Podpalił żonę, grozi mu dożywocie
Do krakowskiego sądu trafił akt oskarżenia przeciwko 40-letniemu mężczyźnie, który podpalił żonę. Kobieta na skutek oparzeń zmarła. Oskarżonemu grozi nawet dożywocie.
07.12.2007 | aktual.: 07.12.2007 18:06
Tragedia wydarzyła się w maju tego roku. Jak ustaliła prokuratura, Zbigniew J. wcześniej wielokrotnie groził żonie, zapowiadał nawet, że ją podpali, a między nadużywającymi alkoholu małżonkami często dochodziło do konfliktów i kłótni. Kobieta zgłaszała policji akty przemocy, ale ostatecznie nigdy nie zeznawała przeciwko mężowi.
12 maja małżonkowie pokłócili się najpierw w pizzerii, gdzie razem z innymi osobami pili piwo. Wieczorem w domu, gdy byli sami mężczyzna zaatakował żonę najprawdopodobniej w przedpokoju, oblał ją rozpuszczalnikiem i podpalił - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
Gdy ogniem zajęła się boazeria i sztuczna wykładzina, mężczyzna - obawiając się pożaru mieszkania - zaczął gasić płomienie, a żonę położył w wannie. Sam pojechał do szpitala, bo miał poparzone dłonie. Kobietę pogotowie zabrało dopiero po jego powrocie do domu.
Małgorzata J. miała poparzenia II i III stopnia na 65% powierzchni ciała i mimo wysiłków lekarzy, w miesiąc po zdarzeniu zmarła. Osierociła dwóch synów: 12-letniego i 16-letniego.
Według biegłego z dziedziny pożarnictwa Zbigniew J. musiał działać z premedytacją, bowiem użył łatwopalnej substancji w pomieszczeniu, w który ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko.
Mężczyzna nie przyznał się do podpalenia żony. Twierdził, że rozpuszczalnik rozlał się, kiedy czyścił sobie buty, a kobieta stała obok z papierosem w dłoni. Nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego żona miała poparzoną głowę, szyję, ramiona i klatkę piersiową - mówiła Marcinkowska.
Prokuratura uznała, że Zbigniew J. działał ze szczególnym okrucieństwem i z motywów zasługujących na szczególne potępienie.