"Polska prokuratura dopuściła się haniebnego postępku"
Prokuratura Generalna do tej pory nie poinformowała białoruskiej opozycji, jakie dokumenty i na temat ilu osób przekazała tamtejszym władzom. Zdaniem Roberta Tyszkiewicza, przewodniczącego Parlamentarnego Zespołu ds. Białorusi, jest to minimum zadośćuczynienia po haniebnym postępku, którego dopuściła się polska prokuratura, efektem którego było aresztowanie szefa Centrum Praw Człowieka "Wiasna" Alesia Bialackiego. - Ludzie, których wydaliśmy, muszą wiedzieć, przed czym mają się bronić - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Tyszkiewicz.
WP: Paulina Piekarska: Białoruskie media rządowe rozpoczęły kampanię dyskredytacji więzionego od początku sierpnia obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego. W poniedziałek po głównym wydaniu wiadomości telewizja BT pokazała film dokumentalny o działalności opozycji, w którym został on przedstawiony jako złodziej i oszust.
Robert Tyszkiewicz: To nic nowego. Dyskredytacja opozycji to od dawna stosowana przez propagandę białoruską metoda walki z opozycją. Scenariusz zwykle jest podobny – pokazuje się, że są to grupy niesamodzielne, finansowane z zagranicy itp. Pamiętamy to z naszej własnej historii. Jeśli władzy brakuje argumentów politycznych czy moralnych, sięga po oszczerstwa, stara się przedstawiać działaczy jako ludzi nieuczciwych, przestępców. Emitowanie tego rodzaju filmów zwiastuje wolę władzy w Mińsku, aby kontynuować walkę z opozycją, a nawet ją zaostrzać.
WP: Rządowa agencja BiełTA zamieściła na swojej stronie internetowej komentarz Wadzima Gigina, redaktora naczelnego czasopisma "Białoruskaja Dumka" (organ administracji prezydenta), który twierdzi, że historia Bialackiego będzie miała poważne następstwa dla innych opozycjonistów, ponieważ – zapowiada Gigin – „będą musieli odpowiedzieć za wieloletnie uchylanie się od płacenia podatków”. Jak pan odbiera tego typu groźby? Inni opozycjoniści mają czego się obawiać?
- Łukaszenka dostał do ręki materiały, które na pewno wykorzysta. Teraz młotem na opozycjonistów będzie prawo finansowe i uderzenie w byt ekonomiczny ich rodzin i bliskich. Prezydent zamierza rozprawić się z nimi tą drogą. Wypowiedź Gigina to przestroga: uważajcie, bo jeśli nie będziecie siedzieć cicho, to mamy na was haki.
WP: Czy wie pan o aresztowaniach innych działaczy, do których mogły przyczynić się działania polskiej prokuratury, która przekazała białoruskim władzom dane nt. ich kont bankowych?
- Na razie nie. Wiem jednak o aresztowaniach związanych z innymi działaniami.
WP: Mówi pan o wydarzeniach w Mińsku, Mohylewie i Grodnie, gdzie milicja zatrzymała obrońców praw człowieka i dziennikarzy, którzy pikietowali na znak poparcia dla Bialackiego. Na szczęście po kilku godzinach ich wypuszczono. Aresztowany został również syn Bialackiego Adam, który brał udział w proteście kierowców przeciw podwyżce cen benzyny. Sąd w Mińsku skazał go na grzywnę. Władze pokazują w ten sposób, że usztywniają swoje stanowisko?
- Trudno mówić o usztywnieniu. Ostra kampania przeciw opozycji zaczęła się na Białorusi 19 grudnia zeszłego roku [w tym dniu odbyły się na Białorusi wybory prezydenckie, w których - według oficjalnych danych - zwyciężył Alaksandr Łukaszenka. Doszło po nich do masowych protestów opozycji, która uznała wyniki głosowania za sfałszowane. Siły bezpieczeństwa brutalnie rozbiły tego dnia opozycyjną demonstrację w Mińsku zatrzymując około 600 osób - przyp.red.]. Od tamtej pory nieustannie trwa intensywna polityka represji wobec wszelkich przejawów działalności nie tylko opozycyjnej, ale nawet obywatelskiej. Mówię np. o protestach przeciwko ograniczeniom poruszania się poza granice Białorusi, czy podwyżkom cen, które nie mają politycznego kontekstu, a również były w sposób gwałtowny i radykalny zwalczane. Można powiedzieć, że sprawa Alesia Bialackiego jest zapowiedzią stosowania przez białoruskie władze innych narzędzi. Dlatego działaczom opozycji jak najszybciej trzeba przekazać pełną informację o tym, jakiego
rodzaju dane i na czyj temat zostały przekazane stronie białoruskiej przez polską Prokuraturę Generalną. Tylko wtedy będą mogli skutecznie się bronić i podjąć działania, które sprawią, że będą bezpieczni.
WP: Czy białoruscy opozycjoniści zwrócili się z taką prośbą do polskiej prokuratury?
- Oczywiście. Niestety do tej pory Prokuratura Generalna nie udostępniła im kopii dokumentów ws. Alesia Bialackiego przekazanych stronie białoruskiej w ramach systemu pomocy prawnej. Jest to zadziwiające. Litwini niezwłocznie po aresztowaniu przewodniczącego Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna" przesłali opozycji wszystkie informacje.
WP: Dlaczego nasza prokuratura z tym zwleka?
- To jest pytanie do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i jego współpracowników. Jest to minimum zadośćuczynienia po haniebnym postępku, którego dopuściła się polska prokuratura. Chodzi o to, żeby ludzie, których wydaliśmy, mieli tę samą wiedzę, jaką posiada prokuratura białoruska, żeby wiedzieli, przed czym mają się bronić. Zwłaszcza że polska prokuratura sama przyznała, że popełniła błąd. Trzeba go naprawić.
WP: Czy zwracał się pan do prokuratora Seremeta z pytaniem, kiedy zamierza przekazać te dokumenty białoruskiej opozycji?
- Na posiedzeniu połączonych komisji spraw zagranicznych oraz łączności z Polakami za granicą w ubiegłym tygodniu, na którym obecny był prokurator Seremet, złożyłem jako przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. Białorusi oficjalny wniosek o udostępnienie informacji przekazanych stronie białoruskiej albo Ministerstwu Spraw Zagranicznych albo mnie personalnie, a my znajdziemy sposób, aby dotarły one do obrońców Bialackiego. Do tej pory nie dostałem odpowiedzi. Uzyskałem jedynie obietnicę, jeśli można to tak nazwać, że otrzymam te informacje po zakończeniu procedur wyjaśniających prowadzonych przez prokuraturę. Będę ponawiał swój wniosek. Wiem, że MSZ również zwracał się do prokuratury o dostęp do tych danych i też ich nie uzyskał. Jest to bardzo zła sytuacja, bo dopiero od tego ruchu, udostępnienia białoruskiej opozycji materiałów przekazanych tamtejszej prokuraturze, można rozpocząć żmudny i długotrwały proces odbudowy przez środowiska opozycji białoruskiej zaufania do Polski.
WP: Białoruscy działacze mówią wprost: „Polska nas zdradziła”.
- Byli w kompletnym szoku, jak wszyscy, także środowiska w Polsce, które od lat wspierają trudny proces demokratyzacji na Białorusi. Dodatkowo teraz, nie udzielając pełnej informacji tamtejszej opozycji nt. udostępnionych przez Polskę dokumentów, otwieramy pole zarówno dla nadużyć propagandy, jak i dla prowokacji rozmaitych służb. W ten sposób z całą pewnością nie odbudujemy swojego wizerunku. WP: Pojawiają się głosy, że białoruskie władze są zaniepokojone kampanią solidarności z Bialackim - z apelem o jego uwolnienie wystąpili znani zachodni politycy i organizacje międzynarodowe - i dlatego próbują go zohydzić w oczach opinii publicznej.
- On nie jest jakimś szeregowym działaczem opozycji, pełnił na Białorusi szczególną rolę - udzielał pomocy represjonowanym, to było jego główne działanie. Jest to legendarny i zasłużony działacz ruchu obrony praw człowieka, który przez lata niósł pomoc poszkodowanym. Dzisiaj sam tej pomocy potrzebuje w związku z tym nikogo nie powinna dziwić głośna i stanowcza reakcja demokratycznego świata, który staje w jego obronie. To oczywiście niepokoi władze białoruskie, dlatego podejmują próby zohydzenia go w oczach opinii publicznej. Ale to się nie uda. Jest to robione raczej na użytek wewnętrzny, gdzie nie ma wolnych mediów i ludzie mają bardzo utrudniony dostęp do prawdziwych informacji. Na świecie nikt nie uwierzy w oskarżenia, które są czystą propagandą. Świat Zachodu, Unia Europejska nie będzie opierała swoich opinii na przekazach białoruskiej telewizji państwowej.
