Trwa ładowanie...
13-08-2015 12:30

Polscy żandarmi na misji w Rep. Środkowoafrykańskiej. Zabójczy klimat, bieda i krwawa przemoc

Gdy polscy żołnierze opowiadają o tym, co najbardziej zapamiętali z misji w Republice Środkowoafrykańskiej, mówią o zabójczym klimacie, uderzającej na każdym kroku biedzie i braku poszanowania dla ludzkiego życia - czytamy w "Polsce Zbrojnej". I choć zdarzały się makabryczne chwile, gdy musieli wyciągać ze studni zwłoki kobiet w ciąży, afrykańska misja była dla nich pouczającą lekcją.

Polscy żandarmi na misji w Rep. Środkowoafrykańskiej. Zabójczy klimat, bieda i krwawa przemocŹródło: arch. PKW RŚA
dz2ilz1
dz2ilz1

Dla kpt. Ryszarda Skoczylasa, dowódcy plutonu Żandarmerii Wojskowej, który na I zmianie PKW w Republice Środkowoafrykańskiej (RŚA) spędził pięć i pół miesiąca, była to jedna z najtrudniejszych misji. - W Afganistanie trzeba było uważać na ajdiki (IED, improwizowane ładunki wybuchowe - przyp. red.) ukrywane przy drogach. W Afryce nigdy nie było wiadomo, skąd nadejdzie zagrożenie ani kto je stworzy. Zagadkę stanowiło także nastawienie miejscowej ludności, które mogło zmienić się z dnia na dzień - opowiada kapitan. Gdy wrócą szczęśliwie do kraju, dowódca I zmiany PKW RŚA płk Adam Stręk przyzna, że "misja była trudna, bo przecieraliśmy tam szlak jako pierwsi".

Kanibalizm online

Sierż. Albin Szlązak myślał, że skoro jedzie do Afryki, to warunki mogą być spartańskie. - Na miejscu okazało się jednak, że nie będziemy spać w namiotach, lecz w klimatyzowanych kontenerach - opowiada. Podmuchy wiatru wzbijały rdzawe obłoki pyłu, który pokrywał wszystko dookoła. Sprawiał, że zniszczone domy o ścianach podziurawionych kulami czy spalone samochody na drogach wyglądały niczym umazane we krwi. Obrazu zniszczenia dopełniały zgliszcza i popioły, które pozostały po wielu spalonych wioskach, a także opustoszałe lub opanowane przez bojówki dzielnice miast.

Taki były rezultat walk dwóch wrogich obozów: tzw. selekowców, czyli muzułmanów, oraz tzw. milicji Antybalaka (w dosł. tłum. antymaczety) złożonej z chrześcijan. Zachodni dziennikarze, którzy byli w Bangi, stolicy tego państwa, opisywali, że członkowie chrześcijańskich bojówek noszą talizmany zrobione z kawałków ciał swych zabitych wrogów oraz amulety zawierające ich krew.

- Ludzkie szczątki w zaroślach na poboczu drogi nie wzbudzały niczyjego zainteresowania, zabierały je organizacje humanitarne - wspomina ppłk Arkadiusz Wojtaczka, zastępca dowódcy I zmiany PKW. Do takich makabrycznych obrazów kpt. Skoczylas dorzuci jeszcze zwłoki kobiet w ciąży, które zdarzało im się wyciągać ze studni.

dz2ilz1

Ta makabra dostępna jest online. Wystarczy wejść na YouTube i posłuchać "Wściekłego Psa", który opowiada korespondentowi BBC, jak razem z grupą chrześcijan wywlekł z autobusu i zlinczował muzułmanina. Zrobił to w akcie zemsty, bo kilka miesięcy wcześniej muzułmanie zamordowali jego ciężarną żonę, szwagierkę oraz jej maleńkie dziecko. Ciało podpalił i publicznie zjadł kawałki mięsa z odciętej nogi ofiary.

Aby zrozumieć, skąd wzięła się taka nienawiść, trzeba sięgnąć do historii tego afrykańskiego kraju.

Zapobiec pogromom

Republika Środkowoafrykańska składa się z "czarnego" południa, zamieszkanego głównie przez chrześcijan i animistów, oraz biednej północy, gdzie dominują islam i kultura arabska. Tę byłą kolonię francuską zamieszkuje około 5 mln osób, głównie chrześcijan i protestantów, muzułmanie stanowią zaledwie 15 proc. populacji.

