Polacy, wracajcie do domu! Po referendum w Anglii wzrastają nastroje antyimigranckie
• Fala antyimigranckich incydentów przelewa się przez Anglię
• Na celowniku jest również polska społeczność
• Władze zapowiadają podjęcie zdecydowanych kroków
• Problem został poruszony w brytyjskim parlamencie
"Wychodzimy z Unii, koniec z polskim robactwem". A także "Wracajcie do domu polskie szumowiny". Hasła tej treści, na zalaminowanych kartkach, pojawiły się w 20-tysięcznym mieście Huntingdon, w hrabstwie Cambridgeshire. W pobliżu lokalnej szkoły oraz domów polskich imigrantów - pisze z Londynu dla Wirtualnej Polski Piotr Gulbicki.
- Traktujemy sprawę bardzo poważnie. Produkcja i dystrybucja tego typu materiałów to przestępstwo na tle rasowym, za co grozi do siedmiu lat więzienia - mówi Martin Brunning, szef policji w Cambridgeshire, gdzie za Brexitem opowiedziało się 54 proc. głosujących.
W Londynie co prawda za pozostaniem w Unii było aż 60 proc. Brytyjczyków, ale i tu nie obyło się bez antypolskich ekscesów. W nocy z soboty na niedzielę przy wejściu do znajdującego się w dzielnicy Hammersmith Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego nieznani sprawcy namalowali wulgarny napis "Fuck you OMP".
Policja prowadzi w tej sprawie śledztwo, a brytyjska społeczność - posłowie, przedstawiciele samorządu oraz mieszkańcy - składa wyrazy ubolewania z powodu tego, co się stało. I zapewnia o swojej przyjaźni oraz wsparciu. W poniedziałek problem został poruszony w brytyjskim parlamencie, głos zabrał również premier David Cameron.
Tłumione emocje
Jest psychologiem, psychoterapeutą i coachem biznesu. A także prezesem stowarzyszenia Polish Psychologists’ Association w Londynie. Agnieszka Dixon, która od sześciu lat mieszka na Wyspach, nie ma wątpliwości, że obecne wydarzenia są pokłosiem antyimigranckiej nagonki zapoczątkowanej przez Nigela Farage’a i jego Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Te tony podchwycił później chcący zdobyć wyborcze głosy premier Cameron, który wierzył zapewne, że będzie w stanie opanować sytuację. Tymczasem dla wielu Brytyjczyków autentycznie obawiających się kolejnych fal przybyszów zalewających Wyspy była to woda na młyn. Emocje tłumione przez lata teraz znajdują ujście, a Polacy są dobrym celem ataku - bo nie mamy ani silnego lobby, ani parlamentarnej reprezentacji, ani siły przebicia w mediach.
- Mój mąż jest Anglikiem, mam wielu angielskich znajomych z którymi rozmawiam na temat obecnych wydarzeń. To ludzie wykształceni, na dobrych stanowiskach, ale kiedy mówię o antypolskich incydentach ripostują twierdząc, że to nie rasizm tylko ksenofobia, że tak naprawdę nie wiadomo kto za tym stoi, że Anglia była naszym sojusznikiem w czasie II wojny światowej i że to dzięki jej wsparciu upadł komunizm. A na koniec konkludują, że nie mam prawa krytykować decyzji brytyjskich wyborców głosujących za Brexitem, a jeśli mi się nie podoba, to mogę wyjechać i mieszkać w Unii - mówi Dixon, dodając, że przyszłość Polaków na Wyspach nie rysuje się różowo. Najgorsze są nawet nie ataki fizyczne, tylko pogarda, gdyż to ona wpływa na psychikę i zniechęca do działania.
Biała Brytania
Oficjalnie w Wielkiej Brytanii mieszka 800 tysięcy naszych rodaków, nieoficjalnie nawet trzykrotnie więcej. Ale nie tylko oni w ostatnich dniach stali się obiektem ataków. Przedstawiciele Frontu Narodowego w Newcastle wyszli na ulice z banerem "Stop imigracji, początek repatriacji". Do wzrostu ksenofobicznych nastrojów doszło też w Manchesterze i innych angielskich miastach.
