PolskaPolacy jeżdżą do Niemiec na zakupy i do kina

Polacy jeżdżą do Niemiec na zakupy i do kina

Niemcy przyjeżdżają do Polski do fryzjera i naprawić samochód. Robią zakupy spożywcze. Kupują benzynę a nawet myją psy. Natomiast Polacy do Niemiec jadą po elektronikę i samochody. Coraz częściej też jeżdżą tam dla przyjemności - chodzą do kina i teatru. Handel przygraniczny nadal kwitnie. Jednak polscy handlowcy narzekają, że Niemców na bazary i targowiska przyjeżdża coraz mniej.

Polacy jeżdżą do Niemiec na zakupy i do kina
Źródło zdjęć: © AFP | John MacDougall

19.03.2012 | aktual.: 08.12.2015 14:23

Centrum handlowo-usługowe, ok. 20 zakładów fryzjerskich, kilkanaście lokali gastronomicznych, 2 targowiska handlowe oraz 6 stacji paliw, a wszystko to w liczącym niespełna 200 osób Osinowie Dolnym. Pracująca w Urzędzie Miasta i Gminie Cedynia Marta Garbart-Sadłowska w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że działalność gospodarcza na obszarze jej jednostki samorządowej nastawiona jest głównie na klienta zagranicznego. Podobne sytuacja wygląda w całym pasie przygranicznym. Niemal cały region nastawiony jest na sąsiadów zza Odry i Nysy. Oferowane są nawet takie nietypowe usługi jak chociażby myjnia dla psów w Gubinie, gdzie za wyszorowanie pupila klienci płacą 1 zł za minutę lub 1 euro za 3 minuty.

Popyt na produkty - z jednej jak i z drugiej strony - w dużym stopniu zależy od kursu euro w stosunku do złotówki, jednak Niemcy nadal przyjeżdżają na zakupy do Polski, a Polacy jeżdżą do Niemiec. Nasi sąsiedzi przyjeżdżają do nas głównie po artykuły spożywcze, paliwo i papierosy. Dość często korzystają też z usług kosmetyczno-fryzjerskich i mechaników samochodowych. Odwiedzają też sklepy z odzieżą i apteki. W przygranicznych miejscowościach można już praktycznie w każdym sklepie porozumieć się w języku niemieckim. W lokalach gastronomicznych menu jest dwujęzyczne, polsko-niemieckie.

Polacy do Niemiec jeżdżą po elektronikę i używane samochody oraz części zamienne. Niemcy żartują nawet, że najlepiej w mieście przygranicznym zarabiają ogrodnicy, ponieważ w każdym z ogrodów stoi jakiś samochód na sprzedaż.

W ubiegłym roku w Polsce pożądanym towarem był niemiecki cukier. Cena u nas skoczyła do ok. 5 zł za kilogram, a w Niemczech cukier kosztował około 60 centów za kilogram. Po przeliczeniu na złotówki Polak płacił za niemiecki cukier ok 2,5-2,8 zł. Polacy masowo wykupywali cukier w przygranicznych sklepach. Niemcy wprowadzali nawet limity na zakup cukru, od 2 do 10 kg na osobę.

Mieszkający od wielu lat w Gubinie pan Tomasz, w rozmowie z Wirtualną Polską, przyznaje jednak, że Niemcy przyjeżdżają na zakupu mniej chętnie niż jeszcze kilka lat temu. - Ceny się wyrównują. Na początku lat 90. handel przygraniczny był bardzo rozwinięty. Ludzie potrafili się z pracy zwalniać, żeby otworzyć budę na rynku. Taka osoba w jeden dzień potrafiła zarobić więcej niż w normalnym zakładzie przez miesiąc - opowiada pan Tomasz. Po zjednoczeniu Niemiec i otwarciu granicy Niemcy kupowali właściwie wszystko w Polsce. Począwszy od artykułów spożywczych poprzez kosmetyki, papierosy, ciuchy, artykuły gospodarstwa domowego itd. - Jednak, od kiedy Polska jest w Unii Europejskiej i ceny się wyrównują jest coraz gorzej. Pozostało kilka bud na rynku, kilka sklepów. Jeszcze w latach 90. przechodząc przez targ w Polsce nie słyszało się prawie słowa po polsku, tak teraz coraz częściej rodzimy klient jest doceniany - dodaje.

Z jednej strony rozkwit handlu przygranicznego w latach 90 służył gospodarce, z drugiej strony szkodził. Wszystkie ceny były w sklepach „windowane pod Niemca”. Natomiast osoby przyjezdne z centralnej Polski były zaskoczone wysokimi cenami w strefie przygranicznej. - Znajomy, który przyjechał z Warszawy dziwił się, że ceny w mieście 20 tys. są na takim samym poziomie jak ceny w stolicy - wspomina pan Tomasz.

Polacy bardziej celebrują zakupy

Ciekawe badania przeprowadzono po obu stronach Nysy, w polskim Zgorzelcu i niemieckim Gorlitz. Okazało się, że Polacy są bardziej zainteresowani zakupami u sąsiada niż Niemcy. Polacy i ich zachowania konsumenckie mają już teraz duży wpływ na handel detaliczny w niemieckim mieście. Według badań statystyczny Polak robiący zakupy w Gorlitz ma przeciętnie 42 lata, natomiast obywatel Niemiec odwiedzający Zgorzelec jest znacznie starszy - ma przeciętnie 56 lat.

Różnica jest też bardzo widoczna w kwotach przeznaczonych na zakupy, o ile Polacy statystycznie mogą sobie pozwolić na wydatek 177 euro miesięcznie, to Niemcy już znacznie więcej, bo aż 440 euro. Charakterystyczne dla polskich konsumentów jest też celebrowanie zakupów poprzez organizowanie przy tej okazji ciekawie spędzonego czasu: 35% naszych rodaków zwiedza Gorlitz, ok. 20% odwiedza znajomych, a ponad 16% decyduje się na pójście do kina, teatru lub muzeum.

Na co narzekają klienci z obu krajów? Polacy niezadowoleni są m.in. z niedostatecznej oferty turystycznej przygotowanej dla nich w Gorlitz, często brak też punktów informacyjnych i serwisowych z obsługą w języku polskim. Nasi rodacy chcieliby też bezpłatnych parkingów w pobliżu centrum miasta. Poza tym nie w każdym miejscu można płacić kartą kredytową, często też brak wyczerpujących informacji o ofertach specjalnych: zniżkach, rabatach i promocjach. Niemieckim klientom nie podobają się kolejki w polskich sklepach, opieszałe kasjerki i marna zgorzelecka gastronomia.

Mimo stopniowego wyrównywania się cen w obu krajach strefa przygraniczna ma nadal dobre perspektywy rozwoju, zawsze można znaleźć po drugiej stronie granicy bardziej atrakcyjny lub tańszy produkt lub usługę. Natomiast o ile dotychczas w Polsce wiele ofert tworzonych było pod niemieckich klientów to przytoczone powyżej badania wskazują, że też niemieccy samorządowcy i przedsiębiorcy będą musieli zwrócić większą uwagę na oczekiwania polskich konsumentów i turystów, chociażby w formie przygotowania ofert również w języku polskim.

Jarosław Kozakowski, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)