Polscy marynarze bez pracy
"Trybuna" informuje, że już ponad 600
polskich marynarzy, z czego ostatnio 120 zatrudnionych na czterech
statkach armatora brytyjskiego, straciło pracę, czyli zostali
zmustrowani na przysłowiowy "bicz" (beach - z ang. plaża).
16.07.2005 | aktual.: 18.07.2005 01:26
Winę za to - jak twierdzą - ponosi NSZZ "Solidarność". Opowiadają, że związek nieproszony zaczął domagać się dla Polaków, zatrudnianych przez obcych armatorów, takich samych płac i warunków, na jakich mustrowani są marynarze ze starych krajów Unii Europejskiej - podaje dziennik.
Teoretycznie zarobki te są o 20-30% wyższe niż oferowane gastarbeiterom, ale praktycznie, od Norwegii po Grecję, z tego powodu profesja marynarska niemal zanikła. Kosztownych obywateli UE zastąpili cudzoziemcy, wśród nich ok. 9 tys. Polaków. Nasi marynarze są cenieni, bo dobrze wykształceni. Godzą się na płace nieco niższe i - co armatorom na rękę - nie machają z powodu byle czego związkowymi kodeksami - czytamy w "Trybunie".
Po przystąpieniu Polski do UE związkowcy z sekcji morskiej "S", na wniosek współpracujących z nimi marynarskich związków zawodowych z krajów unijnych, zaczęli domagać się zrównania płac i świadczeń dla Polaków. Ma to rzekomo zapobiegać płacowemu dumpingowi i ograniczać marynarskie bezrobocie. Nie w Polsce, a w krajach piętnastki - pisze gazeta.
Tyle że armatorzy to nie w ciemię bici kapitaliści. Gdy tylko pojawiła się fama o roszczeniach firmowanych przez "S", natychmiast zareagowali zwalnianiem z pracy całych polskich załóg. Z pełną wypłatą wszelkich należności wynikających z kontraktów. Z marszu, jak np. u angielskiego armatora Euro Ship Service, załogi polskie wymieniono na rosyjskie i ukraińskie, bo w tych krajach normy UE i "S" nie obowiązują - podkreśla dziennik.
Zmustrowani z tych statków i z tego samego powodu u innych armatorów Polacy, poprzez swoje Stowarzyszenie Marynarzy Kontraktowych, domagają się pomocy rządu RP w dogadaniu się z UE co do możliwości pracy polskich marynarzy na statkach krajów unijnych na dotychczasowych warunkach płacowych. Gotowi są z własnych pensji, a nie za pośrednictwem zatrudniających ich armatorów, płacić w ZUS składki na ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne - zaznacza "Trybuna".
A od "S" domagają się zupełnego, bezwarunkowego, bezterminowego zrezygnowania z jakichkolwiek interwencji w sprawach marynarzy zatrudnionych na statkach pod obcymi banderami. Sekcja morska "S" w kraju nic do roboty nie ma, bo i krajowej floty prawie nie ma - konkluduje dziennik.