Pogotowie odmawia pomocy, bo "grypa jest w mediach"
"Ostatnio, w godzinach nocnych moja mama miała prawie 40 stopni gorączki. Leki na obniżenie temperatury dostępne w domu, nie skutkowały. Moja siostra zadzwoniła na pogotowie ratunkowe w Pruszczu Gdańskim. Mama skarżyła się na bóle mięśni, ostry kaszel, a gorączka w przedziałach 39,5-39,8 stopni Celsjusza utrzymywała się od dwóch dni. Dyspozytor jednak odmówił wysłania karetki mówiąc, że grypa jest wydarzeniem medialnym" - pisze w liście do redakcji Anna Wojtaszewska, Internautka wp.pl.
Dyspozytor twierdził, że w takich przypadkach karetki nie wyjeżdżają nawet w godzinach wolnych od pracy lekarzy rodzinnych. Moja siostra została bez pomocy. A mama, mimo zaaplikowania kolejnej dawki leków, wciąż miała gorączkę, która wzrosła do 40-40,2 stopni Celsjusza .
Zadzwoniłam z Warszawy na pogotowie ratunkowe w Pruszczu. Dopiero wtedy lekarz postanowił przyjechać. Podał pyralginę i gorączka rzeczywiście spadła.
Następnego dnia ponownie tam zadzwoniłam, tym razem do dyrektora medycznego. Potwierdził on słowa dyspozytora, że grypa to jedynie wydarzenie medialne. Dodał także, że nigdzie na świecie pogotowie nie jeździ do chorych cierpiących nawet na tak wysoką gorączkę. Dyrektor uprzejmie dał mi także radę na przyszłość. Według niej, siostra powinna zostawić mamę, na własną rękę poszukać całodobowej apteki i kupić Pyralginę dostępną bez recepty. Nie jestem przekonana, czy tak właśnie powinno być? Noc, nie mam możliwości skontaktowania się z lekarzem rodzinnym, wszystkie możliwości lekowe zostały wyczerpane, chłodzę mechanicznie rozgorączkowaną osobę w wannie... Chyba w każdej sytuacji, kiedy nie potrafię już sobie poradzić powinno przyjechać pogotowie. Dlaczego świat interesuje się błędami pogotowia, znieczulicą dyspozytorów i skutkami niefortunnych decyzji dopiero wtedy, kiedy dochodzi do tragicznych i nieodwracalnych wydarzeń?
Anna Wojtaszewska, Internautka wp.pl