Politycy o sukcesach i wpadkach 2013 roku
Przemysław Wipler nie wstydzi się swojego pijaństwa, tylko tego, że zapomniał słowa "dziękuję", Agent Tomek - nie tyle swoich przekleństw, co nierzetelnych dziennikarzy. Jak wiemy, polityka bywa niezwykle przewrotna, tak więc z drugiej strony, największym sukcesem może okazać się brak porażek. Sprawdziliśmy, co posłowie uznają za sukces 2013 roku, a co za powód do wstydu.
Wicepremier Janusz Piechociński(PSL) chwali się rozwijającą się gospodarką. Przypomina, że do resortu przychodził, gdy tendencja była spadkowa, a kończy ten rok powyżej 2% wzrostu PKB. Zwraca uwagę również na sukcesy w obrębie nowych rynków. - Tu dokładnie widać związek z moją pracą - podkreśla minister. A czego się wstydzi? - Części polskich polityków i mediów, że krążą w obszarach absurdu. Mowa tu o dzieciach polityków, książkach, agencie Tomku... - wymienia.
Wywołany do tablicy Tomasz Kaczmarek (PiS) wbrew oczekiwaniom, nagrania z groźbami pod adresem męża swojej partnerki, nie traktuje w kategorii "wstydliwe". Tłumaczy, że w śledztwie dotyczącym "tej" sprawy, ma status pokrzywdzonego. Więc jako "ofiara" nie ma sobie nic do zarzucenia? - dopytujemy. - Jako parlamentarzysta nigdy nie powinienem użyć takich słów [naj..., spier...]. Mogę się wstydzić tego, że dałem się sprowokować i puściły mi nerwy. Ale na pewno już nie tego, że stanąłem w obronie kobiety - przekonuje. Przede wszystkim jednak wstydzi się za nierzetelnych dziennikarzy, którzy atakują swoich przeciwników politycznych manipulując informacjami. A z czego jest dumny? Za największy swój sukces 2013 roku uznaje zmiany w służbie kontrwywiadu wojskowego, a konkretnie odwołanie szefów tej służby. I jak argumentuje, to jego zasługa, bo 90% interpelacji dotyczących "patologii i nieprawidłowości" w SKW to jego dzieło.
Mariuszowi Błaszczakowi (PiS) jakoś trudno przypisać sobie indywidualny sukces, bo jako prawdziwy szef klubu patrzy oczami całego zespołu. Dlatego też w imieniu PiS-u, za sukces uznaje ugruntowaną przewagę w sondażach. Równocześnie zapowiada, że uzyskana przez PiS wartość 30%, wbrew zapowiedziom konkurencji, nie jest ostateczna. A czy wstydzi się również zespołowo? I tu okazuje się, że tak. I nie chodzi o posła Kaczmarka, wobec którego toczy się śledztwo, ale wobec całego Parlamentu. - Obserwujemy upadek debaty publicznej, a to jest wstydliwe dla całej klasy politycznej - wyrokuje.
Z konkretami nadchodzi z pomocą Artur Dębski (TR), który wstydzi się, że podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa nie wytrzymał i pokazał dziennikarzowi tygodnika "W sieci" środkowy palec. Ale jak obiecuje, następnym razem wytrzyma i nie pokaże. Za swój sukces uznaje nawiązanie współpracy ze środowiskiem głuchych. - Zwrócili się do mnie z problemem, bo wszyscy ich olewali, ja ich nie olałem i postanowiłem im pomóc - mówi z satysfakcją. A czy do sukcesów zalicza również zamieszanie wokół raportu Macierewicza, do którego przyczynił się przynosząc na posiedzenie Komisji do Spraw Służb Specjalnych rosyjskie tłumaczenie raportu WSI? Pytamy, bo brak sympatii na linii Dębski - Macierewicz nie jest tajemnicą. - Podniesienie dyskusji na temat ewentualnych nieprawidłowości przy raporcie WSI oczywiście uważam za sukces, ale Macierewicz w porównaniu do głuchoniemych jest nikim - mówi stanowczo.
Kolega partyjny, Andrzej Rozenek, może ze względu na funkcję rzecznika, jeśli chodzi o sukcesy, już nie jest takim indywidualistą. Za taki jednak uważa Kongres Twojego Ruchu z 6 października. Czy zmiana nazwy będzie sukcesem, to jednak pokażą dopiero najbliższe wybory. Rozenkowi łatwiej idzie z wpadkami i śmiało przyznaje, że wstydzi się swoich błędów ortograficznych. Ostatnio na twitterze ćwierkał "kolendy".
Rzecznik SLD, Dariusz Joński, również widzi sukcesy grupowe. - Udało się Sojusz podnieść z kolan i teraz walczymy o zwycięstwo - zapowiada. Z niecierpliwością czeka również na swój własny sukces, bo nadzieję, że jego pomysł by skrócić ciszę wyborczą do 24 godzin, znajdzie poparcie i wejdzie w życie. Dodatkowo, za swój największy sukces uważa brak wpadek. - Początki były trudne, ale w tym roku udało się tego uniknąć - oddycha z ulgą "specjalista" od historii, który dzisiaj zapewne podszkolił się ze stanu wojennego i Powstania Warszawskiego. Więc czego się wstydzi w tym roku? - Czasami, gdy słucham Antoniego Macierewicza, to wstydzę się, że jestem politykiem - mówi.
Kolejny rzecznik, Patryk Jaki, w imieniu całej Solidarnej Polski przypisuje swojemu klubowi zasługi za fakt, że Sławomir Nowak nie jest już ministrem infrastruktury, a dokładnie, że "udało się go odwołać". Czyżby premier o czymś nie wiedział? - Jako pierwsi podnieśliśmy sprawę fatalnego zarządzania polską infrastrukturą, jako pierwsi przedstawiliśmy wniosek o jego odwołanie. W konsekwencji udało się go położyć do politycznego grobu - przekonuje. Również jako sukces uważa sam fakt, że udało się stworzyć nowy projekt konstytucji. Dlaczego sukces, jeśli nic z tego nie wynika? - Bo takie projekty powstają raz na kilkanaście lat - podkreśla. A czy czegoś się wstydzi? Za mało czasu poświęcił pracy w regionie. A to, że pomylił karalucha z pluskwą i tym samym spalił swoje własne show? - To nie jest powód do wstydu, bo nie jestem specjalistą od robaków, ja po prostu zaufałem osobie, która przyniosła go prosto z pociągu - wspomina.
Natomiast specjalista od robaków, Stefan Niesiołowski (PO), który właśnie wytknął błąd niedoświadczonemu w tej materii posłowi, nie ma żadnych powodów do wstydu. Jeśli jednak ktoś bardzo chciałby znaleźć jakąś odpowiedź, uczynnie odsyła do Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz. - Oni ciągle się tym zajmują, więc nie chcę ich wyręczać - ironizuje. Ale czy Pan nigdy nie wstydzi się swojego języka? Zaprzecza, po pewnym zastanowieniu, co wskazuje, że zaprzecza na serio. To może znajdą się powody do dumy? Owszem. Za swój sukces, przewodniczący Komisji Obrony Narodowej, uważa referowanie i szybkie przeprowadzenie przez Parlament ustawy o reorganizacji dowodzenia siłami zbrojnymi.
Również niezwykle merytorycznie do swoich sukcesów podchodzi Przemysław Wipler (PR). Mógłby wymieniać zaszczytne tytuły jakim go obdarowali dziennikarze za pracowitość, ale jednak stawia na ustawodawstwo. - Byłem twórcą raportu, który wskazywał na potrzebę przyjęcia ustawy deregulacyjnej, do której zostały przyjęte 34 moje poprawki, co dla posła opozycji jest niewątpliwym sukcesem - mówi z dumą. A nowa inicjatywa polityczna "Polska Razem" - To tylko narzędzie, ja wolę konkrety, jakie odczują wyborcy - stwierdza odpowiedzialnie. Wstydliwa kategoria to chyba również proste? - Wbrew oczekiwaniom nie będę wstydził się za wydarzenia na Mazowieckiej. Proszę mi wierzyć, że wielokrotnie zdarzało mi się być w o wiele gorszym stanie. Byłbym hipokrytą, gdybym kiedykolwiek twierdził, że jestem abstynentem. , był całkiem niezły - mówi wręcz z uśmiechem. Wobec tego, czy zdarzyło się coś wstydliwego w 2013 roku? - Bardzo często nie potrafiłem dostatecznie podziękować swoim współpracownikom - odpowiada i przy okazji
nadrabia: dziękuję i Szczęśliwego Nowego Roku - składa życzenia jednocześnie zapewniając, że on tego Sylwestra spędzi przy szampanie bezalkoholowym.
Jego obecny szef, Jarosław Gowin pochwala zobowiązanie Wiplera, ale w przeciwieństwie do niego, utworzenie nowej partii śmiało traktuje jako sukces. Zwłaszcza, że w sondażach przekracza próg pięciu procent, podkreśla. A czego wstydzi się? - Tego że jako minister zbyt mało protestowałem przeciwko fiskalizmowi ministra Rostowskiego. Byłem zbyt mało zdecydowany - mówi tym razem zdecydowanie Gowin.
Wobec tego swoistego rachunku sumienia, życzymy politykom, by w przyszłym roku nie musieli się za nic wstydzić, bo wtedy my również nie będziemy. Szczęśliwego Nowego Roku!
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska