Polska Press zwalnia naczelnych. Adam Bodnar: Orlen robi czystki w redakcjach
PKN Orlen po przejęciu Polski Press zwolnił trzech naczelnych z "Gazety Krakowskiej", "Dziennika Zachodniego" oraz "Nowin". - Poważana firma państwowa notowana na giełdzie powinna respektować postanowienia sądu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Adam Bodnar. Rzecznik Praw Obywatelskich ocenia, że Orlen dostrzega słabość polskiego rynku medialnego i chce wykorzystać okazję do pozowania na "dobrego wujka".
30.04.2021 15:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piotr Białczyk, Wirtualna Polska: Czwartek upłynął pod znakiem zwolnień z Polska Press. Wypowiedzenia otrzymali Jerzy Sułowski z "Gazety Krakowskiej", Marek Twaróg z "Dziennika Zachodniego" i Stanisław Sowa z "Nowin". Czy możemy już zacząć mówić o czystkach w redakcjach po przejęciu grupy przez PKN Orlen?
Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich: Uważam, że tak. Zwolnienie redaktora naczelnego to dla medium kluczowa decyzja, bo on odpowiada za zatwierdzanie tekstów, kierowanie redakcją, wytycza kierunki działania. Co więcej w tych przypadkach, o których mówimy, mamy do czynienia z osobami, które mają bardzo dobrą opinię w środowisku.
Tymczasem warszawski sąd wstrzymuje przejęcie Polska Press przez Orlen, z kolei koncern naftowy twierdzi, że ma prawo do zmian w radach nadzorczych i poszczególnych redakcjach. To jak to w końcu jest - Dorota Kania i Polska Press przejęta przez Orlen mogą wprowadzać takie zmiany czy nie mogą?
Jeżeli traktujemy poważnie sądy - i chcę to podkreślić ze stanowczością - oraz to, co one mówią, to z momentem wydania takiego postanowienia (o wstrzymaniu przejęcia) każdy odpowiedzialny podmiot, szczególnie spółka notowana na giełdzie, która mieni się przestrzeganiem zasad Społecznej Odpowiedzialności Biznesu - powinna wstrzymać wszelkie działania. A ostatnie ruchy ze zmianą członków rad nadzorczych, dziennikarzy czy naczelnych służą temu, że osiąga się cele biznesowe i nie przejmuje się tym, co powiedział sąd.
Zwolnieni w czwartek naczelni to osoby bardzo mocno związane z regionem, często kilkanaście lat życia poświęcili sprawom lokalnym. Jak duża to będzie strata z punktu widzenia czytelnika lokalnej prasy?
Dziennikarze prasy lokalnej oraz ich naczelni są ważnymi osobami dla rozwoju lokalnej społeczności. Na szczeblu lokalnym tworzy się silna więź z czytelnikami oraz redakcjami, zwłaszcza wśród osób starszych, które od lat są związane z konkretnymi tytułami. Więź opiera się na zaufaniu, a zwolnione osoby znały środowisko i przez tyle lat je współtworzyły. To nie chodzi tylko o wolność słowa, ale także i aspekt wzmacniania tożsamości regionalnej. Bo przecież prasa regionalna - oprócz zadań czysto informacyjnych - ma także funkcję kulturotwórczą. Redakcje są na miejscu, znają lokalną rzeczywistość, mają swoje kontakty, rozwijają lokalne inicjatywy.
W takim razie jak dużym zagrożeniem dla wolności prasy i mediów jest przejmowanie lokalnych dzienników, lokalnych wydawnictw przez duże państwowe koncerny? Czy przypadkiem nie jest tak, że mówimy tylko o zagrożeniach, a może przy okazji to jakaś szansa?
(Pauza) Nad szansami nikt się nie zastanawiał. Orlen z pewnością dostrzega słabość polskiego rynku medialnego i wykorzystuje okazję, żeby pozować na "dobrego wujka", który da dobre wynagrodzenie. Słabość polega na tym, że media lokalne - ale także ogólnopolskie - są niedofinansowane. Osoby zatrudniane są na podstawie umów cywilno-prawnych (tzw. śmieciówki - red.) albo wykonują działalność gospodarczą (B2B - red.). Na rynku jest też duża konkurencja, przez co niższe wynagrodzenia są częściej akceptowane, a do tego sprzedaż prasy tradycyjnej w ostatnich latach się kurczy.
Czyli przejęcia Polski Press przez Orlen nie możemy odczytywać wyłącznie w kontekście biznesowym?
Oczywiście, bo to transakcja o charakterze politycznym - podmiot o charakterze państwowym przejmuje media i uzupełnia paletę mediów publicznych o sektor internetowy i drukowany, do tego na poziomie regionalnym. Przez to zwiększa siłę oddziaływania politycznego i tępi ostrze kontroli władzy.
Przewiduję, że te media zostaną użyte do celów politycznych, bo przecież po wyborach prezydenckich OBWE sformułowało opinię, iż nie były one nieuczciwe ze względu na zaangażowanie TVP po stronie Andrzeja Dudy. To sprzeczne z wartościami konstytucyjnymi i zaprzeczenie tradycji jeszcze z czasów Benjamina Franklina - media mają być niezależne od władzy.
Stopień uwikłania politycznego - oprócz OBWE - zauważają także Reporterzy Bez Granic oraz Freedom House. Polska w raportach wolności prasy spada już na miejsca w szóstej dziesiątce…
Władza doskonale czerpie z doświadczeń Viktora Orbana i wie, w jaki sposób rozgrywać pewne sprawy, aby osiągać swoje cele polityczne i utrwalać budowanie systemu niedemokratycznego. Węgry w raporcie Reporterów bez Granic są już na 95. miejscu wolności prasy. Kontrola władzy w tamtym systemie praktycznie nie funkcjonuje, pewne przejawy kontroli można jedynie dostrzegać w części internetu.
To po co naftowy potentat wchodzi w segment prasowy?
Cała sytuacja służy temu, żeby budować stałą przewagę konkurencyjną wobec przeciwników politycznych. Przez takie zaplecze medialne nie tylko władza nie będzie rozliczana, ale będzie mogła także kontrolować agendę dyskusji. To naprawdę potężna broń, gdy codziennie można narzucać tematy, które są przedmiotem dyskusji w naszych domach i kiedy można lekceważyć tematy zagrażające władzy.
W ciągu ostatnich 6 lat trend spadkowy w wolności prasy w Polsce jest bardziej niż zauważalny. Czy da się go w jakikolwiek wyhamować?
Powiem szczerze, że nie wiem (pauza). Mam nadzieję, że uda się ten trend odwrócić. Wyobrażam sobie taki scenariusz, w którym przejęte media zaczną uprawiać czystą propagandę prorządową, obniży się ich jakość i stracą swoich czytelników. Co prawda będą miały wpływ na debatę publiczną, ale zdecydowanie mniejszy niż można się spodziewać. Wtedy na szczeblu lokalnym mogłyby powstać inicjatywy crowdfundingowe służące powołaniu nowych mediów, bo może nie będzie już lepszego momentu na takie działanie. Pokazałoby to, że jest wola w poszczególnych regionach na rzetelne wiadomości. Natomiast zdaję sobie sprawę, że to nie jest takie łatwe przedsięwzięcie.