Politycy chcą ponownego liczenia głosów. Były szef PKW: Nie wyobrażam sobie tego
Przed Sądem Najwyższym sporo pracy. Zdecyduje, czy protesty wyborcze są zasadne. Jeśli uzna, że tak, wybory mogą zostać powtórzone - mówi WP Wojciech Hermeliński, były przewodniczący PKW. Liczenie głosów, jak podkreśla, wydaje mu się nierealne.
Choć pierwsze protesty wyborcze do Sądu Najwyższego złożyły osoby niezwiązane z Prawem i Sprawiedliwością, prawdziwe zamieszanie wywołała informacja o tym, że PiS chce ponownego przeliczenia głosów najpierw w dwóch, później sześciu okręgach wyborczych do Senatu.
W rozmowie z WP były szef PKW Wojciech Hermeliński zwrócił uwagę na streszczenia pierwszych dwóch wniosków pełnomocnika wyborczego komitetu PiS, które widnieją na stronie internetowej SN. - Czytamy, żeby sąd na rozprawie obejrzał karty. A w ogóle nie ma rozprawy, to jest posiedzenie niejawne. Może wyjątkowo sąd zdecyduje się kogoś doprosić do przesłuchania, ale tego się na posiedzeniach nie robi, tu się tylko ogląda dokumenty - zaznacza.
Co to znaczy, że sąd ogląda dokumenty? - Trudno oczekiwać, że weźmie protokół i wszystkie karty z nim związane i będzie porównywał, czy liczba głosów się w nich zgadza. Tego sobie nie wyobrażam. To nierealne - mówi Hermeliński. Jego zdaniem sąd może powtórzyć wybory, jeśli uzna protesty za zasadne.
Na jakiej podstawie sąd bez liczenia głosów może stwierdzić, że jest konieczność ponownego przeprowadzenia wyborów? - Nie wiem. W zasadzie takich spraw nie było. Jeżeli jakieś były, to dotyczyły głównie przestępstw np. sfałszowania protokołów czy kart - zaznacza były szef PKW.
"Wyjaśniam - Sąd Najwyższy nie będzie liczył głosów, ani nawet dotykał się do kart do głosowania. Jeżeli zaistniałaby konieczność dokonania czynności związanych z oględzinami tych kart - SN zleci je w drodze pomocy sądowej właściwemu sądowi powszechnemu" - napisał na Twitterze sędzia SN Marcin Łochowski. Hermeliński zwraca uwagę, że "sądy powszechne są właściwe przy stwierdzaniu ważności wyborów samorządowych".
Co się teraz dzieje z kartami?
Jak mówi Hermeliński, karty zostały popakowane. - Nie powinno być wątpliwości czy niebezpieczeństwa, że to zostanie utracone. Ten cały worek nie będzie do sądu przewożony. To groziłoby przypadkowym zagubieniem - podkreślił Hermeliński.
- Za karty odpowiadają teraz urzędnicy wyborczy. Są one fizycznie zdeponowane w urzędach gmin/miast. Będą tam leżeć dopóty, dopóki nie skończą się wszystkie postępowania sądów/prokuratur/policji ws. wyborów. Potem trafią do archiwum państwowego na co najmniej pięć lat - wyjaśnia na Twitterze Anna Godzwon, ekspertka ds. prawa wyborczego.
Ponowne wybory
- Przy ponownych wyborach cała procedura by się powtórzyła - tylko w jednym czy dwóch okręgach. Wybory muszą być powtórzone tam, gdzie się odbywały i przez tę samą komisję obwodową. Potem protokół idzie do komisji okręgowej i do PKW - wyjaśnia. Kto za to zapłaci? Były szef PKW twierdzi, że biuro wyborcze ma na to rezerwę.
Ryszard Kalisz alarmuje, że "PiS chce odwrócić wynik wyborczy" i cała sytuacja może skończyć się tak, że głosy przeliczą ponownie komisarze wyborczy z PiS. - Komisarze - ci sami - będą mieli taką rolę jak przy wyborach. Jeśli komisja została rozwiązana, to komisarz będzie musiał powołać nową i nadzorować wydrukowanie kart - mówi Hermeliński. Rzecznik Sądu Najwyższego Michał Laskowski poinformował, że komisje obwodowe zostały rozwiązane.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl