Polsce uda się zablokować "opcję atomową". Koalicja nabiera kształtów
Węgry i Litwa to pierwsze dwa państwa, które otwarcie i oficjalnie zasygnalizowały sprzeciw wobec uruchomienia procedury artykułu 7 przeciwko Polsce. Coraz więcej wskazuje na to, że nie będą same. Potencjalnych członków polskiej koalicji nie brakuje.
We wtorek polskie obawy o ewentualną "zdradę" Viktora Orbana w obliczu polskiego konfliktu z Brukselą mogły zostać - przynajmniej częściowo - uspokojone. Węgierski parlament, głosami rządzącej większości przyjął uchwałę, której treść nie pozostawia wątpliwości.
"Wzywamy rząd Węgier, by poparł Polskę, nie pozwolił uszczuplić zagwarantowanych w Traktacie UE praw Polski i nie popierał propozycji, która ograniczyłaby wykonywanie podstawowych praw Polski wynikających z jej członkostwa w UE (...) Węgierski parlament uważa za nieuzasadnione, iż Parlament Europejski i Komisja Europejska zainicjowały wszczęcie wobec Polski postępowania na podstawie art. 7 Traktatu UE i podjęły w tej sprawie decyzję" - napisano w uchwale.
Do głosowania doszło ledwie dwa dni po tym, jak podobnego wsparcia Polsce udzieliła prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. Podczas wizyty prezydenta Dudy, Grybauskaite zapewniła, że Litwa nie będzie popierała żadnych „przymusowych metod siłowych w UE przeciwko żadnemu krajowi, w tym przeciwko Polsce”. Jeszcze w listopadzie, podobną do węgierskiej uchwałę przegłosował litewski Sejm.
Aby zablokować uruchomienie pierwszej fazy procedury artykułu 7 - procesu nazywanego "opcją atomową", która może skończyć się odebraniem prawa głosu w Radzie UE - Polska będzie potrzebowała poparcia co najmniej sześciu państw. Litwę i Węgry można wpisać na tę listę długopisem. A co z resztą?
Nadzieja w Bratysławie?
Rozmowy w tej sprawie obejmuje duża doza dyskrecji. Rząd nie chce publicznie mówić, na ile głosów poparcia może liczyć. Obawia się, że może to podnieść cenę współpracy pozostałych państw. Według informacji WP ze źródeł rządowych, Warszawa jest przekonana, że w tej chwili może liczyć na głos przynajmniej jednego państwa: Słowacji. Oficjalnie, Bratysława dementuje te informacje.
- MSZ nie komentuje plotek. Ale mogę potwierdzić, że Słowacja uważa Polskę za ważnego partnera i sąsiada. Jesteśmy zdania, że wciąż jest dużo czasu i miejsca, by wyjaśnić problemy wskazane przez europejskie instytucje co do poszanowania praworządności w Polsce - mówi WP Peter Susko, rzecznik słowackiej dyplomacji.
Jednak zdaniem Andreja Matisaka, dziennikarza portalu Pravda.sk, słowacki głos za Polską jest prawdopodobny.
- Na Słowacji jest to delikatny problem. Rządzący konsekwentnie milczą na ten temat i trudno powiedzieć, czy nasze władze doszły do jakiegoś stanowiska. Ale np. przewodniczący słowackiego parlamentu, Andrej Danko ze Słowackiej Partii Narodowej jest wielkim fanem Kaczyńskiego i PiS-u - mówi WP Matisak. - Koniec końców Słowacja może zagłosować przeciw wnioskowi Komisji Europejskiej nie ze względu na PiS, tylko na własny interes - dodaje.
Koalicja przeciwko uzurpacji
Na to właśnie liczy Polska, która przekonuje europejskich partnerów, że zgoda na wszczęcie procedury będzie oznaczać zgodę na uzurpację uprawnień Komisji Europejskiej kosztem państw. A przede wszystkim stworzy niebezpieczny precedens, który może zostać w przyszłości użyty przeciwko nim samym.
- Trzeba zbudować koalicję państw, najlepiej kilkunastu państw, które negatywnie odpowiedzą na pytanie, czy przekazały sprawę organizacji systemu sądownictwa na poziom unijny. Z takim pytaniem rząd powinien zwrócić się do każdego z 27 pozostałych państw UE. Następnie państwa te będą przez Polskę pytane o ocenę działalności Komisji i o to, czy chcemy by poszerzała ona swoją władzę kosztem państw członkowskich - mówił w wywiadzie dla WP Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Na ratunek Bałkany
Państw, które szczególnie mogą obawiać stworzenia takiego precedensu, jest w Unii co najmniej kilka. Jednym z nich jest Bułgaria, która w styczniu była celem pierwszej zagranicznej wizyty nowego szefa MSZ Jacka Czaputowicza. Bułgaria jest w Unii na cenzurowanym ze względu na korupcję. Bojko Borysow, premier kraju, który w tym półroczu sprawuje prezydencję w Radzie UE, zadeklarował, że będzie się starał, w sprawie Polski w ogóle nie doszło do głosowania.
W podobnej sytuacji co Bułgaria jest też sąsiednia Rumunia, w której również gościł Czaputowicz. Rumunia ma przy tym dodatkową motywację do poparcia Polski. Komisja Europejska od miesięcy zgłasza poważne wątpliwości co do przygotowywanej przez Bukareszt reformy wymiaru sprawiedliwości, która - podobnie jak ta Polska - może doprowadzić do podporządkowania sądów i prokuratury rządzącym.
- Rumunia to jedno z tych państw, której głos może pójść w obie strony. Z jednej strony może obawiać się, że jeśli zagłosuje za, może podzielić los Polski. Z drugiej, Bukareszt nie chce iść na zwarcie z Komisją i unijnym rdzeniem - mówi WP Paul Ivan, analityk European Policy Centre w Brukseli.
Potencjalnych członków propolskiej koalicji jest jednak więcej. Wąptliwości co do stanu praworządności coraz częściej pojawiają się wobec Malty i Chorwacji. Niewykluczone że przeciw artykułowi 7 mogliby zagłosować też Włosi - szczególnie jeśli marcowe wybory wygra tam prawica z Silvio Berlusconim. Oczywistym kandydatem jest też Wielka Brytania, tradycyjnie sceptyczna wobec poszerzania władzy Brukseli, która w ostatnich miesiącach czyniła wobec Polski zabiegi, licząc głównie na jej przychylne stanowisko w drugiej fazie negocjacji ws. Brexitu. Przebieg tych rozmów będzie miał niebagatelne znaczenie dla głosu Londynu.
- Ostatecznie wiele będzie zależeć od tego, ile politycznego kapitału będzie chciał zainwestować w tę walkę francusko-niemiecki duet - mówi Ivan. - Nie zdziwiłbym się, gdyby to wszystko skończyło się jakimś niejasnym kompromisem, ciągłym przenoszeniem terminu decyzji, kolejnymi rozmowami, które będą ciągnąć się w nieskończoność, i nie skończą się niczym konkretnym - podsumowuje rumuński ekspert.