"Nie dajemy rady". Poruszające słowa matki i siostry zabitego Polaka
- Nic nie wiemy. Policja nam nie chce udzielać informacji. Nie dajemy sobie rady - mówi rodzina Polaka zastrzelonego w Szwecji. Reporter Wirtualnej Polski rozmawiał z siostrą i matką 39-letniego Michała Janickiego.
12.04.2024 | aktual.: 12.04.2024 12:47
Dramat w Szwecji rozegrał się w środę 10 kwietnia wieczorem. 39-latek wraz z 12-letnim synem jechali rowerami na basen w dzielnicy Skarholmen w Sztokholmie. Mężczyzna zwrócił uwagę na grupkę młodzieży, która miała przy sobie narkotyki. Pomiędzy nim a nastolatkami doszło do wymiany zdań. Nagle padły strzały. 39-latek został trafiony w głowę. Wszystko działo się na oczach jego syna.
Reporter Wirtualnej dotarł do rodziny ofiary. Mężczyzna od urodzenia mieszkał w Szwecji, jego rodzice wyprowadzili się z Polski przed jego urodzeniem - 43 lata temu.
- Jesteśmy w strasznym szoku, nie dajemy sobie rady. Nikt nam nie chce pomóc oprócz przyjaciół czy rodziny. Policja tutaj nie udziela nam żadnych informacji - żali się siostra Michała Aneta Demir.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
39-latek mieszkał w jednym domu ze swoimi rodzicami. Do jego matki cały czas nie dociera, że syn nie żyje. - Nie mogę dojść do siebie, bo ja z nim byłam na co dzień. Tego dnia oni pojechali rowerami, była ładna pogoda. Basen znajduje się około 8 minut od nas, tam zawsze jest tam dużo ludzi - wyznaje Barbara Janicka.
- O wszystkim dowiedziałam się po telefonie od wnuczka, który to wszystko widział. Zadzwonił cały zdruzgotany, dlatego natychmiast wsiadłam w taksówkę. Kiedy dojechałam, wszystko dookoła było już zagrodzone, służby nie chciały mnie wpuścić. W życiu nie widziałam tyle policji. Wnuczek cały czas się trząsł, nie mógł się opanować. Zamknęli nas w policyjnym samochodzie i kazali czekać - opowiada z płaczem mama Michała.
Jak dodaje, "podczas przesłuchania policja nie zapewniła ani jej, ani wnuczkowi psychologa". - Bardzo długo to trwało. W dodatku okazało się, że przeszukiwali nasze mieszkanie - żali się w rozmowie z WP.
Śmierć Polaka w Szwecji. Awantura na manifestacji
Rodzina twierdzi, że nowych informacji dowiaduje się z telewizji i internetu. - Tutaj na miejscu jest nam bardzo trudno. Nie mamy żadnego wsparcia. Wczoraj była manifestacja, ludzie przynieśli znicze, kwiaty. Mama nie dała rady tam iść, ale ja się pojawiłam - przyznaje siostra Michała.
Kobieta opowiada nam o awanturze, do jakiej doszło podczas zgromadzenia. - Przyjechali politycy, ale żaden nie zainteresował się rodziną, chociaż my tam byliśmy, płakaliśmy. Oni tylko patrzyli do kamer, robili wszystko pod publikę. Nie wytrzymałam i podeszłam do byłej premier Magdaleny Andersson - relacjonuje.
Andersson dopiero wtedy zwróciła się do bliskich zmarłego Polaka i powiedziała: "Rozumiem, że jesteście źli i zawiedzeni". - Mój mąż się wtedy wtrącił i zapytał: co ona tutaj robi? Oni tutaj przyjechali tylko szukać sensacji. Rok temu byliśmy na zorganizowanej przez nią debacie, na której pytaliśmy, co władze zamierzają zrobić z przemocą. To było rok temu, a teraz mój brat nie żyje - żali się Aneta Demir.
Rodzina przyznała w rozmowie z WP, że potrzebuje specjalistycznego wsparcia. 12-latek codziennie budzi się rano z płaczem i pyta o tatę. W piątek razem z mamą pojechał do poradni psychologicznej.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: