Polska: muzułmanie na 100 procent
Na największym zjeździe muzułmanów w Polsce można znaleźć męża lub żonę, a także opracować strategię walki z islamofobią.
13.07.2006 | aktual.: 13.07.2006 10:03
"Dżihad, dżihad!" - tymi okrzykami nieformalnie rozpoczął się 20. zjazd polskich muzułmanów, który odbywał się w ostatni weekend w Spale. Jego uczestnicy nie nawoływali jednak do świętej wojny, lecz jedynie poszukiwali jednej z organizatorek spotkania, która tak właśnie ma na imię (po arabsku znaczy ono pracę nad sobą i walkę ze swoimi słabościami).
Doroczne spotkanie gromadzi około 500 osób z całej Polski skupionych głównie wokół Ligi Muzułmańskiej i Stowarzyszenia Studentów Muzułmańskich. Szacuje się, że społeczność wyznawców islamu liczy w naszym kraju około 25 tysięcy osób, z czego 5 tysięcy stanowią Tatarzy, na zjeździe jednak prawie nieobecni. Sporo osób przyjechało z innych krajów - Anna z mężem mieszkają w Düsseldorfie, gdzie prowadzą między innymi łaźnię turecką i hotel dla muzułmanów, Sara i Kerima studiują prawo koraniczne w Wielkiej Brytanii, Ahmed jest lekarzem w Szwecji. Podczas letnich zjazdów odbywają się wykłady (w tym roku pod hasłem "Prorok Muhammad miłosierdziem dla światów") oraz liczne spotkania integracyjne. Przez kilka dni uczestnicy żyją jeszcze bardziej po muzułmańsku niż zwykle, przestrzegając nawet tych zasad, które im na co dzień umykają.
Inaczej niż w domu
Choć w domach polskich muzułmanów mężczyźni i kobiety siedzą w jednym pomieszczeniu i jedzą przy jednym stole, w Spale nawet małżeństwa z dziećmi nie mogą mieszkać razem, a kobiety i mężczyźni są zakwaterowani po przeciwnych stronach ośrodka, jedzą w osobnych jadalniach, siedzą po dwóch stronach sali konferencyjnej. Nawet w czasie wolnym tworzą dwie praktycznie niemieszające się grupy. Takiemu porządkowi kobiety sprzeciwiły się tylko raz. Gdy wykład o zasadach życia małżeńskiego podzielony był na grupy damską i męską, kobiety najpierw przez dwie godziny słuchały swojego z dużym przejęciem, po czym zażądały, aby został on powtórzony już na forum koedukacyjnym.
Podczas zjazdu wszystkie przestrzegały zasad ubioru, co oznacza noszenie nawet w 35-stopniowym upale hidżabu, czyli chustki na głowie i luźnego stroju zakrywającego wszystko oprócz dłoni i kostek. Na co dzień jednak część kobiet nie poddaje się temu rygorowi. - To wymaga siły, bo na ulicy można usłyszeć "terrorystka", "binladenka", "żona Osamy", a w najlepszym przypadku "Allah akbar", czasem z powodu hidżabu nie dostanie się pracy - mówi Asia Zaghloul, pół-Polka, która przyjechała z Jordanii do Łodzi na studia, a obecnie pracuje w Centrum Kultury Muzułmańskiej w Poznaniu.
Szukam żony dla szwagra
Panuje przekonanie, że większość Polek zostało muzułmankami ze względu na męża. O tym, że w rzeczywistości decyduje wewnętrzne przekonanie, świadczy nie tylko ich biegła znajomość świętych pism i żonglowanie stosownymi cytatami, ale również fakt, że wiele z nich to osoby samotne. Ponieważ Koran mówi, że wyznawczyni islamu może poślubić tylko współwyznawcę (mężczyzna może wybierać także spośród niemuzułmanek), szukanie męża odbywa się siłą rzeczy w wąskim gronie, czasem także za granicą.
Aranżowanie małżeństw jest na porządku dziennym. Nikogo nie zdziwiło więc ogłoszenie, jakie podczas zjazdu zawisło w recepcji: "Salaam siostrzyczki! Jestem polską konwertytką mieszkającą w Anglii. Przyjechałam tu z rodziną mojego męża. Szukam sióstr, które chciałyby wyjść za mąż i stworzyć muzułmańską rodzinę. Proszę o kontakt telefoniczny".
Ale nie było dużego odzewu, więc autorka ogłoszenia Sandra zgłosiła się do Halimy Foksiewicz, 52-letniej szefowej Wydziału do spraw Kobiet w Lidze Muzułmańskiej RP, która ma opinię najlepszej swatki w Polsce, skuteczniejszej od specjalistycznych stron internetowych i wszystkich znajomych razem wziętych. Gdy Sandra powiedziała Halimie, że szuka żon dla braci swojego męża (40 lat i 32 lata, Pakistańczycy od dziecka mieszkający w Londynie), usłyszała tylko: "Jakie kryteria?". Obaj bracia od przyszłych żon wymagają jedynie, by były w podobnym wieku i były dobrymi muzułmankami. Dla Halimy to pestka: - Nie ma problemu, nie potrzebują przypadkiem czterech żon? - odpowiedziała błyskawicznie. Obecnie sprawa jest w toku, ale już wiadomo, że przed końcem tego tygodnia 40-letni Faruk wyjedzie z Polski przynajmniej zaręczony. Wyznawcy islamu wychodzą bowiem z założenia, że małżeństwo dwojga bogobojnych muzułmanów musi się udać, a miłość pojawi się prędzej czy później.
