"Podsłuchy w telefonach dziennikarzy były legalne"
W prowadzonym przez zielonogórską prokuraturę śledztwie stwierdzono, że były stosowane podsłuchy wobec dziennikarzy - zeznał przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków prokurator Jarosław Kijowski. Prokurator powiedział, że z jego wiedzy wynika, że operacja "Cele" była legalna.
04.03.2011 | aktual.: 04.03.2011 12:36
Kijowski, który prowadził śledztwo w sprawie inwigilacji dziennikarzy, nie chciał powiedzieć, którzy konkretnie dziennikarze byli podsłuchiwani. - Nie mogę ujawnić tej informacji. Jest objęta tajemnicą śledztwa - podkreślił.
Świadek pytany, w jakich okolicznościach służby sięgały po billingi dziennikarzy odpowiedział, że może powiedzieć o tym na posiedzeniu niejawnym. - Wszystkie procedury zostały zachowane. Taka jest moja ocena materiału dowodowego - powiedział.
Kijowski zaprzeczył, żeby były pobierane billingi rozmów telefonicznych dziennikarki Moniki Olejnik.
Według prokuratora, śledztwo ws. inwigilacji dziennikarzy było umarzane dwukrotnie. Zostało podjęte na nowo. Nie chciał powiedzieć na jawnym posiedzeniu, dlaczego tak się stało. Argumentował, że musiałby ujawnić treść ściśle tajnych materiałów.
- Jednostka nadrzędna, która stwierdza , że w jej mniemaniu postępowanie zostało zbyt wcześnie umorzone podaje wskazówki czy czynności, które należałoby wykonać. Tak się też stało - zaznaczył.
Zdaniem Kijowskiego zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawie kontroli operacyjnej dziennikarzy złożył m.in. komendant główny policji. Jak zeznał, komendant nie został przesłuchany.
Kijowski powiedział, że z jego wiedzy wynika, że operacja "Cele" była legalna. Według doniesień medialnych rozpoczęła się ona jesienią 2006 r. i mogły być w jej trakcie stosowane podsłuchy telefonów komórkowych niektórych dziennikarzy. Operacja miała rozpocząć się po informacjach, że szykowany jest zamach na byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i skierowana przeciwko niemu medialna prowokacja.
W opinii prokuratora status pokrzywdzonego nie powinien być przyznany dziennikarzowi Wojciechowi Czuchnowskiemu. Dodał, że podtrzymuje swoje stanowisko wbrew decyzji sądu, że Czuchnowski taki status musi otrzymać. - Nie wiem z jakich powodów sąd rejonowy swoją sentencję zawarł w kilku lakonicznych zdaniach, nie odnosząc się do merytorycznej strony postępowania - powiedział.
Czuchnowski jest jednym z 10 dziennikarzy, którzy mieli być inwigilowani przez służby specjalne w czasach rządów PiS. Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze żadnemu dziennikarzowi nie chciała przyznać statusu pokrzywdzonego.
O inwigilacji dziennikarzy w latach 2005-2007 napisała "Gazeta Wyborcza". "GW" dotarła do materiałów ze śledztwa, które prowadziła i w maju ubiegłego roku umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa, zielonogórska prokuratura. Według informacji gazety, służby sięgały do historii połączeń telefonicznych nawet sprzed dwóch lat, a jednym z celów było ujawnienie źródeł informacji dziennikarzy, krytykujących poczynania ówczesnych władz państwowych.
Posłowie spotkają się z Kijowskim na niejawnym posiedzeniu jeszcze w piątek. Posiedzenie zakończyło się ostrą wymianą zdań między szefem komisji Andrzejem Czumą (PO) a Marzeną Wróbel (PiS), która powiedziała, że prace komisji trwają stanowczo zbyt długo, a dzieje się tak z winy posłów PO, którzy celowo je przeciągają, tak aby raport komisji pojawił się tuż przed wyborami parlamentarnymi. - Komisja nie jest po to, aby badać stany psychiczne pani poseł - powiedział Czuma. Wróbel zapowiedziała, że zaskarży tę wypowiedź do Komisji Etyki Poselskiej.