Polityk PO rozważa odejście z partii. Senatorowie piszą list do Schetyny
Decyzja władz Platformy o wyrzuceniu trojga posłów, którzy głosowali przeciw zliberalizowaniu ustawy aborcyjnej, dzieli partię. - Została złamana zasada, by nie karać za głosowania o charakterze światopoglądowym - mówi senator Jan Libicki i grozi, że sam odejdzie z PO. Część polityków chce powrotu posłów, a inni twierdzą, że decyzja o ich wykluczeniu była słuszna.
12.01.2018 | aktual.: 12.01.2018 21:10
Według naszych informacji ścisłe kierownictwo klubu parlamentarnego PO ma podjąć dezycję jak będą ukarani posłowie, którzy bez uzasadnienia nie wzięli udziału w głosowaniu, choć część z nich była w Sejmie, a najbliższe posiedzenie klubu parlamentarnego odbędzie się dopiero pod koniec stycznia.
- Musimy studzić emocje. Lepiej podejść do sprawy na chłodno. Gdyby spotkali się wszyscy posłowie, to mogłoby dojść do niezłej kłótni. Można się jednak spodziewać, że decyzja władz partii będzie podtrzymana – mówi nam prominentny polityk PO.
Decyzję o wyrzuceniu decyzją zarządu PO Marka Biernackiego, Jacka Tomczaka i Joanny Fabisiak krytykuje znany z konserwatywnych poglądów senator PO Jan Libicki. - Została złamana obowiązująca dotąd zasada, by nie karać za głosowania o charakterze światopoglądowym. Złożenie odwołania zapowiedział już Jacek Tomczak. Jeśli zostaje podtrzymana decyzja o jego wyrzuceniu, to podejmę odpowiedni kroki. To będzie oznaczało, że w PO brakuje miejsca dla polityków o konserwatywnych – mówi Libicki.
Według naszych informacji senatorowie chcą napisać apel do lidera PO Grzegorza Schetyny o pozostawienie polityków w partii, jednak jego podpisanie zadeklarowało na razie zaledwie kilku senatorów spośród trzydziestu jeden których PO ma w Senacie. – Przeciwko wyrzuceniu posłów są nie tylko senatorowie o konserwatywnych poglądach, ale też liberalnych. To jest w ich interesie. Wiedzą, że jeśli wajcha pójdzie w drugą stronę, to następnym razem oni mogą być wyrzuceni – ocenia jeden z polityków PO.
Zdaniem naszych rozmówców wyrzuceni posłowie mogą liczyć na wsparcie części posłów z frakcji konserwatywnej, którzy wczoraj się spotkali. - Podpiszę się pod odwołaniem wyrzuconych posłów. Myślę, że będzie takich podpisów będzie kilkanaście. Pomysł wyrzucenia był błędem – mówi nam jeden z nich. Prosi jednak o anonimowość. – Lepiej nie podsycać emocji – tłumaczy.
Kolejny polityk o konserwatywnych poglądach jest jednak odmiennego zdania. – Gdyby głosowali ze względu na to, że zostali wprowadzeni w błąd to co innego. Jeśli świadomie podjęli decyzje o złamaniu dyscypliny, to decyzja o ich wyrzuceniu była słuszna. Nie podpisze się pod ich odwołaniami – zapowiada.
Zdaniem ważnego posła PO decyzja władz tej partii była słuszna, a samo głosowanie pokazało poważny problem z dyscypliną w partii. - Kierownictwo utraciło sterowność, skoro nie potrafiło utrzymać dyscypliny w takiej sprawie. Nie ma powrotu dla wyrzuconych. Pokazali jaja, w przeciwieństwie do tych, którzy stchórzyli i wyjęli karty, ale to jest polityka. Też jestem katolikiem, ale nie księdzem. Im się pomyliły zawody. Szkoda Marka Biernackiego. To ważna postać dla Platformy.
Jacek Tomczak, jeden z trojga wyrzuconych posłów zaznacza w rozmowie z nami, że decyzja była zaskoczeniem nie tylko dla niego, a wielu polityków PO do tej pory jej nie rozumie. - W Platformie odbywały się wcześniej spory światopoglądowe ale wszystkie dokumenty programowe PO mówią o wolności sumienia. Po raz pierwszy ta zasada została złamana O decyzji zarządu PO dowiedziałem się z mediów Nawet nikt nas nawet nie zaprosił na rozmowę - mówi nam Jacek Tomczak. Dodaje, że raczej złoży odwołanie jak tylko do stanie decyzje władz partii na piśmie
W Platformie słychać też głosy, że surowe kary powinny spotkać posłów, którzy byli w Sejmie, ale nie wzięli udziału w feralnym głosowaniu i wyjęli karty z czytników. W grę wchodzi odebranie im stanowisk.
- Powinni utracić to, na co im najbardziej zależy. Trzeba ich odwołać ze stanowisk w partii, gabinecie cieni. Nie powinni być też szefami komisji – mówi nam jeden z posłów.
W opinii innego przyzwolenie na takie zachowanie dał szef PO, który przed feralnym głosowaniem spotkał się z konserwatywnymi posłami PO. – Trochę próbował nas przekonać, a trochę straszył. Mówił, że nie będzie pobłażania. Dodał jednak, że jak ktoś już nie może wytrzymać to niech wyjdzie,albo wyjmie kartę – relacjonuje jeden z uczestników spotkania.
Polityk zbliżony do władz PO podkreśla, że podobne słowa szefa PO padły też na posiedzeniu klubu tej partii. - Jasno zasugerował, że posłowie, którzy będą mieli problem z głosowaniem mogą zostać w hotelu poselskim - przyznaje.
Andrzej Halicki podkreśla w rozmowie z nami, że na posiedzeniu klubu takie słowa nie padły z ust Schetyny. - Może ktoś inny tak powiedział – dodaje współpracownik lidera PO.
.
Według niego politycy Platformy umówili się, że mimo różnic w podejściu do aborcji wspólnie zagłosują za skierowaniem projektu liberalnego do dalszych prac i za odrzuceniem projektu konserwatywnego. – Ten wniosek był podzielany przez część konserwatystów, a na koniec padło pytanie, czy ktoś się z takim podejściem nie zgadza. Nikt się nie zgłosił, a na sali był poseł Tomczak – wyjaśnia Halicki.
Podkreśla, że środowego głosowania nie można nazwać światopoglądowym, bo decydowało nie o przyjęciu projektu, ale tylko o skierowaniu projektu do prac w komisji. - Ostra i szybka decyzja zarządu jest pewnym novum, ale nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji. Jesteśmy na wojnie politycznej z PiS, dlatego konieczne jest zachowanie jedności. Z tym się wszyscy zgodzili - tłumaczy polityk.
Decyzję o wyrzuceniu z Platformy trojga posłów zarząd PO podjął jednogłośnie w czwartek. Posłowie zagłosowali przeciw liberalnemu projektowi przepisów dotyczących aborcji i za skierowaniem do dalszych prac w komisji projektu konserwatywnego.