- Polskie muzułmanki są o wiele bardziej samodzielne niż kobiety w krajach arabskich, nie mówią na przykład "zadzwoń do ojca, żeby zadzwonił po pogotowie", co zdarza się u nas - mówi Mohammed Attun, Palestyńczyk, student stomatologii w Białymstoku. Charakterystyczne dla polskich wyznawczyń islamu jest to, że właściwie nie pracują jedynie te, które są na urlopie macierzyńskim. Polskie muzułmanki na co dzień są lekarkami, pielęgniarkami, nauczycielkami, dyrektorkami szkół, prowadzą własny biznes, pracują dla wielkich korporacji, zajmują wysokie stanowiska.
Modlitwa to czysty biznes
Muzułmanin ma obowiązek modlić się pięć razy dziennie. Przed każdą modlitwą musi się obmyć, aby być czystym, "stając w rękach Boga" (z powodu nieczystości nie modlą się kobiety mające okres), i znaleźć spokojne miejsce, gdzie może rozłożyć dywanik i zwrócić twarz w stronę Mekki. Po arabsku kierunek na Mekkę nazywa się kibla. Do jego ustalenia służą specjalne kompasy. W Spale muzułmanie modlą się wspólnie, obowiązkowo po arabsku, w kawiarni Pod Krasnalami zmienionej na czas zjazdu w dom modlitwy. Na wezwanie muezina przychodzą wszyscy. Nawet na Fadżr o trzeciej w nocy. - Bo to czysty biznes: w sunnach powiedziane jest wyraźnie, że temu, kto modli się z innymi, będzie to wynagrodzone 27-krotnie. Nie jest to co prawda 700-krotne wynagrodzenie jak za jałmużnę, ale i tak się opłaca - uśmiecha się Samir Ismail, przewodniczący Ligi Muzułmańskiej. Uczestnicy podkreślają, że dla wielu z nich letni zjazd to jedyna okazja w roku na "bycie muzułmaninem na 100 procent". W pozostałym czasie walczą - nierzadko
bezskutecznie - ze stereotypami i z islamofobią.
Na zjeździe podczas dyskusji poświęconej walce z islamofobią uczestnicy dzielili się pomysłami na załatwienie sobie cichego kąta do modlitwy w pracy czy na uczelni (sala konferencyjna, prośba do rektora o możliwość korzystania z wolnej sali, magazyn na leki w szpitalu). Wielu muzułmanów ukrywa jednak przed otoczeniem swoją religię. - Od dwóch lat pracuję w chrześcijańskiej fundacji pomagającej biednym dzieciom i od dwóch lat jestem muzułmanką. W mojej pracy nikt nie ma o tym pojęcia, bo wiem, że nie przełknęliby tego faktu. Południowe modlitwy odrabiam po powrocie do domu - opowiada Karima z Warszawy.
Na autobus za wcześnie
Choć od ataku na World Trade Center minęło pięć lat, a od ostatniego zamachu w Londynie ponad rok, polscy muzułmanie wciąż mają z tego powodu problemy. W rozmowach powtarzają jednak, że nawet się bardzo nie dziwią niemuzułmanom, bo gdyby o islamie wiedzieli tylko to, co mówiło się w mediach po atakach terrorystycznych, sami by się pewnie bali.
Polska wspólnota muzułmańska pracuje właśnie nad zmianą swojego wizerunku. Po WTC chcieli urządzić dużą akcję billboardową przekonującą, że prawdziwi muzułmanie ze zwolennikami Al-Kaidy nie mają nic wspólnego, ale zabrakło środków. Teraz koncentrują się więc na akcjach charytatywnych i integracji ze społecznością lokalną. - Bracia i siostry pomagają biednym, honorowo oddają krew, odwiedzają dzieci z domu dziecka. Na tegoroczny zjazd zamierzaliśmy zaprosić autobus krwiodawstwa, ale uznaliśmy, że na polskie warunki to jeszcze zbyt kontrowersyjne. Ograniczamy się więc do organizowania wykładów w dużych miastach i kursów wiedzy o islamie dla niemuzułmanów - opowiada Ismail.
Gdy dochodzi do dyskusji politycznych, polscy muzułmanie chórem potępiają wszelki radykalizm. Choć nie wszyscy. Po 15-minutowej rozmowie z islamskim rzeźnikiem ("praca przyjemna, ale mało inspirująca"), zwolennikiem bin Ladena i zaprowadzenia szariatu na całym świecie, przez następne pół dnia wysłuchuję kilkunastu osób odcinających się tego, co mówi "brat rzeźnik".
Coroczny zjazd to dla polskich muzułmanów - zwłaszcza z mniejszych miejscowości - jedyna okazja, żeby się spotkać, przejść szybki kurs teologiczny (Koran i hadisy poznaje się w islamie na własną rękę), ale też znaleźć męża czy żonę. O "świętej wojnie" nikt tu jednak nie myśli.
Milena Rachid Chehab