaną spełnione, mam przed sobą parzocha szerokolistnego. Gatunek ginący w niektórych puszczach Polski i Europy. Ginący kolor. Ginący genotyp.
MIKROFILIA
Po chwili zmieniam dziesiątkę na trzydziestkę, czyli lupkę trzydziestokrotnie powiększającą. Albo trzydziestokrotnie miniaturyzującą tego, kto przez nią patrzy.
Lupa jest wspaniała. Szufladkowa, z jasną diodą, którą można zapalić gdy jest zbyt ciemno. Szufladka zawiera dwa szkła o różnej mocy: 30 i 60. Przykładam 30 do wątrobowca.
- O kur...- rozlega się na siedlisku lasu mieszanego świeżego, w Krainie Mazursko-Podlaskiej, w jej pierwszej dzielnicy - Pojezierza Mazurskiego. To on.
Profesor Piotr Górski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, do którego piszę w sprawie parzocha szerokolistnego, uspokaja, że ten wątrobowiec ma status tylko "bliski zagrożenia", ale przyznaje zarazem, że w północnej Polsce jest bardzo rzadki i regionalnie może być zagrożony.
Andrzej Sulej dodaje, że parzoch jest niewłaściwie chroniony. Ten fragment lasu przetrwał tylko dzięki temu, że założył tu gniazdo orlik krzykliwy, wokół którego leśnicy zobowiązani są powołać strefę ochronną. Gdyby nie orlik, wszystko zostałoby wycięte.
Właśnie wycinka takich miejsc zmotywowała Suleja, miejscowego nauczyciela biologii, do działań w obronie lasu. W nadleśnictwie Borki w dekadę wycina się nawet milion drzew (dane LP). Niestety, także w lasach, które były ostojami cennych gatunków rodzimej przyrody.
DZIKIE ODNOWIENIE
W połowie XIX wieku kornik drukarz (chrząszcz) i brudnica mniszka (motyl) zniszczyły tutejsze świerczyny sadzone jeszcze przez Prusaków. Las na dużej powierzchni zamarł. Nikt nie miał środków, żeby go uporządkować. Dzięki temu puszcza odrodziła się sama, powstało tzw. „dzikie odnowienie”. Wyrósł z niego las grabowy i lipowy, odporny na suszę, huragany i owady. A brak działań człowieka (orki, sadzenia, oprysków) sprawił, że ocalały w nim rzadkie gatunki. Niektóre, np. puchlinka ząbkowata, są tak cenne, że zakłada się wokół nich strefy ochronne, w których nie można wycinać drzew.
Puchlinka na pierwszy rzut oka wygląda jak suchy chropawy fragment koralowca, ale nabiera szczególnej urody, jeśli oglądać ją przez lupę dziesiątkę. Mam klasyczną zegarmistrzowską, czyli osadzoną w czarnej tulejce, która pewnie tkwi w oczodole i pozwala na swobodne użycie rąk, np. w celu podrapania się albo machania z radości. Zaopatrzona jest też w małą diodę, która rzuca łagodne światło na przedmiot obserwacji.
Pod dziesiątką puchlinka wygląda jak górski krajobraz. Pod trzydziestką jak księżycowa pustynia. Dopiero sześćdziesiątka zdradza, że mamy do czynienia z chropowatą fakturą porostu. I staje się jasne, że jego faktura jest fakturą drzewa. Faktura drzewa - fakturą lasu. Ten zaś, nie ma co do tego wątpliwości, fakturą świata.
LUPKI
Leżały zakurzone pod szklaną ladą jednego ze sklepów na Warszawskiej Giełdzie Elektronicznej. Ukryte przed zasadami wolnego rynku i inflacji – kosztowały grosze i były piękne. Dziesiątka, w tulejce, ale bez diody, za 8 zł, taka sama z diodą tylko 12. Lupka geologiczna w srebrnej oprawce w kształcie łezki raptem 14 zł. A ma przecież malutkie uszko na sznurek, co pozwala wygodnie nosić ją na szyi. Oprawka w kształcie łezki zakrywała kryształowe szkło, połączone z nią filigranowym zawiasikiem. Kiedy schować szkiełko w oprawce, rozlega się miłe dla ucha "cyk!".
Kupiłem je wszystkie.
RAFA KORALOWA
Puchlinkę porasta, przerasta i obrasta widlik zwyczajny, wątrobowiec w zielono-morskich kolorach. Zroszony mżawką do złudzenia przypomina tasiemkowate wodorosty. Brodzi w nim po kostki wielki kosarz, krewny pająków, polujący na ślimaki i mszyce. Scenkę jak z filmów Jacquesa Cousteau okala rokiet cyprysowaty - żywozielony mech, który zachowuje się jak brzoza: pierwszy kolonizuje wolne przestrzenie, czyli gołe jeszcze powierzchnie pni i kłód. Śledzę jego łodyżki, dziwiąc się obecności małej dżdżownicy na tej wysokości. Widzę jak rokiet przechodzi harmonijnie w usznicę, a ta omijając krzaczki szurpka (mech) transfiguruje w misecznicę]. Dopiero teraz zauważam, że pada deszcz, a miseczki misecznicy pełne są wody. Jak to możliwe, że się nie wylewa, skoro miseczki tkwią pionowo na pniu? Między listkami przylepnika dyskretnie zwisa międzylist.
I wtedy zdecydowanym krokiem w kadr wchodzi czerwony pajączek. Roztocze czy coś. Porwany przez kroplę deszczu płynie z nią jak krwinka. Meandruje po mokrym pniu powoli, w stronę ospałego ślimaczka o muszli w kształcie śrubki. Kiedy na skraju kadru pojawia się pstrokaty pluskwiak, zerkam co zrobi kosarz, ale ten nadal tkwi nieruchomo. Być może też śledzi drogę pajączka, który na naszych oczach (moich i kosarza) ginie w trzewiach grabowej rafy koralowej.