WP: Pod petycją o uwolnienie szefa „Wiasny” podpisało się już ponad pół tysiąca Białorusinów. Mimo to sąd przedłużył mu areszt do dwóch miesięcy. Co jeszcze można zrobić? Czy Polska zamierza rozmawiać z władzami Białorusi nt. uwolnienia Bialackiego?
- Nie wydaje mi się, żeby on sam życzył sobie, aby w jego sprawie odbywały się jakieś targi, żeby traktować go jako przedmiot „handlu”. W stosunkach z Białorusią nie ma miejsca na negocjacje. Żądamy natychmiastowego uwolnienia Bialackiego. I takie stanowisko przekażemy Białorusi drogą dyplomatyczną. Warunkiem odbudowy przez nią jakiegokolwiek dialogu z innymi państwami jest zwolnienie nie tylko przewodniczącego "Wiasny", ale wszystkich więźniów politycznych.
WP: Szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzej Halicki zapowiedział pomoc prawną dla represjonowanych białoruskich opozycjonistów. Na czym będzie ona polegała?
– Z oczywistych względów nie należy o niej opowiadać, tylko ją prowadzić. Polska i Unia Europejska mają kontakty z przedstawicielami opozycji białoruskiej, przez których przekazują wszelką potrzebną pomoc. Swoje kanały mają też organizacje pozarządowe, mające długoletnie doświadczenie i wypracowane narzędzia i struktury, by skutecznie docierać do represjonowanych. One wszystkie są już wykorzystywane. Jednak najważniejsze w tej chwili, to jak już mówiłem, udzielenie opozycji pełnej informacji na temat tego, jakie materiały Polska przekazała stronie białoruskiej. Tylko wtedy ludzie będą wiedzieli, czy to, czym straszy ich Łukaszenka opiera się na prawdzie czy też jest to tylko propaganda. Nie udzielając tych informacji ułatwiamy zastraszanie opozycji.
WP: Czy obecna sytuacja wpłynie na stosunki polsko-białoruskie?
- Są one w stanie zamrożenia podobnie zresztą jak relacje z całą Unią Europejską. Gorzej już być nie może. Mówię oczywiście o stosunkach oficjalnych, bo relacje między ludźmi są bardzo dobre. Administracja Łukaszenki doskonale wie, że aby tę sytuację zmienić, musi uwolnić więźniów politycznych.
WP: Władzom Białorusi nie zależy jednak na tym.
- Białoruś przeżywa teraz bardzo poważny kryzys ekonomiczny. Obserwujemy tam nieustanne pogarszanie się warunków życia ludności, wzrost cen, braki w zaopatrzeniu towarów, ograniczenia w możliwości wyjazd za granicę wprowadzone nie przez sąsiadów, ale władze w Mińsku. Reżim Łukaszenki boi się nadchodzącej zimy, obawia się, że na fali złych nastrojów społecznych zostanie odsunięty od władzy. W związku z tym zabrał się za ludzi, którzy mogliby pokierować protestem. Dlatego stara się odizolować liderów opozycji i osłabić ich, stosując wobec nich politykę zastraszania. Mówiąc krótko: chodzi o to, żeby ludzie bali się protestować. Łukaszence zależy przede wszystkim na utrzymaniu się przy władzy, a nie na odbudowie stosunków dyplomatycznych z kimkolwiek. Widzi, że jego sposób rządzenia prowadzi kraj do katastrofy gospodarczej, lecz mimo to jak każdy dyktator uporczywie trzyma się władzy, licząc na to, że strachem i siłą ją przedłuży.
WP: Jak z obecną sytuacją radzi sobie żona Alesia Bialackiego, która na pana zaproszenie od poniedziałku przebywa w Polsce?
- Ona nie jest politykiem. To bardzo dzielna osoba, która walczy o to, żeby jej mąż mógł jak najszybciej znaleźć się na wolności.
WP: Czy ma informacje o mężu – w jakim znajduje się areszcie, jakie ma warunki?
- Wie, w którym areszcie przebywa. To wszystko. Nie ma prawa widzeń. Na razie areszt jest orzeczony na dwa miesiące.
WP: Czy ona sama nie jest niepokojona przez milicję, władze?
- W poniedziałek zatrzymano jej syna za udział w proteście przeciw podwyżkom cen paliwa. Ukarano go grzywną i wypuszczono. To nie jest przypadek, że stało się to właśnie teraz. To też na pewno jest element zastraszania i wywierania presji na znajdującym się w więzieniu Bialackim i jego rodzinie. Używane są wobec nich wszystkie ohydne narzędzia. Wierzę jednak, że pani Natalia sobie poradzi. To bardzo dzielna i odważna osoba.
* Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska*