Policja w Bostonie zatrzymała drugiego podejrzanego o zamachy Dżohara Carnajewa
Po czterech dniach od zamachów bombowych podczas Bostońskiego Maratonu i po trwającej dobę bezprecedensowej obławie, policja schwytała w piątek wieczorem czasu lokalnego drugiego z podejrzanych braci; pierwszy został zabity w strzelaninie z policją już rano.
20.04.2013 | aktual.: 20.04.2013 15:10
- Zamknęliśmy ważny rozdział tej tragedii - mówił po zakończeniu akcji prezydent Barack Obama, gratulując policji i FBI profesjonalnej akcji schwytania podejrzanego. - Ale wiele pytań wciąż wymaga odpowiedzi - dodał. - Trzeba wyjaśnić, jakie były motywacje braci podejrzanych o zamachy. Jak to możliwe, że dwóch młodych mężczyzn dorastało w USA, tu się uczyło, a dokonali tak strasznej zbrodni; jak przeprowadzili te zamachy i czy ktoś im w tym pomógł - wyliczał prezydent. Na te pytania, dodał, musi odpowiedzieć dalsze śledztwo.
Obława, w której kilka tysięcy policjantów przeszukiwało dom po domu, zakończyła się powodzeniem tuż przed godziną 21.00 czasu lokalnego; amerykańska policja złapała 19-letniego Dżochara Carnajewa. Ukrywał się na łódce stojącej w ogrodzie jednego z domów na przedmieściach Bostonu. To właściciel zauważył najpierw krew, a potem ukrywającą się w łódce osobę i powiadomił policję.
"Mamy go, pościg zakończony" - ogłosiła bostońska policja na twitterze. Potem szef policji stanowej wyjaśniał, że nastąpiła wymiana ognia, podejrzany jest poważnie ranny, ale żyje. Trafił do szpitala.
- Co za ulga, ludzie naprawdę czuli się zagrożeni, co za dzień, co za tydzień - komentował jeden z mieszkańców Bostonu. Mieszkańcy, jak pokazują transmisje telewizyjne, ogromnymi brawami nagradzali każdego mijanego policjanta. Tłum bostończyków po aresztowaniu skandował: "USA, USA!". Żyli w niepewności od poniedziałku, czyli od wybuchów bombowych na mecie bostońskiego maratonu, w których życie straciły 3 osoby, a ponad 170 zostało rannych. Był to największy zamach ma terenie USA, od czasu ataków na nowojorskie wieżowce 11 września w 2001.
Dżochar Carnajew wraz z bratem, 26-letnim Tamerlanem, który stracił życie w strzelaninie z policją w piątek rano, są podejrzani o poniedziałkowe zamachy oraz o zastrzelenie policjanta w czwartek wieczorem czasu miejscowego w Cambridge, na terenie kampusu renomowanego Instytutu Technologicznego Massachusetts (MIT). Postrzelony w tej akcji inny policjant przebywa w szpitalu.
Przełomowa w schwytaniu podejrzanych okazała się publikacja przez FBI zdjęć z kamer przemysłowych, które zarejestrowały, jak idą w kierunku mety z ogromnymi plecakami, w których miały znajdować się domowej roboty bomby. Ponad 300 tys. ludzi odwiedziło strony internetowe FBI, a podejrzani zostali szybko zidentyfikowani jako bracia - etniczni Czeczeńcy, którzy od około 10 lat mieszkają legalnie w Cambrigde, Młodszy uzyskał obywatelstwo USA w ubiegłym roku 11 września.
Obława w poszukiwaniu podejrzanych na kilkanaście godzin sparaliżowała Boston, jedno z największych miast USA, stolicę stanu Massachusetts. Milionowe miasto opustoszało, ludziom nakazano pozostanie w domach, oceniając, że poszukiwany jest uzbrojony i bardzo niebezpieczny. Ponadto w poniedziałek rano policja znalazła w Camridge jeszcze jedna bombę. Ładunek rozbrojono.
Dopiero wieczorem, tuż po osiemnastej w piątek (czasu lokalnego) policja i władze stanowe zezwoliły Bostończykom na wyjście z domów, ale zachowując "niezwykłą ostrożność i czujność". Poszukiwany wciąż był na wolności, a policja nie wiedziała gdzie przebywa, albo przynamniej tak mówiła na konferencji prasowej.
Tuż potem doszło jednak do przełomu w obławie. Policja rozpoczęła zintensyfikowaną akcję w mieszkalnej dzielnicy Watertown pod Bostonem; padły strzały, przez Watertown przejeżdżały karetki i pojazdy wojskowe, a około stu policjantów otoczyło jeden z budynków. Policyjne skanery potwierdziły, że na łódce stojącej w ogrodzie koło tego domu ukrywał się poszukiwany. Dwie godziny później podejrzany był już schwytany.
Mimo nadzwyczajnych środków, policji dość długo zajęło zlokalizowanie zbiega. Zapadał zmrok i niektórzy eksperci zaczęli nawet podejrzewać, że uciekł albo wykrwawił się na śmierć gdzieś w ukryciu. Został bowiem ranny w porannej strzelaninie z policją, w której życie stracił jego brat.