Gdy przed dwoma laty muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta François Bozizé, a jego miejsce zajął przywódca ugrupowania Seleka, Michel Djotodia, w kraju zapanowała anarchia. Walki między chrześcijanami a muzułmanami przerodziły się w pogromy religijne. Wojna domowa zagrażała stabilności całego regionu. Aby zapobiec ludobójstwu, w grudniu 2013 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych podjęła rezolucję o interwencji w Republice Środkowoafrykańskiej połączonych sił Unii Afrykańskiej i Francji (6 tys. żołnierzy). Francuzi prowadzili też własną operację - "Sangaris" (1600 żołnierzy).

dz2ilz1

W styczniu ubiegłego roku Djotodia ustąpił z urzędu, a jego miejsce zajęła tymczasowa prezydent Catherine Samba-Panza. Zmiana nie uspokoiła jednak do końca nastrojów. Dlatego w kwietniu 2014 roku Unia Europejska (na wniosek Francji) zorganizowała w Republice Środkowoafrykańskiej misję stabilizacyjną (European Union Force Republic Central African - EUFOR RCA). Początkowo w jej skład weszło 500 żołnierzy, wśród nich Polacy.

W błękitnych beretach

Żołnierze polskiego kontyngentu wojskowego rozpoczęli służbę w Republice Środkowoafrykańskiej w połowie lipca 2014 roku. Operacja była prowadzona w rejonie stolicy kraju, Bangi, we współpracy z władzami republiki, Unią Afrykańską, ONZ oraz Francją.

Kpt. Ryszard Skoczylas wiedział, że nie będzie łatwo ze względu na zurbanizowany teren. W wąskie uliczki z nieregularnie rozmieszczonymi budynkami musiały się wciskać dość szerokie Humvee, którymi jeździli żołnierze. Sierż. Albin Szlązak, który był w Bośni, Libanie i Afganistanie, tę misję uważa za najtrudniejszą, głównie z powodów klimatycznych - gorąco, wilgoć i ciężkie powietrze mocno dawały się we znaki. Słupek rtęci przekraczał w cieniu 30 stopni Celsjusza, duża wilgotność powietrza sprawiała, że mundury niemal ociekały wodą.

dz2ilz1

W skład każdej z dwóch zmian PKW wchodziło po 50 żołnierzy i pracowników wojska. Trzonem kontyngentu był pluton manewrowy wystawiony przez Oddział Specjalny Żandarmerii Wojskowej z Mińska Mazowieckiego. Stanowił on część kontyngentu Europejskich Sił Żandarmerii (EGF). To dlatego nasi żandarmi nosili na misji nie szkarłatne, lecz błękitne berety. Oprócz żołnierzy tej formacji do środkowej Afryki polecieli też logistycy i łącznościowcy.

Polski kontyngent stacjonował w Camp UCATEX w stolicy kraju - Bangi. Baza, mimo że międzynarodowa, była niewielka - 300x150 m - zlokalizowana w murach starej fabryki, które udawały ogrodzenie. Dopiero z czasem pojawiły się budki wartownicze i patrole.

- Bangi to rozległe miasto, położne wzdłuż rzeki. Część muzułmańską i chrześcijańską łączył jeden most. Często dochodziło do niepokojów, ludzie wychodzili na ulice, ustawiali barykady. Pobierali opłaty za przejazd i blokowali dojazd policji i sił międzynarodowych - opisuje kpt. Ryszard Skoczylas. O co chodziło? Jak zwykle - o władzę i o pieniądze.

dz2ilz1

Misja EUFOR odpowiadała za dzielnice trzecią - muzułmańską, i piątą - chrześcijańską. Pozostałą część miasta patrolowały siły ONZ i wojska francuskie. - Działaliśmy w składzie międzynarodowej kompanii, którą tworzyły plutony polski, francuski i hiszpański pod francuskim dowództwem - mówi ppłk Arkadiusz Wojtaczka. Głównym celem misji było ustabilizowanie sytuacji oraz stworzenie warunków umożliwiających dostarczanie pomocy humanitarnej. Polscy żandarmi służyli z najbardziej renomowanymi formacjami policyjnymi w Europie, takimi jak Żandarmeria Narodowa Republiki Francuskiej oraz hiszpańska Guardia Civil.

