Podziemie aborcyjne w Polsce. Magda: było sterylnie i z nowym sprzętem
Magda weszła do gabinetu o 20.30. Była zdecydowana. Miała wtedy 23 lata i wiedziała, że sobie nie poradzi. - Lekarz ciągle mnie uspokajał. Powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Rozumiał moje obawy. Tłumaczył, że zabieg jest bezbolesny i wykonywany pod narkozą. Starał się odwracać moją uwagę od tego, co się działo. Próbował mnie nawet rozweselić - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską. 40 min. później nie była już w ciąży. Na biurku lekarza położyła 3 tys. złotych.
Podziemie aborcyjne w Polsce nie ma nic wspólnego z szemranymi miejscami, piwnicami czy brudnymi "zapleczami" przychodni. To nowoczesne gabinety ginekologiczne, w których doświadczony lekarz z dyplomem, w znieczuleniu ogólnym wykonuje zabieg terminacji ciąży. - To była prywatna przychodnia. Sterylny gabinet, nowy sprzęt - opisuje Magda.
Nie ma twardych danych, które określałyby skalę zjawiska nielegalnej aborcji w Polsce. - Liczba takich zabiegów to około 80-150 tys. aborcji rocznie. Są to dane szacunkowe - mówi Wirtualnej Polsce Katarzyna Łabędź z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. - Dane resortu zdrowia z 1988 roku mówią o 105,333 legalnych zabiegach terminacji ciąży. Z kolei dane Ministra Zdrowia, świadczące o legalnych zabiegach w 1993 roku, czyli roku, w którym weszła w życie ustawa tzw. antyaborcyjna, wskazują na 676 wykonanych zabiegów. U styku tych dwóch danych pozostaje pytanie o przyczynę ogromnej różnicy w wykazie legalnych aborcji. Odpowiedź niestety pokazuje skalę zjawiska podziemia aborcyjnego w Polsce - dodaje Sylwia Garbart z Federacji.
Według badania przeprowadzonego przez CBOS w 2013 roku, aborcji poddało się od 25 do 35 proc. Polek. W ciągu swojego życia ciążę usunęła, z dużym prawdopodobieństwem, nie mniej niż co czwarta, ale nie więcej niż co trzecia dorosła Polka. Według obliczeń CBOS, w skali całego społeczeństwa daje to od 4,1 mln do 5,8 mln kobiet. Z kolei według danych z Ministerstwa Zdrowia, z przyczyn dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu, wykonano 718 aborcji. Jak wynika z analizy CBOS, od 2002 roku liczna zarejestrowanych terminacji ciąży wzrosła czterokrotnie.
"Nie ten czas, nie ten mężczyzna"
Agata miała 27 lat. Siedziała w łazience i przypatrywała się dwóm kreskom na teście ciążowym. Pomyślała: nie ten czas, nie ten mężczyzna. Zdecydowała się usunąć. Poszła do swojego ginekologa, który potwierdził ciążę i skierował ją do swojego kolegi. Wszystko odbyło się, teoretycznie, zgodnie z prawem. Wizytę wyznaczył na środek dnia w prywatnej przychodni, która miała podpisaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia. Podpisała się na jakiejś kartce. - Nie pamiętam dokładnie treści, ale wiem, że chodziło o potwierdzenie, że z płodem coś jest nie tak i na tej podstawie legalnie mogę poddać się aborcji - opowiada Wirtualnej Polsce Agata. Nie mówi wiele. Wspomina, że zabieg nie trwał długo. Po znieczuleniu ogólnym wybudzała się w osobnej sali. Podobnie jak Magda, wyjęła z portfela 3 tys. złotych. Po 2 godzinach wyszła do domu.
- Podziemie aborcyjne to przede wszystkim ginekolodzy, którzy odbywają praktyki w placówkach państwowych. Nierzadko są to lekarze, którzy nie wykonują legalnych zabiegów, powołując się na klauzulę sumienia. Mówi się nawet o tym, że "aborcja jest w Polsce legalna, ale po 17:00". Do gabinetów można trafić przez ogłoszenia w gazecie. To anonse typu: "AAA Przywracanie miesiączki" czy "AAA Pomoc ginekologiczna - pełen zakres" - mówi Wirtualnej Polsce Katarzyna Łabędź.
W latach 1943-45, po raz pierwszy, i jak dotąd ostatni, kobiety mogły poddawać się zabiegowi aborcji na życzenie. W 1956 roku weszła w życie ustawa o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Oznaczało to, że legalnie można było dokonywać aborcji ze względu na trudne warunki życiowe kobiety, gdy ciąża zagrażała życiu przyszłej matki lub gdy zachodziło uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku przestępstwa. Według CBOS, w praktyce zabiegi wykonywano na życzenie ciężarnych. W 1993 roku weszła w życie ustawa dopuszczająca aborcję w trzech przypadkach: gdy jest ona wynikiem czynu zabronionego, gdy zagraża zdrowiu i życiu matki oraz gdy przesłanki medyczne wskazują na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. Te przepisy obowiązują do dziś.
We wrześniu br. do komisji sejmowej trafił projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Jaki może mieć wpływ na polskie podziemie aborcyjne, jeśli wejdzie w życie? - Nielegalna terminacja ciąży zejdzie jeszcze głębiej do podziemia, strzeżonego nie tylko przez osoby zaangażowane w jego tworzenie, ale i kobiety, nad którymi będzie wisieć groźba więzienia. Warto też uwypuklić niezwykle ciężką sytuację kobiet, które będą chciały usunąć ciążę, powstałą w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo). Te kobiety obciążone traumą i cierpieniem powstałym na wskutek przemocy seksualnej, dodatkowo będą obarczone ogromnym strachem przed ujawnieniem faktu usunięcia ciąży. Idąc tym tropem, można sobie wyobrazić, że wiele czynów zabronionych nie będzie zgłaszanych na policję. I tak aborcja zejdzie jeszcze głębiej do podziemia, a kobiety nie będą sięgać po narzędzia interwencji w przypadku przemocy seksualnej - zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską Sylwia Garbart.
- Bałam się. Strach towarzyszył mi nie ze względu nie na sam zabieg, ale na jego ewentualne konsekwencje. Psychiczne i fizyczne. Lekarz zapewniał mnie, że aborcja nie będzie miała wpływu na moją płodność. Ponieważ był to mój ginekolog prowadzący, znałam jego podejście do tej kwestii. Wiedziałam, że sam zabieg przebiegnie sprawnie i w "luźnej" atmosferze. Jeśli w ogóle o jakimkolwiek luzie z mojej strony można w tym przypadku mówić. Ufam mu. Ma ogromną wiedzę i długoletnie doświadczenie. Dlatego łatwiej było mi przez to wszystko przebrnąć - mówi Wirtualnej Polsce Magda. Ani ona, ani Agata nie żałują swojej decyzji.