Podwójne Państwo
Dwaj czołowi konsultanci polityczni (to coś więcej niż "komentatorzy"), Minchenko i Pietrow, opisali, kto dziś realnie rządzi Rosją (Raport "Politbiuro 2.0").
10.09.2012 | aktual.: 19.09.2012 12:50
To już nie, jak wcześniej, konglomerat układów personalnych (oligarchów i konkurujących ze sobą klanów urzędniczych w ramach klasy politycznej). Dziś to podlegający prezydentowi Putinowi gabinet cieni, równoległy do oficjalnego rządu, kierowanego przez Miedwediewa. To głównie technokraci, eksperci i osobistości spoza klucza partyjnego (tzw. państwowcy).
Cechuje ich po pierwsze - kolektywne podejmowanie decyzji. Czyli - jak to się określa w politologii - "konsocjonalizm” w ramach "demokracji uzgodnień", służący tworzeniu równowagi między strategicznymi segmentami państwa. Ośrodek owej poziomej koordynacji jest ruchomy i zależy od sytuacji, także międzynarodowej.
Po drugie - indywidualny kapitał każdego z członków Politbiura 2.0 to, oprócz kompetencji, dobre kontakty (i sieć koordynowanych przez siebie powiązań klientelistycznych), z którymi z kluczowych segmentów państwa (wojsko, służby, gubernatorzy, strategiczne ogniwa administracji), banki państwowe i kontrakty Gazpromu, kontroluje osobiście Putin.
Po trzecie - współpraca w Politbiurze 2.0 krystalizuje się wokół zadań, a nie resortowych podziałów. Owe zadania (sformułowane kiedyś przez Rogozina) to metropolitalne rozbudowanie Moskwy, nowa fala prywatyzacji i zagospodarowanie Syberii. Władza zespołu to m.in. decydujący wpływ na dokonującą się przy tej okazji, kolejną transzę uwłaszczenia szeroko rozumianej nomenklatury.
Uczestnicy Politbiura 2.0 stanowią dla Putina rezerwę kadrową, także na stanowisko premiera (Kudrin? Surkov? Czajka? Iwanow?). Ale sami, przynajmniej otwarcie, nie wyrażają swoich ambicji, tworząc wrażenie pełnej zależności od prezydenta. Choć trudno moim zdaniem orzec, czy Politbiuro 2.0 to kolektywny układ władzy służący Putinowi (i próbujący przełamać inercję "oficjalnego" państwa), czy też - są to przedstawiciele kluczowych grup interesów, których Putin jest zakładnikiem.
Strategiczna równowaga wypracowywana w toku decyzji Politbiura 2.0 (które potem stają się decyzjami Putina) budowana jest bowiem w polu ograniczanym przez warunki brzegowe uznane przez te grupy za zadowalające.
Ponad tym, realnym układem władzy, powstaje symboliczna nadbudowa. I tu możliwe są dwa warianty, w zależności od efektów (i kosztów) modernizacji Rosji administrowanej przez nieformalne Politbiuro. Bardziej liberalny, gdy modernizacja się uda. Lub – neotradycyjny (z hasłem "Putin nowym carem"), silnie powiązany z cerkwią.
W tle tego podwójnego państwa panuje wszechobecna korupcja. Trwała, bo już dobudowano do niej racjonalizujące uzasadnienie. Uznano bowiem, że korupcja, tworząc przewidywalne relacje oparte na wzajemności, stanowi spoiwo integrujące państwo i społeczeństwo.
W tym modelu kluczowa jest depolityzacja społeczeństwa. Tzw. społeczeństwo obywatelskie miałoby się ograniczać do korporacyjnej reprezentacji interesów materialnych i zawodowych. I – działalności kulturalnej.
W tej ostatniej kwestii uderza podobieństwo do filozofii władzy Tuska. Ale u nas nie powstał (jeszcze?) system podobny do rosyjskiego. Tusk (czy Komorowski) nie mają swojego Politbiura 2.0. Ich otoczenie to przekładaniec relacji towarzyskich z przechowalnią młodzieżówki PO (rząd) i weteranów dawnej opozycji (prezydent). W sensie merytorycznym prawie całkowita pustka (choć Jan K. Bielecki czy BBN próbują popychać swoich patronów w określonych kierunkach).
Podwójność państwa u nas to obecność trudnych do zidentyfikowania "brokerów" decydujących (w zależności od sytuacji i swoich interesów) o realnych rangach oficjalnych graczy politycznych. Na przykład przez nagłaśnianie afer typu Amber Gold (gdy w tym samym czasie umorzono cześć zarzutów tzw. mafii paliwowej!) uzyskano osłabienie amatorów w rządzie (Tuska, Gowina) i wzmocnienie fachowców (Rostowski, Belka). Choćby dlatego, że arbitralne, niekompetentne deklaracje premiera na arenie międzynarodowej realnie wpływają na wartość pieniądza posiadanego przez grupy, których owi brokerzy reprezentują.
To jeszcze mniej czytelny system władzy niż w Rosji. I nie rokujący rozwoju Polski!
Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski