Politycy o sprawie Andrzeja Przewoźnika
Artykuł "Rzeczpospolitej" nt. rzekomej
współpracy Andrzeja Przewoźnika z SB, to świadoma publikacja
przeciwko jego kandydaturze na prezesa IPN - uważają Józef Oleksy
(SLD) i Ryszard Nałęcz (SdPl). Zdaniem Donalda Tuska (PO) tylko
pełna jawność życia publicznego może chronić takich ludzi jak
Przewoźnik.
10.07.2005 | aktual.: 10.07.2005 14:11
5 lipca "Rzeczpospolita" napisała, że w archiwach IPN w Krakowie odnalazło się oświadczenie kaprala SB Pawła Kosiby, w którym ujawnił swych agentów. Jednym z nich miał być Przewoźnik. Dzień później Kosiba powiedział, że Przewoźnik nie był jego agentem.
Tusk (PO) podkreślił, że "sprawa Przewoźnika to kolejny dowód na to, że pełna jawność życia publicznego chronić będzie takich ludzi, jak Andrzej Przewoźnik, także w przyszłości. Zadaniem dziennikarzy, także polityków, jest sprzyjać tej jawności" - podkreślił Tusk w programie Radia Zet "Siódmy dzień tygodnia".
Problem polega na tym, że w każdej sytuacji niezdarności dziennikarskiej, czasami łajdactwa, pojawia się wniosek - zamknąć, spalić teczki. Pełna jawność jest lepszym lekarstwem i lepiej chroni w przyszłości pana Przewoźnika - dodał lider PO.
Zdaniem Nałęcza "toczy się brutalna kampania i 'Rzeczpospolita' wzięła w tym udział, żeby wyeliminować jednego z kandydatów na prezesa IPN".
Również Oleksy uważa, że przykład sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika świadczy o tym, jak łatwo będzie "niszczyć ludzi, zwłaszcza tak przyzwoitych, jak Przewoźnik, tylko dlatego, że w Krakowie zrodził się pomysł na inną kandydaturę".
Zdaniem sekretarza stanu w kancelarii prezydenta Dariusza Szymczychy dziennikarze zachowali się "skandalicznie" pisząc o współpracy Przewoźnika z SB. Można było ten tekst sprawdzić, wszystko zweryfikować i inaczej ten tekst napisać - podkreślił Szymczycha.
Jak powiedział wcześniej współautor artykułu Andrzej Stankiewicz, w publikacji opisano dokument, który istnieje i którego istnienia nikt nie kwestionuje. Przed opublikowaniem weryfikowaliśmy podane w nim informacje, dotyczące także innych wymienionych w nim osób. Impulsem do jego opublikowania były informacje, że wiedzą o nim wszystkie zainteresowane osoby, w tym pan Przewoźnik, i że może on się stać przedmiotem jakiejś gry politycznej. Dlatego zdecydowaliśmy się na jego upublicznienie - wyjaśniał Stankiewicz.