"Ludzie płakali". Jest relacja Polki po ataku w Sydney

Sześć osób zginęło, a kilka, w tym małe dziecko, zostało rannych w wyniku ataku nożownika w zatłoczonym centrum handlowym w Sydney - poinformowała w sobotę australijska policja. Pani Joanna w tym czasie była na zakupach z córką. "Nagle ludzie zaczęli krzyczeć, a obsługa nawoływać do ucieczki" - relacjonuje.

Polka była na miejscy gdy nożownik atakował
Polka była na miejscy gdy nożownik atakował
Źródło zdjęć: © East News
Kamila Gurgul

13.04.2024 | aktual.: 13.04.2024 19:45

W centrum handlowym Westfield Bondi Junction w Sydney doszło do ataku nożownika. Pierwsze relacje lokalnych mediów mówiły o tym, że około 30-letni napastnik biegał po zatłoczonym centrum handlowym i dźgnął cztery osoby. Później pojawiły się doniesienia mówiące o "wielu ofiarach". Ostateczny bilans to sześciu zabitych.

Gdy pojawiły się pierwsze informacje o zagrożeniu, z centrum handlowego ewakuowano kilkaset osób. W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia uciekających ludzi i zmierzające do niego samochody policyjne i służb medycznych.

Mężczyzna, który najpewniej działał sam, został postrzelony przez funkcjonariusza policji i zmarł na miejscu zdarzenia. Policja nie wyklucza jednak aktu terroryzmu.

"Wybuchła panika, wszyscy płakali"

Pani Joanna była tego dnia na pierwszym piętrze galerii. - Byłyśmy z córką w sklepie Mayer, gdy nagle ludzie zaczęli krzyczeć, a obsługa nawoływać do ucieczki. Wszyscy zostawili swoje rzeczy i skierowali się do magazynu - przekazała redakcji Kontaktu 24.

Szybka reakcja była wskazana. - W magazynie stłoczyło się około 30, może 40 osób. Ludzie płakali, byli wstrząśnięci. Internet przestał działać. Usłyszałyśmy dziwne trzaski i wydawało nam się, że to zasuwana krata zamknięcia sklepu. Później powiedziano nam, że to strzały - dodała.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po około godzinie obsługa poinformowała ludzi, że mogą przejść do wyjścia. - Posłuchaliśmy pracowników i kierowaliśmy się do wyjścia, ale policja nagle kazała nam szybko wracać - opowiadała.

- Uciekliśmy ponownie do magazynu i tam nagle wybuchła panika. Wszyscy płakali, ludzie nie wiedzieli, dokąd mają uciekać. Słyszeliśmy krzyki, które musiały dochodzić z piętra wyżej - mówiła kobieta.

Po jakimś czasie ponownie pozwolono im wyjść. - Policja legitymowała wszystkich. Po wyjściu okazało się, że są zabici i wielu rannych. Przeżyłyśmy. Miałyśmy ogromne szczęście, ale jesteśmy w szoku - przyznała pani Joanna.

Źródło: Kontakt24.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (305)