Polscy dziennikarze wrócili z syryjskiego więzienia. Wiele rzeczy wymaga wyjaśnienia
Dwaj polscy dziennikarze aresztowani przez służby syryjskiego reżimu wrócili do Polski. Współpracownicy TVP nielegalnie przekroczyli granicę i zostali zatrzymani. Skuteczna była interwencja polskich dyplomatów. Niezwykłą solidarnością i odpowiedzialnością wykazały się też krajowe media.
Współpracownicy TVP, reporter Witold Repetowicz i operator Seweryn Sołtys, nielegalnie przekroczyli granicę iracko-syryjską jeszcze w listopadzie. Chcieli relacjonować konflikt bez oficjalnych "opiekunów", których akredytowanym dziennikarzom przydziela reżim w Damaszku. Zostali szybko zatrzymani po opuszczeniu obszaru kontrolowanego przez kurdyjskich rebeliantów.
W rozmowie z Wirtualną Polską Repetowicz przyznał, że nie posiadał pozwolenia syryjskiego ministerstwa informacji. Cieszy się, że niebezpieczna przygoda szczęśliwie dobiegła końca. Jest zmęczony warunkami, ale nic poważnego mu się nie stało.
- Jestem bardzo, bardzo zmęczony, wyczerpany. Ale poza tym czuje się dobrze. Cieszę się, że jestem w Polsce. Przebywaliśmy w dwóch więzieniach. Pierwsze, jak na Syrię, miało dobre warunki. Gorzej było w drugim więzieniu, należącym do Muhabaratu, czyli syryjskiej bezpieki - mówi nam Repetowicz.
Fala domysłów i spekulacji
Informacja o tym, że coś się stało z polskimi dziennikarzami w Syrii dotarła do polskich mediów już na początku grudnia. W tym czasie niezwykle uaktywniła się polska ambasada w Bejrucie, która reprezentuje też interesy naszego kraju w Syrii. Z powodu niebezpieczeństwa spowodowanego wojną domową działalność placówki w Damaszku została zawieszona latem 2012 r., a konsul przeniósł się do sąsiedniego Libanu.
Afera z dziennikarzami była ostatnią rzeczą, której mógł chcieć kończący czteroletnią misję w Bejrucie ambasador Wojciech Bożek. Nagle okazało się, że dyplomata, który powinien już pakować walizki jest niedostępny, bo wyjechał do Syrii. To potwierdziło, że sprawa jest poważna i sam szef placówki prowadzi jakieś rozmowy. Logiczny był wniosek, że najprawdopodobniej chodzi coś tak istotnego, jak uwolnienie Polaków.
Wojna domowa spustoszyła Syrię. Miliony ludzi uciekły z kraju. Zobacz, jak Polacy pomagają ubogim uchodźwom w Libanie
Polska prasa nie zawiodła
Redakcje zaczęły szperać na własną rękę. Kto ostatnio wyjeżdżał na Bliski Wschód? Jak wyglądają media społecznościowe dziennikarzy zajmujących się regionem? Z kim nadal jest kontakt, a z kim nie? Liczba nazwisk do sprawdzenia nie była bardzo długa. Równocześnie MSZ w Warszawie poprosiło o dyskrecję. Publikacja informacji o zatrzymaniu i rozmowach na pewno by nie pomogła. Dokładnie tego samego zdania byli zagraniczni dziennikarze, którzy na stałe relacjonują konflikt na Bliskim Wchodzie.
– W moim przypadku rząd włoski nie może zabronić mi takiej publikacji, ale ani ja ani moi koledzy nigdy byśmy takiej sprawy nie ujawnili – mówi Wirtualnej Polsce wolny strzelec Pierre Chiartano, który usiłował dowiedzieć się czegoś po irackiej stronie granicy. – Wy też tego nie róbcie.
Inne redakcje też zbierały informacje i próbowały zrozumieć, co się dzieje. Nikt nie zdecydował się na publikację, która mogłaby utrudnić rozmowy, a z tego co obecnie wiadomo, Repetowiczowi groziło nawet oskarżenie o szpiegostwo.
W odróżnieniu od porwania przez islamistów, zatrzymanie przez syryjskie służby nie stwarzało zagrożenia dla życia. Nie mniej im poważniejszej zarzuty, tym wyższa cena uwolnienia i dłuższy czas w więzieniu, co samo już jest doświadczeniem okropnym. Najwyraźniej Syryjczykom także zależało na rozwiązaniu sprawy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ostatecznie dziennikarze przez Liban wrócili do kraju. Jeżeli prawdziwa jest informacja o grzywnie lub kaucji zapłaconej przez Polskę, to cena i tak jest niewielka. "Dziennikarstwo bywa niebezpieczne ale warto!" – napisał Repetowicz na Twitterze. Jest doświadczonym reporterem i może tak uważać. To kolejny głos w niekończącym się sporze o ryzyko, które warto podejmować dla zobycia zdjęć czy informacji.
Z pewnością jego przygoda raz jeszcze powinna ożywić dyskusję na temat granic ryzyka zawodowego, odpowiedzialności redakcji za dziennikarzy, w tym współpracowników. Porozmawiać trzeba też o systemach komunikacji pomiędzy reporterami w terenie a redakcjami, które na bieżąco powinny wiedzieć gdzie jest ich człowiek i czy jest bezpieczny.