Dziennik "The Telegraph" zamieszcza kilka wypowiedzi ilustrujących to zjawisko. David Olusoga, znany dziennikarz i historyk z Newcastle, przyznaje, że nigdy wcześniej tak często nie usłyszał, że ma wracać do Afryki. - Dla wielu ludzi wynik referendum jest legitymacją poglądów, które mieli od dawna, ale wcześniej byli bardziej ostrożni w ich wyrażaniu. Teraz poczuli się ośmieleni - mówi mający nigeryjskie korzenie Olusoga.
"Doprowadzimy do tego, że Brytania znowu będzie biała" - usłyszała z kolei pochodząca z Ghany Stephanie Yeboah. Zakotwiczona w Londynie, zatrudniona w firmie reklamowej 27-latka szła do pracy, kiedy została werbalnie zaatakowana przez grupę młodych mężczyzn wymachujących brytyjskimi flagami.
Trudne chwile przeżył też Max Fras. Kiedy stał w kolejce do kasy w markecie Tesco w miejscowości Gloucester, jeden z klientów zaczął krzyczeć na cały glos: - "Tu jest Anglia, obcokrajowcy mają 48 godzin żeby wyp…ać. Jest tu jakiś obcokrajowiec?".
- To było bardzo nieprzyjemne uczucie - podkreśla Fras, 34-letni konsultant, który wyemigrował z Polski na Wyspy 12 lat temu.
Wzrost wrogości do zagranicznych przybyszów potwierdza Sayeeda Warsi. Ta dożywotnia członkini Izby Lordów, toryska i była minister bez teki, ostatnio zasłynęła tym, że na samym finiszu przedreferendalnej kampanii przeszła z obozu zwolenników Brexitu, do frakcji stronników pozostania w Unii. Jak tłumaczyła, przeraził ją stopień ksenofobii i kłamstw, jakimi szermowano.
W powyborczy weekend Warsi spędziła wiele czasu rozmawiając z osobami indywidualnymi oraz przedstawicielami organizacji zajmującymi się przejawami rasizmu. Okazuje się, że liczba niepokojących sygnałów w tej kwestii zdecydowanie wzrosła. Szereg imigrantów słyszało na ulicy zwroty typu: "Głosowaliśmy za wyjściem z Unii. Nadszedł czas, żebyście się stąd wynieśli” albo "Kiedy wracasz do domu?" Zaczepki dotyczyły zarówno pojedynczych osób, jak i rodzin, które mieszkają na Wyspach od trzech, a nawet czterech pokoleń. - Atmosfera nie jest dobra - puentuje Sayeeda Warsi.
Głos królowej
"Jesteśmy głęboko zaniepokojeni ostatnimi incydentami wymierzonymi w Polaków oraz inne społeczności migrantów w Wielkiej Brytanii. Ambasada RP w Londynie jest w kontakcie z odpowiednimi instytucjami brytyjskimi i lokalną policją (…) Wzywamy wszystkich Polaków, którzy padli ofiarą ataków o podłożu ksenofobicznym, o zgłaszanie podobnych incydentów lokalnej policji" - czytamy w oświadczeniu ambasadora RP w Londynie Witolda Sobkowa.
Z podobnym apelem wystąpił mający polskie korzenie poseł Partii Konserwatywnej Daniel Kawczyński, zapewniając jednocześnie, że owe wydarzenia są aktem wandali i ma nadzieję, iż nie wpłyną na stosunki pomiędzy polską, a brytyjską społecznością.
Monika Tkaczyk, działaczka Zjednoczenia Polskiego oraz New Europeans, organizacji zajmującej się jednoczeniem Europejczyków mieszkających w Wielkiej Brytanii, uważa jednak, że podobne sytuacje mogą się powtarzać w przyszłości, gdyż z dnia na dzień nie poprawi się sytuacja ekonomiczna kraju. A wiele osób, które głosowały za Brexitem, miało nadzieję, że pozbycie się imigrantów rozwiąże ich bolączki.
- Jednocześnie są ludzie, którzy szukają taniej sensacji i takimi zachowaniami chcą zwrócić na siebie uwagę. Dla nich najważniejsze jest, że zaistnieją w świadomości społecznej i będzie o nich głośno. Dlatego musimy reagować stanowczo, ale też zachować spokój. Dobrze by było gdyby w tej sprawie, dla uspokojenia sytuacji, głos zabrała królowa, która ciągle dla wielu Anglików jest wielkim autorytetem - uważa Tkaczyk.