PALEOZOIK
Według większości opracowań naukowych wątrobowce są najstarszą linią ewolucyjną roślin. Bardzo wcześnie odgałęziły się od głównej linii rozwojowej. Dlatego zapewne niektóre z nich tak przypominają rośliny morskie, z których wzięły się pierwsze rośliny lądowe (wśród nich "prawątrobowce"). Pozwalają wyobrazić sobie, jak mógł wyglądać krajobraz sprzed ok. 470 milionów lat, w ordowiku, bo być może wtedy to się stało.
Ich zależność od wody do dziś widać w budowie i biologii – bez cienkiej warstewki wody gameta (plemnik) nie dotrze z plemni do rodni. Nie potrafią przewodzić wody wewnątrz, muszą więc mieć obfitość na zewnątrz. W tej perspektywie deszcz, bez którego nie ma zapłodnienia, wydaje się być paleozoicznym morzem. A wycinka, czyli nagłe oświetlenie i osuszenie, katastrofą mikroklimatyczną.
JEŻOLIST
Płyniemy przez Polską Rafę Koralową. Już to pieszo, już to samochodem. Zza przedniej szyby sędziwej terenówki las wygląda jak mszak pod lupą. Łacińskie nazwy oglądanych gatunków stają się nazwami miejsc: Leucodon, Anomodon, Thelotrema. W miejscu Thelotrema (Puchlinka) spędziliśmy aż trzy godziny!
Gdzieś w Hypnum cupressiforme [rokiet cyprysowaty] mój przewodnik stawia mnie przed senioralnym grabem. Sędziwe niczym ent z "Władcy Pierścieni" drzewo jest rówieśnikiem śp Fritza Skowronka, mazurskiego pisarza (1858-1939), który pisał o Puszczy Boreckiej. Jak Polska długa i szeroka takie graby rąbane są na opał: w Bieszczadach, Puszczy Bukowej, na Pogórzu Przemyskim, także tutaj. Andrzej Sulej jest przekonany, że leśnicy wręcz celowo wycinają okazałe drzewa, czyli potencjalne stanowiska chronionych mszaków. - Żeby Sulej czasem czegoś nie znalazł i nie wnioskował o ochronę – jak donosi mu jeden z jego informatorów.
Tylko w minionej dekadzie w nadleśnictwie Borki wycięto około 1200 ha lasów o cechach naturalnych (puszczańskich), czyli zbliżonych do tych które porastały Europę wschodnią od mileniów.
Moim zadaniem jest wymienić rosnące tu gatunki. Oprócz dotychczas widzianych jest literak. Wygląda jak rozsypane abecadło. Oglądanie przypomina czytanie. Jest też otwornica gorzka, biała jak zimowa akwarelka pędzla Juliana Fałata no i chroniony miedzik. Ten ostatni to siateczka rzucona na gładki pień grabu, w którą łatwo wpada spojrzenie badacza.
Pień otula też gruby acz dziurawy kobierzec mchów: ściśle chroniona miechera pierzasta, zwiśliki i pospolity białoząb, który łatwo pomylić z ginącym jeżolistem. Jeżolist ma jednak kolce na końcach listków. Kiedy szukam ich pod sześćdziesiątką, słyszę głos przewodnika: - Przypomina czapkę Stańczyka z obrazu Matejki.
"TO PO CO WYCINAĆ?"
- Te gatunki mchów, które panowie wycięliście wraz z grabami, to tzw. wskaźniki starych lasów, lasów naturalnych. Są rzadkie, bo mało już w Polsce jest lasów, które spełniają warunki im potrzebne – tłumaczy Sulej swoim spokojnym głosem, jakby tłumaczył dzieciom, miesiąc później. Zabrał mnie na interwencję w sprawie zniszczenia gatunków chronionych w nadleśnictwie Czerwony Dwór. Zebrało się kilka osób, atmosfera jest gęsta.
- Chodzi o to – tłumaczy przybyłym leśnikom – że te mchy rozprzestrzeniają się bardzo wolno. Jeżeli tu rosną, to znaczy, że rosną od zawsze. A las ma cechy naturalne. Skoro ustawa o lasach mówi wyraźnie, że lasy naturalne mamy chronić, to czemu je wycinacie?
- Trzebież była w Planie Urządzania Lasu – bąka smutnym głosem leśniczy w wełnianej czapce na bakier. Plan robi dla nadleśnictwa Biuro Urządzania Lasu, czyli firma uzależniona od Lasów Państwowych. Nie może ryzykować wyłączania dużych fragmentów, bo straci zlecenie. Trzebież to tzw. zabieg pielęgnacyjny, usuwa się w nim to, co zbędne. Krzywe graby, zdaniem Lasów Państwowych, są zbędne.
Zgodnie z kodeksem dobrych praktyk leśnych stanowiska gatunków chronionych powinny być oznaczone. Tu jednak nie były. Leśnicy z kierownictwa przyznają się, że zwyczajnie ich nie rozpoznają i sami proponują, by zorganizować im szkolenie. Doświadczeni leśnicy po studiach, krótko przed emeryturą, twierdzą, że chętnie nauczą się rozpoznawać mszaki. Ile ich stanowisk zniszczyli dotychczas?
Jeden bije się pięścią w pierś. - Który to już raz - komentuje Andrzej Sulej.
Na koniec pyta leśników, jaki gatunek drzewa dobrze radzi sobie ze zmianami klimatu. - Dąb, lipa… i grab. Grab to nawet bardzo dobrze – odpowiada ktoś z kierownictwa.
- To po co go wycinać?