Zadania w terenie

Do zadań Polaków należało przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa na ulicach Bangi. Wyjeżdżali na patrole, zapobiegali rabunkom, organizowali punkty kontrolne. Uczyli miejscowych policjantów, jak prowadzić postępowania karne czy zbierać dowody na miejscu przestępstw.

Kpt. Skoczylas opowiada o służbie żandarmów z plutonu manewrowego. Zazwyczaj na patrol wyjeżdżały cztery samochody. Trzy razy przez kolejne trzy dni (rano, po południu i w nocy). Czwartego dnia była przerwa, chyba że przyszedł rozkaz od dowódcy międzynarodowej kompanii policji wojskowej (Integrated Police Unit - IPU), że w mieście doszło do zamieszek. Wyjeżdżali wówczas, aby zdobyć informacje. Zwykle mieli obserwować i przekazywać meldunki do bazy.

dz2ilz1

- Bywało, że tylko rozdzielaliśmy obie strony, aby zapobiec dalszym niepokojom. Czasem nadchodziło wsparcie i byliśmy gotowi do podjęcia działań związanych z kontrolowaniem tłumu - opowiada kpt. Skoczylas. Taktyka kontroli nad tłumem w Afryce odbiegała nieco od szkolenia w Polsce, żandarmi nie tylko nie mogli dopuścić do bezpośredniego kontaktu, lecz także musieli "trzymać" tłum na odległość co najmniej 100 m. Nikt nie mógł podejść bliżej.

Zdarzały się niebezpieczne sytuacje, jak wtedy, gdy podczas patrolu w dzielnicy muzułmańskiej zatrzymali mężczyznę z bronią. Tłum uzbrojony w maczety i karabinki AK-47 zareagował agresywnie, wybuchło kilka granatów. - Wezwaliśmy wsparcie i opuściliśmy strefę zagrożenia - wspomina kapitan.

- Pokonaliście ponad 10 tys. km po afrykańskich szlakach, zrealizowaliście 125 patroli, służyliście ramię w ramię z najlepszymi, zapewniając w rejonie operacji bezpieczeństwo ludności cywilnej oraz wspierając misję sił Unii Afrykańskiej i ONZ. Zdobyliście uznanie i szacunek międzynarodowego dowództwa oraz kolegów z Francji i Hiszpanii - mówił ówczesny komendant główny Żandarmerii Wojskowej gen. dyw. Mirosław Rozmus podczas uroczystego przekazania dowodzenia kontyngentem, które odbyło się w Krakowie.

dz2ilz1

Druga zmiana

Na II zmianie było spokojniej. Trwała ona krócej, bo od grudnia 2014 roku do początku lutego 2015 roku. "Mundziu" (białasie) - krzyczały za polskimi żandarmami miejscowe dzieciaki. Kpr. Damian Kazimierski, zastępca dowódcy sekcji, radiooperator, nie czuł wrogiego nastawienia miejscowej ludności, choć zdarzało się, że ktoś pokazał gest podrzynanego gardła.

- W czasie patrolu czuliśmy się w miarę bezpiecznie. Zabieraliśmy jednak całe wyposażenie: apteczkę, dodatkowe magazynki i baterie, noktowizory, zapas wody i jedzenia, bo nie wiedzieliśmy, co może się stać. Naszym zadaniem było konfiskowanie broni używanej do porachunków, nie tylko z powodu różnic religijnych, ale także interesów klanowych. Taką bronią jest maczeta, dość popularna w Afryce, bo służy także na przykład do obierania owoców - opowiada kpr. Kazimierski. - Chociaż nikt do nas nie strzelał, czuć było napięcie, cały czas byliśmy w gotowości - dodaje plut. Łukasz Nowak, zastępca dowódcy sekcji.

W statystyce odnotowano, że w ciągu dwumiesięcznej zmiany pluton manewrowy wykonał 42 patrole dzienne i nocne, zorganizował 38 punków kontrolnych, dziewięć razy pełnił dobowe dyżury w ramach sił szybkiego reagowania, 29 razy wykonywał zadania nieplanowe, jak ochrona VIP-ów, zabezpieczenie rejonu działań, kontrola tłumu, ochrona obiektów, eskorta transportów. Pluton kilkakrotnie brał też udział w ćwiczeniach zgrywających międzynarodowego pododdziału policji, przygotowujących do kontroli tłumu.

Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna"

dz2ilz1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dz2ilz1
Więcej tematów

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj