Pojechała na wyjazd dla singli i ze zdumieniem odkryła, kim są współuczestnicy
Drzwi do apartamentu Majki otwierają się z hukiem. Do przedpokoju wtacza się Tadeusz. Nagi tors, dumnie wypięty pokaźny brzuch, niepokojąco luźne bokserki, skarpeta z dziurą na dużym palcu, sumiasty wąs, lat około 50, na palcu obrączka. "Niunia, fajną muzykę mamy na dole" – bełkocze do zaskoczonych lokatorek.
Witryna firmy organizującej wyjazdy dla tych, którzy wciąż żyją solo, zachęca zdjęciami narciarskich kurortów i zapewnieniami – żadnych studentów (coś, co miało być plusem, szybko okaże się przekleństwem). Zagraniczny wyjazd narciarski z apres ski wydaje się kuszący. Majka ze znajomymi postanowiła pojechać. W dobie Tindera i poznawania ludzi za pośrednictwem ekranu smartfona, warto testować bardziej tradycyjne sposoby. Już na lotnisku dziewczyny zaczynają nachodzić wątpliwości, czy na pewno trafiły na właściwą zbiórkę.
– Obawiałyśmy się, że będą zaburzone proporcje, raczej przewaga dziewczyn i raptem kilku zahukanych rodzynków – mówi Majka.
To było ich pierwsze błędne założenie. Proporcje rzeczywiście były zaburzone, ale na korzyść panów.
Kolejnym błędnym przekonaniem było to, że współczesny singiel plasuje się w przedziale 30-40 lat. I że jest singlem.
Majka ze znajomymi zmierzyły się z hordą pięćdziesięciolatków, znających się dość dobrze z poprzednich wyjazdów i w większości… żonatych.
Zblokowani w rozwoju
Dlaczego dojrzali żonaci panowie, którzy spokojnie mogliby być ojcami części uczestniczek tego wyjazdu, wybierają się na wyjazdy dla singli, pytam psycholożkę i psychoterapeutkę Katarzynę Zawiszę Mlost.
- Oni sobie fundują przeżycia – tłumaczy i zaznacza, że od dziecka do dorosłości ludzie muszą przejść przez kilka etapów. Jednak bywa, że ludzie utykają na jednym z nich. I wtedy już nie ma szansy na rozwój. Uczestników wyjazdu Majki psycholożka nazywa dorosłymi nastolatkami.
- Związek, dzieci, obowiązki to coś bardzo trudnego i wymagającego. Jeśli ktoś utknął na wcześniejszym etapie, nie może z tego czerpać. Dorosłe życie i jego wyzwania traktuje jako opresję. Dlatego taki wyjazd jest szansą na to, by znowu poczuć się sobą, czyli nastolatkiem. Taki człowiek myśli: jest ciężko, ale wyskoczę sobie raz do roku i tam pożyję – tłumaczy psycholożka.
Majka wspomina, że dość szybko ze znajomymi poczuły się nie jak uczestniczki wyjazdu, tylko jak zwierzęta na wystawie koni rasowych. Panowie w grupkach na postojach mierzyli wzrokiem i oceniali na głos jakość "damskiego towaru", który organizator im dostarczył na ten wyjazd. Każda z pań od razu mogła się dowiedzieć, czy jest chodliwym produktem, czy niekoniecznie. Mocno wstawieni uczestnicy, już trochę nieprzytomnym wzrokiem mierzyli dziewczyny i na głos formułowali oceny. Majka i jej znajome nie miały natomiast słów, żeby ocenić panów w wieku ich ojców, łysiejących, zwykle z nadwagą, bełkoczących na rauszu. Co ciekawe, żadnemu z nich nawet nie przeszło przez myśl, że mogą być po prostu żenujący.
- Czego się można spodziewać pijanym panu? Oni byli w tłumie wilków, którzy wybrali się na polowanie. W stadzie nie ma miejscu na kompleksy, nawet jeśli na co dzień facet jest przez nie zjadany. W stadzie jest tylko siła i moc, alkohol łamie pewne ograniczenia. Jest nas dużo, jesteśmy fajni. Jak upite, wypuszczone na miasto nastolatki. Zaletą bycia nastolatkiem uwięzionym w ciele dojrzałego faceta jest to, że na takim wyjeździe nie ma nikogo dorosłego, kto by ich skarcił, czy postawił granicę – tłumaczy Zawisza-Mlost.
Chłopcy, których się obsługuje. Mężczyźni, którzy zostają chłopcami
Majka wspomina, że wyjazd rzeczywiście bardziej przypominał zieloną szkołę niż wycieczkę dorosłych ludzi. Alkohol lejący się litrami, panowie w koszulkach z (ich zdaniem) śmiesznymi napisami. Jeden uczestnik wziął nawet na stok przebranie małpki, w którym z gracją szusował. Duszne, dwuznaczne żarty w każdy możliwy sposób nawiązujące do spraw związanych z seksem. Furorę robią memy. Memy to jest coś świeżego, na czym znają się młodzi, więc przyszpanowanie memem z automatu ujmuje z dziesięć lat. Czy to maskarada, czy prawdziwe oblicze tych panów?
- To nie jest maskarada. Oni mają tylko skórę dorosłych facetów. Oni są tak naprawdę nastolatkami. Wykonują różne zadania, bo muszą - jak tylko mogą to wskakują w swoją osobowość, , czyli tę, która się nie rozwinęła – wyjaśnia Zawisza-Mlost.
Jak się utyka na etapie adolescencji?
Psycholożka tłumaczy, że powodem tego może być trudna i uwikłana relacja z matką. Wielu mężczyzn jest nieodseparowanych od rodzicielki. W ten sposób dzisiaj pokutuje mit matki-Polki. Chłopcy nie są uczeni odpowiedzialności. Chłopców się obsługuje. – To bardzo wyraźnie widać, kiedy dorośli mężczyźni przyjeżdżają do matek. Mimo że w swoim domu funkcjonują już na partnerskich zasadach, to w domu znowu zaczynają być obsługiwani – zaznacza psycholożka i dodaje, że tego typu deficyty powodują, że nie mogą stworzyć związku. Bo są cały czas są uwikłani w związek z własną matką.
- Pary często funkcjonują i organizują się wokół obowiązków. Często życie umyka na zadaniach. I wtem ktoś się budzi. Zwykle właśnie po czterdziestce. Bilans w tym momencie życia jest bardzo ważny. Można już sobie powiedzieć, co mi się udało, co zrobiłem, a czego już na pewno nie zrobię. Wtedy jeszcze budzą się różne popędy. Jak się nie dbało o związek albo się go po prostu nie stworzyło, mimo że żyło się w parze, to zostaje pustka – mówi psycholożka.
Rytuał przejścia
Majce dość szybko zaczęły przeszkadzać niewybredne żarty, okazało się jednak, że jakakolwiek próba stawiania granic budzi agresję.
- Dojrzałe osobowości nie fundują sobie wyjazdów narciarskich z dziewczynami na podryw. A proszę spróbować postawić granicę dziecku? Będzie zadowolone? Będzie się słuchało? – mówi Katarzyna Zawisza-Mlost. I dodaje:
Psycholożka zaznacza, że polskie społeczeństwo jest bardzo straumatyzowane. - Przeżyliśmy dwie wojny. Mówi się, że pierwsze pokolenie wojenne jest stracone. Traumy były tak potężne, że niemalże niemożliwe do naprawienia w tym pokoleniu, drugie zaczyna w ogóle istnieć. Dopiero w trzecim pokoleniu jest szansa, że ta trauma zacznie się leczyć. Próba zrozumienia swojego własnego, wewnętrznego świata dla pokolenia powojennego była zupełnie poza zasięgiem. W drugim pokoleniu pojawiły się jakieś zalążki, ale cały czas trwała walka o przetrwanie i odbudowę kraju. Jeśli chodzi o trzecie pokolenie - to jest z kolei boom na psychoterapię.
- Chociaż ja miałam np. 70-letnią pacjentkę, która w wieku 65 lat zorientowała się, że żyje z psychopatą. Otrząsnęła się i uznała, że potrzebuje terapii, żeby jeszcze pożyć.
- A może taki wyjazd dla 50-latków jest jakąś formą terapii. Wentylem, który sprawia, że łatwiej znieść codzienność? – pytam.
- Moja pacjentka nie przyszła pijana, w bikini, z historiami o tym, jak podrywa dwudziestolatków. Takie wyjazdy to nie próba zrozumienia siebie, ale próba wytrzymania jakoś tego, kim się jest. Wątpię, by taki wentyl był czymś, dzięki czemu łatwiej żyć. Po takim wyjeździe zostanie pustka na koncie, kac, czasami również ten moralny i marzenie o tym, by znowu pojechać w takie miejsce. Ale także poczucie, że życie które się ma, to nie to życie, które chce się mieć, uczucie samotności i pustki, chociaż żona u boku i dzieci dorosłe, a jednocześnie nic nie można zmienić. Co to za życie?
Raz odbezpieczony wentyl trudno z powrotem zatkać. Majka z przerażeniem wspomina cały wyjazd, a jego finał już najbardziej. Droga z kurortu na lotnisko upłynęła w gęstej atmosferze wyziewów alkoholowych i wzmożonych żartów. Panowie chcieli wykorzystać swój czas do końca. Tak bardzo, że na Okęciu pasażerom nie pozwolono wysiąść z samolotu. Po jednego z uczestników musiała przyjechać policja. Wstawiony mężczyzna nie mógł znieść, że stewardessa jest nieczuła na jego chłopięce wdzięki.