- Najgorszy scenariusz byłby taki, gdyby poszukiwany przebywał w jakimś budynku z zakładnikiem - mówił były negocjator ds. zakładników w ATF, federalnej agencji badającej przestępstwa m.in. z udziałem materiałów wybuchowych, James Cavanaugh. Sugerował też, że poszukiwany, tak jak jego brat mógł przejść transformację w zamachowca-samobójcę, co czyniłoby go jeszcze bardziej niebezpiecznym.
Zabity Tamerlan miał na sobie - jak donoszą media - bombę, w momencie starcia z policją. Nie było wiadomo, czy Dżochar też ma takie uzbrojenie.
Podczas gdy policja przeszukiwała domy w poszukiwaniu Dżochrana, służby wywiadowcze w Waszyngtonie i Bostonie starały się określić, czy bracia działali sami, czy też mają wspólników, czy są powiązani z krajowymi lub zagranicznymi organizacjami terrorystycznymi. W piątek policja zatrzymała na przesłuchanie trzy osoby w kampusie Uniwersytetu Massachusetts Dartmouth, gdzie w ubiegłym roku Dżochar był zarejestrowany, ale nie postawiono im zarzutów współpracy. Sprawdzane są e-maile, zapisy z rozmów telefonicznych, a także informacje na portalach społecznościowych, jak Facebook. Służby rozmawiają też z członkami rodzin braci i znajomymi.
Z dotychczasowych ustaleń wiadomo, że obaj bracia: 19-letni Dżochar oraz 26-letni Tamerlan są czeczeńskiego pochodzenia, ale jak zapewniał ich mieszkający w Bostonie wujek nie urodzili się w Czeczeni, ani nigdy tam nie mieszkali. Rodzice mieli wyjechać z Czeczeni na początku lat 90.; Tamerlan urodził się prawdopodobnie w Kirgistanie, a Dżochran w Dagestanie. W 2001 roku rodzina Carnajewów wyjechała z Kirgistanu do Dagestanu, gdzie obaj bracia krótko, przez ok. rok, chodzili do szkoły. Według niektórych źródeł Carnajewowie przebywali następnie krótko w Kazachstanie, a ostatecznie trafili do USA (najprawdopodobniej na kirgiskich paszportach) w 2003 roku, gdzie dostali status uchodźców.
Dżochar chodził do dobrej, publicznej szkoły, który ukończyli min. aktorzy Matt Damon i Ben Affleck, i jak wynika z relacji kolegów, był do pewnego czasu raczej dobrze zintegrowany ze społeczeństwem. "Wszyscy lubili z nim wychodzić, świetnie się z nim rozmawiało" - mówiła szkolna koleżanka. Dobrze się uczył, w maju 2011 roku uzyskał nawet stypendium w wysokości 2,5 tys. dolarów od miasta Cambridge.
Mało wiadomo jednak, jak wyglądało życie braci w ciągu ostatnich dwóch lat. Według niektórych ocen ekspertów, młodszy mógł być pod wpływem starszego Tamerlana, o którym wiadomo, że zajmował się sztukami walki i chciał reprezentować kraj na olimpiadzie w dyscyplinie boksu. Na jednym z portali społecznościowych, jak podawały amerykańskie media, miał wyznać, że nie ma ani jednego przyjaciela wśród Amerykanów, a także, że zdaniem boga, alkohol to zło.
Na swoim profilu w serwisie społecznościowym Wkontakte Dżochar w danych kontaktowych wskazał Boston, a jako miejsca edukacji - Machaczkałę i Cambridge. Wśród interesujących go grup była "Czeczenia, wszystko o Republice Czeczeńskiej". Napisał, że mówi po czeczeńsku, a także po angielsku i rosyjsku. Jako swój światopogląd wskazał "islam", ale jako osobisty cel określił "pieniądze i karierę".
Mieszkający w Dagestanie rodzice zamachowców z Bostonu zniknęli. Jak informują rosyjskie media, nie ma ich w domu, nie odbierają telefonów i nikt nie wie, gdzie są. Agencja Interfax sugeruje, że mogą ukrywać się przed dziennikarzami.
Rodzice Dżochara i Tamerlana Carnojewow mieszkają w Machaczkale, stolicy Dagestanu. Na miejscu od wczoraj są ekipy telewizyjne rosyjskich i zachodnich stacji telewizyjnych. -„W domu, w którym byli jeszcze wczoraj, już dziś ich nie ma” - informują dziennikarze. Jeden z krewnych rodziny Carnojewów powiedział, że „należy ich zrozumieć, to dla nich szok”.
Mężczyzna przypomniał, że starszy syn Carnojewów został zabity a młodszego aresztowano i oskarżono o straszną zbrodnię. Także sąsiedzi rodziców terrorystów z Bostonu twierdzą, że starsze małżeństwo potrzebuje czasu, aby dojść do siebie.