Pogróżki dla lekarza, który badał Stokłosę
Gliwicki lekarz, który miał badać byłego
senatora poszukiwanego listem gończym Henryka Stokłosę, obawia się
o swoje życie - pisze "Dziennik Zachodni".
Był u mnie Henryk Stokłosa. W zeszłą niedzielę, 28 stycznia wieczorem. Ledwo trzymał się na nogach, podtrzymywało go dwóch osiłków - opowiada gliwicki lekarz Jerzy Kurkiewicz. Jego informacje sprawdza Centralne Biuro Śledcze, które od dwóch tygodni poszukuje senatora.
Jak czytamy w dzienniku, dwa dni po spotkaniu ze Stokłosą Kurkiewicz miał odebrać telefon z pogróżkami.
Jerzy Kurkiewicz ma prywatny gabinet w centrum Gliwic - w mieszkaniu, tuż przy dworcu PKP. Tamtej niedzieli w jego drzwiach pojawiło się dwóch rosłych mężczyzn - jeden był w eleganckim garniturze, drugi w dresie. Upewnili się, że lekarz jest sam, a potem wprowadzili do gabinetu mężczyznę około sześćdziesiątki. Był brudny, nieogolony i - mimo zimy - ubrany jedynie we flanelową koszulę. Kurkiewicz od razu rozpoznał znanego z telewizji byłego senatora Henryka Stokłosę.
Według Kurkiewicza, sześćdziesięciolatek był "w strasznym stanie, na silnych środkach spowalniających". Lekarz przepisał pacjentowi leki na obniżenie ciśnienia. O dziwnej wizycie zawiadomił policję, a policja - CBŚ.
Na razie nie udało się potwierdzić tej wersji zdarzeń - mówi rzecznik gliwickiej komendy miejskiej Marek Słomski.
Według gazety, gdy o tajemniczej wizycie Stokłosy w Gliwicach zrobiło się głośno w mediach, na prywatną komórkę Kurkiewicza zadzwonił nieznany mężczyzna. Skończysz, sk... u, jak te ryje w Śmiłowie - zagroził i obrzucił lekarza wyzwiskami.
Policja ustaliła już nazwisko i miejsce zamieszkania mężczyzny, który dzwonił do lekarza z pogróżkami. Jest on mieszkańcem Śląska, choć - jak nieoficjalnie dowiedział się "Dziennik Zachodni" - ślady prowadzą do Warki. Sprawdzamy kontakty tego mężczyzny i jego ewentualne związki z Henrykiem Stokłosą - mówią gliwiccy policjanci. (PAP)